wtorek, 20 marca 2018

Relacja: Rhapsody zagrali w Warszawie! (06.03.2018, klub Proxima)

Byli członkowie legendarnego włoskiego zespołu Rhapsody of Fire zjednoczyli siły, aby wspólnie zagrać ostatni raz na pożegnalnej trasie koncertowej. Również polskich fanów nie ominęła przyjemność zobaczenia na jednej scenie Luki Turilliego, Fabio Lione, Alexa Holzwartha, Patrice’a Guersa i Dominique’a Leurquina, którzy postarali się, aby wyprzedany koncert w Proximie stał się niezapomnianym przeżyciem!



O całym zamieszaniu z nazwą zespołu oraz zmieniającym się na przestrzeni lat składem Rhapsody (of Fire) można by napisać pewnie epopeję, podobnie jak o mojej desperackiej podróży do Warszawy na koncert. Ale zamiast tego lepiej skupić się na występie niedoścignionych mistrzów symfonicznego power metalu, który miał miejsce w zapełnionej po same brzegi Proximie. O supportach nie mogę nic napisać, bo po prostu do klubu przyjechałam na końcówkę koncertu Beast In Black, który zyskał uznanie w uszach publiczności wnioskując po głośnych reakcjach. Dodając do tego poprzedzający Finów rumuński Scarlet Aura, mogę stwierdzić, że dobrze rozgrzali ludzi, bo czuło się w powietrzu napięcie oczekiwania, podekscytowanie i gotowość do szalonej zabawy pod sceną.

Na pewno supporty wprawiły fanów w szampański nastrój, bo czekając niecierpliwie na Rhapsody, co chwilę podnosiły się chóralne okrzyki „Rhapsody! Rhapsody!” wraz z dogadywaną końcówką „of Fire!”, co wywoływało salwy śmiechu. Muzycy wyszli na małą, proximską scenę przy podniosłych dźwiękach „In Tenebris” oraz ogłuszającym aplauzie publiki. Na początek zaatakowali rozpędzonym i przebojowym „Dawn of Victory”, gdzie fani rzucili się w szalone pogo, a mniej chętni do ścianek śmierci zdzierali gardła w chóralnym śpiewie do refrenu lub przeżywali na własny sposób. Rhapsody nie zwalniali i zagrali kolejne powermetalowe „Wisdom of the Kings”. Palce Luki Turilliego już zamiatały po strunach gitary, a Fabio Lione podrywał wszystkich do zabawy, popisując się niezwykłą skalą głosu.


„The Village of Dwarves” przywołał nieco bardziej folkowe klimaty, które bardzo spodobały się publiczności, która dziarsko klaskała i skakała do rytmu. Po chwili z siłą potężnego smoka wjechał hiperszybki, ale melodyjny „Power of the Dragonflame”, gdzie fani znowu mogli wspólnie pośpiewać refren. „Beyond the Gates of Infinity” to już bardziej epickie i symfoniczne granie, które przy całkiem dobrym jak na Proximę nagłośnieniu dawało dużo przyjemności ze słuchania. Do tego jeszcze wszechobecne zadymienie na scenie dodawało klimatu, choć przyznam, że utrudniało obserwację gry Luki Turilliego czy Dominique’a Leurquina nie wspominając już o Alexie Holzwarth’ie czy Patrice Guersie. Kolejne dynamiczne „Knightrider of Doom” znowu rozkręciło zapierające dech w piersiach pogo, a pięści poszły w górę.

Na spokojniejsze dźwięki, gdzie fani mogli chwilę odsapnąć, doczekaliśmy się dopiero przy „Wings of Destiny”. Fabio Lione podszedł do barierek, gdzie czarował swoim nieprzeciętnym wokalem. W sekcji zarezerwowanej dla utworów z albumu „Symphony Of Enchanted Lands” znalazł się również numer „Riding the Winds of Eternity”, który wokalista zadedykował sir Christopherowi Lee. Brytyjski aktor brał udział w nagrywaniu kilku płyt Rhapsody of Fire, więc Fabio Lione przytoczył jeszcze związaną z nim anegdotkę, całkiem udanie naśladując jego głęboki głos. Ta dedykacja nie była też zwykłą kurtuazją o nieżyjącym aktorze, ale prawdziwym złożeniem hołdu tej wspaniałej osobie, o czym świadczył uniesiony palec w stronę nieba pod koniec piosenki. Fani również jeszcze chwilę skandowali imię artysty, który, o czym warto pamiętać, nagrał też parę metalowych płyt!

Aby dopełnić ten niezwykły klimat podniosłości usłyszeliśmy jeszcze trwającą niemal 10 minut kompozycję „Symphony Of Enchanted Lands”. Szczęka opadała z wrażenia, jak Fabio Lione niesamowicie wyśpiewał ten wyjątkowo wymagający wstęp do tej piosenki. Dobrze też udawał, że śpiewa partię kobiecą puszczoną z taśmy. Nie brakowało oczywiście żywiołowej zabawy, gdzie publiczność chętnie dokrzykiwała „hej!” i klaskała do rytmu. 


Po tych podniosłych melodiach „Symphony Of Enchanted Lands” przyszła pora na solowy występ. Na pierwszy ogień poszedł Alex Holzwarth. Dla wielu osób był to pierwszy moment podczas koncertu, kiedy mogli zobaczyć niemieckiego perkusistę w akcji, ponieważ, jak już wcześniej wspominałam, dymy spowijały scenę niemal cały czas. Bębniarska solówka zabrzmiała ciekawie, ale z podkładem muzycznym wyszła bez finezji. Po chwili Rhapsody sięgnęli po naprawdę stary utwór, „Land of Immortals”, z debiutanckiego albumu „Legendary Tales” z 1997 roku. Te powermetalowe dźwięki znowu porwały ludzi w pogo i ścianki, żeby po chwili wrócić do symfoniczno-metalowych klimatów kapitalnej kompozycji “The Wizard's Last Rhymes”, gdzie fani nie szczędzili gardeł. 

Jako drugi w solowym występie pokazał się Patrice Guers. Prawdę mówiąc to bez podkładu muzycznego też zachwyciłby świetnymi, wirtuozerskimi dźwiękami swojego basu za co zebrał burzę braw. Pięknym i melancholijnym momentem koncertu na pewno było odśpiewanie przez Fabio Lione (który związał sobie włosy w kitkę) piosenki „Time to Say Goodbye (Con te partirò)”, co oczywiście miało symboliczne znaczenie dla całej trasy koncertowej zespołu. I trzeba powiedzieć, że wokalista Rhapsody poradził sobie znakomicie z trudnościami tego operowego utworu, który zaśpiewał w oryginalnej, włoskiej wersji. Ręce same składały się do oklasków! 

Jeszcze przed bisem usłyszeliśmy jeden z bardziej lubianych utworów Rhapsody, czyli energetyczny „Holy Thunderforce”, do którego stopy same podrywają się do skoków, a usta otwierają do chóralnego śpiewu. Szkoda tylko, że dłuższa przemowa Lione odbiła się na jakości nagłośnienia, które przez połowę piosenki dawało się we znaki. Na szczęście nie przeszkodziło to w żywiołowych reakcjach fanów i szalonym pogo, jakby jutra nie było. 


Publiczność została nagrodzona bisem w postaci rozpędzonego „Rain of a Thousand Flames” oraz przepięknej ballady „Lamento Eroico”. Fabio Lione jeszcze przedstawił każdego z członków zespołu, więc wielkie brawa dostawali po kolei Dominique Leurquin, Patrice Guers i Alex Holzwarth. Na koniec zostawił sobie Lukę Turilliego, o którym wypowiadał się z wielkim szacunkiem, że to właśnie on robi różnicę i dzięki jego melodyjnej grze na gitarze Rhapsody brzmi tak kapitalnie. Po owacjach dla Luki, gitarzysta przejął na chwilę mikrofon i z włoskim akcentem powiedział dokładnie to samo o Fabio Lione wychwalając jego umiejętności wokalne. Myślę, że w tych słowach zawierała się cała prawda o Rhapsody, bo to Fabio i Luca są najważniejszymi i najbardziej charakterystycznymi postaciami dla niepowtarzalnego stylu Rhapsody, nie ważne jak bardzo Alex Staropoli próbowałby temu zaprzeczyć. Po tych wzajemnych kurtuazjach panowie zagrali jeszcze doskonałe „Emerald Sword”, które w idealny sposób zakończyło ten magiczny, pożegnalny wieczór! Zespół podziękował publiczności za wspaniałe przyjęcie, a fani jeszcze przez jakiś czas oklaskiwali włoskich wirtuozów symfonicznego power metalu.

To był na pewno niepowtarzalny i niezapomniany wieczór w warszawskiej Proximie. Ciężko było sobie wyobrazić, że jeszcze kiedyś zobaczymy na jednej scenie Lukę Turilliego i Fabio Lione w repertuarze Rhapsody, ponieważ ich drogi się rozeszły (pozostali muzycy koncertują w zespole włoskiego gitarzysty, który odwiedził Polskę w 2016 roku, a wokalista zasilił szeregi Angry). A jednak przyjechali się pożegnać z polską publicznością, która spisała się na medal, a niektórzy nawet przygotowali odpowiednie atrybuty, jak choćby własnoręcznie wykonany miecz, co zostało docenione przez zespół. A na scenie było widać po muzykach radość z grania utworów Rhapsody. Fabio Lione przybijał piątki pierwszym rzędom, głęboko patrząc w oczy fanom, a Luca Turilli wykorzystywał maksymalnie przestrzeń sceniczną, gdzie co jakiś czas dawał się ponieść energetycznej muzyce, podrygując, uśmiechając się i czarując melodyjnymi solówkami. Atmosfera koncertu była gorąca, ale ta symfoniczno-powermatalowa uczta była warta każdej ceny, przemierzonego kilometra i nieprzespanej nocy! Dziękujemy Rhapsody! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz