sobota, 18 listopada 2017

Relacja: Skálmöld i Omnium Gatherum zagrali w Krakowie! (15.11.2017, Kwadrat)

Choć islandzko-fińska metalowa ofensywa nie zapełniła ludźmi krakowskiego Kwadratu to fani Skálmöld oraz Omnium Gatherum i tak zaliczą ten wieczór do bardzo udanych. Koncerty tych dwóch grup poprzedził występ fińskiego zespołu Stam1na.



Ten islandzko-fiński wieczór ciężkich, ale melodyjnych brzmień rozpoczął zespół Stam1na, który narobił porządnego hałasu. Widać było po zespole, że trochę ich rozczarowała frekwencja na ich koncercie, ale robili swoje próbując znaleźć oparcie w osobach, które wykazywały żywsze zainteresowanie ich thrashowo- i nieco progresywno-deathmetalową muzyką. Warto odnotować, że śpiewali w swoim ojczystym języku, czyli po fińsku, ale nie omieszkali się pochwalić znajomością polskich przekleństw. Może sceny nie roznieśli, ale pozostawili po sobie dobre wrażenie.


Na Omnium Gatherum panowała zdecydowanie bardziej żywiołowa atmosfera, ponieważ Jukka Pelkonen swoim ekspresyjnym zachowaniem zjednał sobie publiczność. Aż tak, że nawet ludzie chętnie odwzajemniali jego specyficzny sposób pokazywania rogów dwoma rękami. Fiński death metal porwał parę osób do pogo, a nawet pojawił się circle pit. Było melodyjnie („Ego”, „Frontiers”), przebojowo („Skyline”), szybko („Storm Front”, „The Pit”), ciężko („The Unknowing”, „The Sonic Sign”, “New World Shadows”) i klimatycznie („Nightwalkers”). Muzycy wprowadzili w ruch wirowy swoje długie włosy, a wokalista wciąż zabiegał o większą aktywność, również przeklinając po polsku i fińsku. Omnium Gatherum zagrali świetny koncert, rozkręcając publiczność i dając czadu na scenie.


Islandzcy Wikingowie zaczęli od mocnego uderzenia z „Árás” i energicznego „Gleipnir”. Potem przenieśliśmy się w klimaty ostatniej płyty „Vögguvísur Yggdrasils”, aby usłyszeć potężne „Múspell” i „Niflheimur”. Jednak muzyka Skálmöld zachęciła niewiele osób do skromne pogo, a atmosfera nie była aż tak porywająca, jak podczas koncertu Omnium Gatherum. Z drugiej strony Finowie mieli przewagę w postaci nieco zwariowanego wokalisty, a tutaj Björgvin Sigurðsson nie rozdwoi się (żeby nie powiedzieć – roztroić) jednocześnie grając na gitarze, growlując ile w płucach sił i jeszcze zachęcając publikę do większej aktywności. Viking metal musiał obronić się sam, choć uśmiechnięci gitarzyści (Baldur Ragnarsson był bez butów) i tak starali się pobudzić ludzi do żywszych reakcji. I faktycznie z każdą następną piosenką („Narfi”, „Höndin sem veggina klórar” i „Himinhrjóður”) emocje rosły i kolejne osoby dołączały do pogo.


Znakomicie zabrzmiał „Miðgarðsormur” z czysto śpiewającym Gunnarem Benem, który przygrywał na klawiszach zapewniając muzyczne tło. Nie zawiodło moje ulubione, ciężkie „Með drekum” z genialną breakdownową wstawką. Przy bardzo dobrym nagłośnieniu w Kwadracie ten utwór zabrzmiał potężnie! Jeszcze chwilę pozostaliśmy w mroczniejszych klimatach z „Með fuglum”, gdzie fani chętnie wykrzykiwali „hej!” i znowu zakotłowało się pod sceną. Na koniec Islandczycy zostawili sobie najbardziej melodyjne utwory jak „Niðavellir”, „Að vetri” i uwielbiane, przebojowe „Kvaðning”.


Szkoda, że do Krakowa nie przyjechało więcej fanów (kurtuazyjnie mogę stwierdzić, że była połowa Kwadratu) zarówno Skálmöld jak i Omnium Gatherum, ponieważ wtedy atmosfera obu koncertów byłaby gorętsza i bardziej żywiołowa, dorównująca zeszłorocznemu występowi Skálmöld z Korpiklaani w Katowicach. Prawdopodobnie część ludzi miała bliżej do Poznania, gdzie islandzko-fińskie trio grało następnego dnia. W każdym razie i tak była okazja, aby się nieco wyszaleć. Oba zespoły, a także Stam1na zebrały duże brawa, a po koncertach można było się spotkać z muzykami w holu, zebrać autografy i zrobić zdjęcia. Szczególnie sympatyczni byli Islandczycy ze Skálmöld, którzy żartowali sobie z członkami polskiego fanklubu. Perkusista Jón Geir Jóhannsson nawet paradował w specjalnie przygotowanej koszulce od Skálmöld Polska z napisem: „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie” (zdaje się, że to kontynuacja żartów z zeszłorocznego spotkania w Katowicach). Może frekwencja nie dopisała, ale koncerty nie zawiodły pod żadnym względem, a fani mogli usłyszeć na żywo swoje ulubione wikingowo-deathmetalowe melodie i trochę się rozerwać.

Outro:
Pozwolę sobie wyrazić podziw muzykom z tych trzech zespołów oraz ekipie technicznej, ponieważ tegoroczną trasę rozpoczęli 25 października, a zakończyli 19 listopada, dając w tym czasie 25 koncertów. Grali codzienni z jednym dniem przerwy, przemierzając niemal całą Europę (bez Skandynawii, ale tam przyjadą w drugiej części trasy „The Arctic Circle Alliance” w 2018 roku) od Portugalii, Hiszpanii, Francji, Niemiec po Polskę, Budapeszt i Czechy. Oczywiście mniej więcej godzinne występy na pewno nie stanowią dla zespołów problemu, ale niewątpliwie jest to wyczerpujące fizycznie i psychicznie przedsięwzięcie, aby każdego dnia budzić się w innym miejscu i kraju, grając dla innej publiczności. Należy im się wielki szacunek!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz