wtorek, 17 kwietnia 2018

Relacja: Ensiferum, Ex Deo i Wind Rose zagrali w Warszawie! (10.04.2018 r., Proxima)

10 kwietnia Proxima przeżyła najazd ciężkich, rozpędzonych, melodyjnych folkowych death metalowych brzmień rodem z Finlandii, Kanady oraz Włoch. Na warszawskiej arenie stanęli ramię w ramię Wikingowie z Ensiferum, Rzymianie z Ex Deo i krasnoludy z Wind Rose. I jak łatwo można się domyślić - jeńców nie brali! 



Tę power/folk/death/viking metalową ucztę rozpoczęli przyodziani w imponujące zbroje i skóry panowie z Wind Rose. Niestety zdążyłam tylko na dwa ostatnie utwory tych włoskich krasnoludów, ponieważ nie jest łatwo przemieścić się z Sosnowca do Warszawy zaraz po pracy. I mam czego żałować, ponieważ zespół nie tylko świetnie się prezentuje na scenie w tych robiących wrażenie strojach, pasujących do tekstów piosenek nawiązujących do tolkienowskich dzieł (na zejście nawet puścili z taśmy „The Misty Mountains Cold” z filmu „Hobbit”), ale również grają potężnie brzmiącą muzykę łączącą folk i power metal. Melodyjne „To Erebor” i brawurowe „The Breed of Durin” nie tylko mi wpadły w ucho, ponieważ publiczność również wykazywała dużą aktywność słuchając tych numerów, razem z krasnoludami wymachując włosami w powietrzu. Wind Rose zebrali duże, zasłużone brawa i na pewno zyskali kilku nowych fanów. 


Przed wejściem na scenę kanadyjskiego zespołu techniczni (jeden z nich miał koszulkę z „Rick and Morty” – „Time to get wrecked”) ciężko pracowali nad nagłośnieniem, aby brzmienie grupy było jak najlepsze. Nawet doszło do małego spięcia z nagłośnieniowcem, ale to napominanie dało dobry efekt, ponieważ Ex Deo (w kostiumach rzymskich gladiatorów), jak wyszli na scenę, tak do końca swojego występu roznosili Proximę na strzępy grając potężny death metal. Od pierwszych utworów („The Rise of Hannibal”, „I, Caligvla”) tworzyły się ścianki, a rogi i pięści fanów, co chwilę wystrzeliwały w górę. Muzycy Kataklysm (Ex Deo jest pobocznym projektem frontmana Maurizio Iacono) zagrali również ciężkie, symfoniczne i z niezłą solówką „Pollice Verso (Damnatio ad Bestia)” oraz rozpędzone i agresywne „Cato Major: Carthago delenda est!”. 


Choć masywność muzyki Ex Deo oraz brawurowość sceniczna udzielała się ludziom zgromadzonym w Proximie, to po znakomitym „Ad Victoriam (The Battle of Zama)”, emocje zaczynały opadać. Na dłuższą metę romańskie klimaty trochę męczyły osoby, które jednak wolą ciut lżejszą i bardziej melodyjną muzykę Ensiferum. Nie zmienia to faktu, że „The Final War (Battle of Actium)” czy „The Roman” to wciąż świetne kawałki. Ten bardzo udany i porywający występ Ex Deo zakończyli utworem „Romulus”, a publiczność pożegnała ich entuzjastycznymi owacjami. 


Zanim jednak Finowie pojawili się na scenie, fanów rozbawiła niespodziewana piosenka grana z taśmy tuż przed początkiem koncertu. Całkiem dobrze wypełnioną już Proximę wprawił w wesołe humory przebój lat 90. „What Is Love” w wykonaniu Haddaway, do którego ludzie nawet chętnie śpiewali i klaskali. Skoro grunt pod viking metal został już przygotowany (!) nie pozostało już Ensiferum nic, jak rozpocząć ten żywiołowy koncert. Przy gorącym przyjęciu przez polską publiczność Finowie ruszyli z kopyta z melodyjnymi „For Those About to Fight for Metal” i „Two Paths”. A fani rzucili się w pogo, głośno i chóralnie śpiewając słowa piosenek, jak choćby na „Heathen Horde”. 

Ensiferum jeszcze dołożyli do pieca, przyspieszając za sprawą rozpędzonego „King of Storms”, ale po chwili nieco zwolnili na folkowym „Wanderer”. Widać było po długowłosych muzykach, że są pod ogromny wrażeniem polskiej publiczności, która co jakiś czas z pasją wykrzykiwała też nazwę zespołu. Z naznaczonych czarnymi liniami twarzy Finów nie schodził uśmiech, tryskali pozytywną energią i skutecznie angażowali fanów w zabawę. Z kolei pogo pod sceną nie ustawało na zawrotnym „Twilight Tavern” i porywającym, vikińskim „Treacherous Gods”.


Mimo, że atmosfera w Proximie była naprawdę znakomita to dopiero, gdy Finowie zagrali przebojowe „Lai Lai Hei” emocje sięgnęły zenitu. Fani szaleli, wesoło śpiewając z zespołem. Ciąg dalszy tego szaleństwa nastąpił na świetnym „In My Sword I Trust”. Większość ludzi w klubie po takiej dawce podskoków i śpiewów spływała potem i ciężko oddychała, ale radości było, co nie miara.

W rezultacie dalsza część koncertu Ensiferum odbywała się w niezwykle pozytywnej aurze. Ani trochę nie dłużył się ponad 12-minutowy utwór „The Longest Journey (Heathen Throne, Part II)”, a okrzyków i pięści w powietrzu nie brakowało na szybkim „Way of the Warrior”. Z kolei w wir pogo porwał fanów energetyczny „Into Battle”, wyciskając z nich resztki sił. 

Na bis Wikingowie z Finlandii zagrali „Iron”, wcześniej ucząc publikę śpiewania „tatarada-tatarada” do charakterystycznej melodii tego numeru. Finowie bawili się na scenie równie dobrze, co fani pod nią, a Markus Toivonen nawet popisywał się graniem na gitarze za głową. To było naprawdę doskonałe zakończenie tego wspaniałego, żywiołowego koncertu! Braw nie było końca.


Prawdę mówiąc planowałam zobaczyć Ensiferum z resztą składu 11 kwietnia w Katowicach, ale ze względu na koncert Angry w Warszawie w tym samym czasie musiałam improwizować. Miałam drobne obawy, że warszawska publiczność nie stworzy tak gorącej atmosfery, jaką potrafią zapewnić fani z południa Polski, ale przyjemnie się zaskoczyłam. Publika w Warszawie pokazała klasę i zaangażowanie, podobnie jak wszystkie zespoły grające w Proximie. To był kapitalny wieczór z folk/viking/death metalowymi brzmieniami. Warto było przejechać pół Polski, aby pobawić się wraz z Wind Rose, Ex Deo i Ensiferum! Kiedy powtórka? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz