niedziela, 25 marca 2018

Relacja: Hunter zagrali w Zabrzu! (17.03.2018, CK Wiatrak)

Ruszyła wiosenna trasa koncertowa zespołu Hunter, więc tradycyjnie Szczytnianie nie omieszkali zajrzeć do zabrzańskiego CK Wiatrak i skopać tyłki lokalnym fanom solidną dawką metalu. Support zapewniła tym razem krakowska grupa Mastemey.



Ze względu na mroźne warunki udało mi się zdążyć na trzy ostatnie kawałki Mastemey, którzy grają thrash metalu z elementami groove. Solidnie wypełniony CK Wiatrak obserwował krakowskie trio z zainteresowaniem, ale większych emocji jednak nie wzbudzili mimo, że pod sceną zawiązało się kilkuosobowe pogo. Na pewno chłopaki narobili niezłego hałasu, nie mniejszego niż Eier, który w Zabrzu niemal za każdym razem supportuje Hunter. Taka odmiana też jest dobra. Szkoda tylko, że nagłośnienie nie było najwyższych lotów, bo brzmieliby zdecydowanie lepiej i bardziej porywająco. Ale może taki urok tego gatunku muzycznego. 


Hunter wyszli na scenę przy głośnych owacjach fanów, zaczynając set od „Fallen”, które od razu rozkręciło szalone pogo pod sceną. Kolejne utwory takie jak „Mirror of War” i „Fantasmagoria” również pochodziły z albumu „Medeis”, który w tym roku świętuje XV-lecie wydania. Początek koncertu był zadedykowany właśnie tej płycie, dlatego usłyszeliśmy również „Lożę szyderców”, „So...” oraz „Siedem”, czyli „waszą ulubioną liczbę”, jak stwierdził Paweł „Drak” Grzegorczyk . Pod sceną zrobiło się naprawdę gorąco, że aż wokalista upomniał jednego z nadpobudliwych fanów, aby bawił się bez agresji, co odniosło skutek, a szalona zabawa trwała dalej, ale już w pokojowej atmosferze.  

Warto powiedzieć, że wokalista, jak i Konrad „Saimon” Karchut  nieco zmienili swój image na tą część koncertu, aby przypomnieć publiczności stare czasy Huntera. Drak zamiast kapelusza założył sobie czarną czapkę, a basista rozpuścił długie włosy i był przez to niemal nie do poznania. W momencie, gdy Dariusz „Daray” Brzozowski i Piotr „Pit” Kędzierzawski zaczęli grać pierwsze melodie uwielbianego „Kiedy Umieram”, perkusista nie wytrzymał i zirytowany chwycił za mikrofon, aby wytknąć publiczności brak zgrania w klaskaniu. Oczywiście wszystko to było w żartach, natomiast w tym wypadku miał sporo racji, ponieważ fani naprawdę słabiutko wyklaskiwali rytm tego znakomitego kawałka. Troszeczkę ta sytuacja speszyła ludzi, bo później to się odbiło na rzadkim klaskaniu, aby znowu „nie zdenerwować” Daraya. Na szczęście „Kiedy Umieram” wyszedł już znakomicie, publika nie tylko pięknie i emocjonalnie śpiewała, ale też zachowała rytm. Ten legendarny numer, który kończył przygodę z albumem „Medeis” bardzo ożywił ludzi, bo kolejne piosenki wywoływały jeszcze gorętsze reakcje. Jak choćby „Easy Rider”, który Drak sympatycznie zapowiedział, że to piosenka „największego metalowca w Polsce, czyli Krzysztofa Daukszewicza”. Publika bawiła się świetnie na tym znakomitym kawałku. 


Po tym nakręcającym wszystkich numerze, atmosfera w CK Wiatrak zmieniła się na bardziej mroczną za sprawą kapitalnej kompozycji „Arges”.  Wokalista założył w końcu kapelusz oraz okrągłe okulary, które możemy kojarzyć z sesji zdjęciowej do albumu „HellWood”. Nagłośnienie w klubie sprawowało się odpowiednio, więc „Arges” zabrzmiał upiornie i z mocą, choć chciałoby się, aby Draka było lepiej słychać, bo wyjątkowo dawał radę wokalnie, co akurat nie jest regułą. Jednak zamiast rozbudowanej końcówki utworu niespodziewanie, „po cichutku” nastąpiło przejście do… coveru „Keine Lust” zespołu Rammstein. Tutaj swoje pięć minut miał Arkadiusz „Letki” Letkiewicz i choć ten numer aż tak nie podekscytował publiczności, jak grana często w ostatnich latach „Amerika” to i tak pod sceną zrobił się niezły kocioł. Następnie „Płytki Dołek” oraz najnowszy kawałek Huntera, „kim”, a także „Labirynt Fauna” rozśpiewały cały Wiatrak. Na tej ostatniej piosence oraz na „RnR” (jedyny przedstawiciel płyty „Królestwo”), w końcu Jelonek nieco się ożywił, ponieważ cały koncert stał w cieniu (i to nawet nie metaforycznym), jakby dawał się tym razem wyszaleć tryskającymi humorem Piotrem „Pitem” Kędzierzawskim i Drakiem. 

Przed bisem usłyszeliśmy jeszcze tradycyjnie „$mierci$miech” i „T.E.L.I...”, które wypompowały całą energię z rozskakanej publiczności. Mimo to CK Wiatrak nie przestawał wywoływać zespołu, aby wrócili na scenę zagrać więcej kawałków. I po chwili pojawili się w zakrwawionych kitlach, aby nadać klimatu piosence „Imperium Uboju”. A żeby przywołać woodstockowe nastroje Hunter zagrali „Chop Suey!” zespołu System of a Down! Czyżby to była jakaś wskazówka, że wrócą do Kostrzyna nad Odrą? Byłoby pięknie usłyszeć ich na Przystanku Woodstock, który teraz nosi nową nazwę PolAndRock. Na koniec grupa wykonała utwór „NieWolnOść”, który nieustannie cieszy się popularnością ze względu na swoją aktualność, bo „jaki kraj, taka piosenka”.


Hunter jak zwykle nie zawiedli, bo znowu dali świetny koncert. Cieszy mnie to, że odświeżyli nieco setlistę, a także zagrali covery piosenek, których dawno nie wykonywali. Miło było też posłuchać starszych numerów pochodzących z płyty „Medeis”, choć wciąż mi się marzy usłyszeć na żywo „Grabaszszsz…”. Zabawa pod sceną jak zwykle była znakomita, a ludzie również frekwencyjnie się spisali. Możliwe, że muzycy też to zauważyli, ponieważ bardzo wylewnie dziękowali fanom, którzy, jak mówią, dają im siłę do grania. A tej na pewno potrzeba wiele, bo pod koniec na scenie już było widać, że dużo energii kosztował zespół ten występ. Najważniejsze, że Hunter znowu roznieśli Wiatrak mocnymi brzmieniami, humorem i żywiołowym koncertem! Czekamy na powtórkę jesienią!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz