czwartek, 4 września 2014

… And Justice for Meta, cz.1

BreakingCD #11

Przesłuchałam w końcu (tzn. pod koniec lipca) całą dyskografię Metalliki, od początku do końca, aby nabrać szerszej pespektywy. Nareszcie zrozumiałam co mają namyśli ludzie mówiąc, że „Metallica skończyła się po Kill ‘em All” i czemu tak wszyscy narzekają na te współczesne albumy. I podobnie jak panowie z Mety, też uważam że Death Magnetic to naprawdę dobra płyta.

Postanowiłam zatem stworzyć mój osobisty ranking albumów Metalliki, wyjaśniając powody zajętej pozycji. Przyznam, że miałam momenty wielkich dylematów i w kilku przypadkach nie było łatwo zdecydować co powinno być wyżej i decydowały niuanse lub po prostu większa miłość do poszczególnych utworów. W dyskografii nie ujęłam Garage, Inc. (kompilacja coverów ale w sumie bardzo udanych) ani Lulu z Lou Reedem (ledwie przesłuchałam połowę… powinnam za to dostać medal!). Wygląda na to, że mój gust muzyczny nie różni się od ogólnych przekonań fanów Mety.

9. St. Anger (2003)

Niestety. "St.Anger" musiał zająć ostatnie miejsce. Ósmy studyjny album Metalliki, po serii zaskakujących płyt (Load, Reload, Garage, Inc., S&M) – ten zaskoczył chyba najbardziej. Panowie próbując wskrzesić w sobie ducha dawnej Mety najwyraźniej przedobrzyli i totalnie minęli się z celem. Miało być agresywnie i tak rzeczywiście wyszło… ale czemu zgubili gdzieś po drodze swój charakterystyczny styl? Garażowe, brudne brzmienie spod znaku thrashu jakie zostało zaprezentowane na pewno zyskałoby wielu fanów gdyby nie to, że nagrała to Metallica. Nie sądzę, że to wina Roberta Trujillo (chociaż?…), który zastąpił Jasona Newsteda na basie, ale wolę już hard rockową Metallikę niż na siłę wplatanie w kawałki punku czy nawet metalcore’u (All within my hands), aby udowodnić, że wciąż potrafią grać szybko i  dać czadu. Ale na dłuższą metę (nomen omen) ciężkie riffy bez ładu i składu męczą… gdzie te piękne solówki, z których słynie Kirk czy James? Perkusja brzmi jakby Lars grał na kuchennych garnkach… przykro mi to mówić, ale nawet bardzo lubiane przeze mnie single St. Anger i Frantic nie wywindują na wyższe miejsce tego albumu.


8. Load (1996)

Pierwszy album z podwójnego wydawnictwa Metalliki. Pierwszy po genialnym Czarnym Albumie. I pierwszy, który można nazwać pewnego rodzaju rozczarowaniem, a na pewno zaskoczeniem. Metallica postanowiła zabawić się w hard rock… stali się bardziej melodyjni (Ain’t my Bitch), spokojniejsi (Hero of the Day), trochę grunge’owi (2×4), a nawet (o zgrozo!) country-bluesowi (Mama Said)! Nie zaprzeczę, że wymienione utwory bardzo lubię i szanuję (jeszcze bym dorzuciła Until it Sleeps), ale… wyobrażam sobie zdziwienie fanów, którzy otrzymali taką wersję Metalliki. Ale nawet mnie, po przesłuchaniu poprzedzających płyt, trochę znudził ten album. Za przyjemnie się go słucha… nie ma tego ognia, emocji. Więc dlaczego jest wyżej od "St. Anger" pełnego żaru? Bo co bym nie powiedziała, "Load" jest w stylu Metalliki.


6. Death Magnetic (2008)

Nie potrafiłam zdecydować czy wyżej ma być "…And Justice for All" czy "Death Magnetic". I jeden i drugi album ma swoje mocne momenty, ale całościowo już tak cudownie nie wypadają.

"Death Magnetic", najnowszy studyjny album Mety… wydany 6 lat temu. Nie wiem czemu ludzie narzekają na ten krążek – jest naprawdę dobry! Po pierwsze, nie ma wątpliwości, że słuchamy Metalliki: jest to charakterystyczne brzmienie, perkusja, solówki gitarowe. Chociaż trzeba zaznaczyć od razu, że jednak czasami za mało jest różnorodności i styl zlewa się w jedno brzmienie (po prostu nie każdy utwór jest ciekawy i niektóre są trochę takie… fillerowe). Po drugie, jest szybko, dynamicznie, czyli jest jakieś życie w Metallice! Po trzecie, te muzyczne nawiązania do własnej twórczości są bardzo fajne (chociaż z drugiej strony… można by im wytknąć autoplagiat). No bo Cyanide brzmi jak coś z pogranicza Master of Puppets czy Ride The Lightning. My Apocalypse można by podpiąć pod "Kill ‘em All"; mamy również instrumentalny utwór w postaci Suicide & Redemption, a Unforgiven III mówi samo przez się. Najbardziej lubię z tego albumu utwór The Day That Never Comes, który chyba słusznie nazywany jest One II. Meta nie ma się czego wstydzić, bardzo dobry album.


6. … And Justice for All (1988)

Pierwszy krążek z tych przed Czarnym Albumem w tym zestawieniu. Pierwszy, w którym wziął udział Jason Newsted po śmierci Cliffa Burtona. „Wziął udział” to chyba dobre sformułowanie. Normalnie jestem głucha na bas, ale kiedy Cliff grał to go słyszałam, tutaj jest bas raczej schowany, ale wiadomo dlaczego. Za to dużo słychać Larsa na perkusji. "Justice" to również bardzo dobry album. Wspaniałe One, Blackened (takie oczko w stronę thrashu, chociaż jak już mowa o zapomnianym thrashu to Dyers Eve tu wygrywa) czy lubiane przeze mnie …All Justice for All. Bardzo przyjemnie słucha się Harvester of Sorrow czy The Frayed Ends of Sanity. Przejmującym punktem "Justice" jest na pewno To Live is to Die, jako hołd dla Cliffa; jednak mój ulubiony instrumentalny utwór od Metalliki (ale Orion wciąż jest super!). Ale jednak czegoś brakuje tej płycie. Może po prostu padła ofiarą poprzedzających ich albumów, że nie jest aż tak dobra jak Mastersy czy Lightningi. Ale czego nie można jej ująć, to, to że to już Metallica, która miała w 1991 roku podbić cały muzyczny świat.


cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz