Dni Dąbrowy Górniczej, 31.05.2014 r.
W sobotę skumulowały mi się wydarzenia, na które chciałam pójść. A mianowicie Dni Dąbrowy z Krukiem i Juwenalia Śląskie z HEY. Kombinowałam jak to rozegrać… bo za nic nie chciałam ominąć Kruka, a zależało mi aby w końcu zobaczyć na żywo HEY, bo nie miałam jeszcze okazji. Na szczęście wszystko pięknie się ułożyło: Panowie o 18:30, a Kasia o 22:30. Taaaak… 18:30… Dni Dąbrowy po raz drugi mnie zaskakują. W poprzednim roku, podczas „rytuału” kupowania prażonych nerkowców, Kult zaczął o 10 minut wcześniej swój koncert… Kruk podbił stawkę, zaczęli tuż po 18. Gdyby kolarze w Giro d’Italia nie przyjechali tak szybko na metę (o 17! Ah, mityczne Zoncolan) to z tego Sosnowca chyba bym dojechała na koniec koncertu, a nie na drugą piosenkę. Nerkowce musiały zatem poczekać…
Tym razem pogoda dopisała! Ciepło, słońce i… kilka znajomych twarzy wśród skromnej dąbrowskiej publiczności. No i wspaniały Kruk. Nie wiem jak oni to robią, ale kiedy ich słucham i oglądam uśmiech nie schodzi mi z twarzy (jak na Deep Purple w Spodku). Próbowałam się nawet przywołać do porządku… nie udało się hah. Głos Romana Kańtocha jest niesamowity – na Child in Time były ciary (znowu). Albo choćby Rising Anger w jego wykonaniu nabiera nowego, głębszego wymiaru. Podobnie zresztą z Rzeczywistością (mam jakieś takie skojarzenie z Dżem…). Powtarzać się nie lubię, ale co ja mogę zrobić kiedy Piotr Brzychcy (którego twarz zdobi okładkę najnowszego numeru Metal Hammer) pokazuje swoje wyjątkowe gitarowe możliwości. Uwielbiam soczyste, melodyjne solówki. Normalnie bym powiedziała, że w sumie niczego mi więcej nie potrzeba, ale nie wyobrażam sobie Kruka bez Michała Kurysia na klawiszach. Taki byłby to Kruk bez dzioba (no też wymyśliłam fascynujące porównanie, hah). Nie mogę zapomnieć wspomnieć o Darku Nawarze za perkusją (fakt, że usłyszałam perkusję i doceniam, znaczy że musi być naprawdę dobra!) i Krzyśku Nowaku na basie – niby mało mobilni ale bez nich to nie było by TO.