sobota, 27 września 2014

Recenzja: Godsmack - 1000 hp

BreakingCD #13

Nowy album o nazwie „1000 hp”, określam jako godsmackowy Godsmack. Niczym nie zaskakuje – jest szybko, jest hard rockowo, jest potężnie. Ale czy potrzeba nam czegoś więcej?

piątek, 5 września 2014

…And Justice for Meta, cz.2

BreakingCD #12

Ciąg dalszy odliczania w moim osobistym rankingu albumów Metalliki…

5. Reload (1997)

Bardzo subiektywny wybór, który i tak jest zaskakujący. "ReLoad" to drugi album z podwójnego wydawnictwa Mety. Na pewno o niebo lepszy od "Load" (stąd od razu pozytywne wrażenia), żywszy, z wyrazem, metalowy, metallikowy. Ale przede wszystkim w składzie ma moje ukochane utwory, czyli Fuel, The Memory Remains i The Unforgiven II (tak, dwójka mi się bardziej podoba). Całościowo dobrze słucha się tego albumu, jest zróżnicowany i momentami zaskakuje w pozytywny sposób (Low Man’s Lyric czy Where The Wild Things Are, a to jest dziwne akurat). Więc jakim cudem jest niżej od "Kill ‘em All"? Od thrashu?!

czwartek, 4 września 2014

… And Justice for Meta, cz.1

BreakingCD #11

Przesłuchałam w końcu (tzn. pod koniec lipca) całą dyskografię Metalliki, od początku do końca, aby nabrać szerszej pespektywy. Nareszcie zrozumiałam co mają namyśli ludzie mówiąc, że „Metallica skończyła się po Kill ‘em All” i czemu tak wszyscy narzekają na te współczesne albumy. I podobnie jak panowie z Mety, też uważam że Death Magnetic to naprawdę dobra płyta.

Postanowiłam zatem stworzyć mój osobisty ranking albumów Metalliki, wyjaśniając powody zajętej pozycji. Przyznam, że miałam momenty wielkich dylematów i w kilku przypadkach nie było łatwo zdecydować co powinno być wyżej i decydowały niuanse lub po prostu większa miłość do poszczególnych utworów. W dyskografii nie ujęłam Garage, Inc. (kompilacja coverów ale w sumie bardzo udanych) ani Lulu z Lou Reedem (ledwie przesłuchałam połowę… powinnam za to dostać medal!). Wygląda na to, że mój gust muzyczny nie różni się od ogólnych przekonań fanów Mety.

9. St. Anger (2003)

Niestety. "St.Anger" musiał zająć ostatnie miejsce. Ósmy studyjny album Metalliki, po serii zaskakujących płyt (Load, Reload, Garage, Inc., S&M) – ten zaskoczył chyba najbardziej. Panowie próbując wskrzesić w sobie ducha dawnej Mety najwyraźniej przedobrzyli i totalnie minęli się z celem. Miało być agresywnie i tak rzeczywiście wyszło… ale czemu zgubili gdzieś po drodze swój charakterystyczny styl? Garażowe, brudne brzmienie spod znaku thrashu jakie zostało zaprezentowane na pewno zyskałoby wielu fanów gdyby nie to, że nagrała to Metallica. Nie sądzę, że to wina Roberta Trujillo (chociaż?…), który zastąpił Jasona Newsteda na basie, ale wolę już hard rockową Metallikę niż na siłę wplatanie w kawałki punku czy nawet metalcore’u (All within my hands), aby udowodnić, że wciąż potrafią grać szybko i  dać czadu. Ale na dłuższą metę (nomen omen) ciężkie riffy bez ładu i składu męczą… gdzie te piękne solówki, z których słynie Kirk czy James? Perkusja brzmi jakby Lars grał na kuchennych garnkach… przykro mi to mówić, ale nawet bardzo lubiane przeze mnie single St. Anger i Frantic nie wywindują na wyższe miejsce tego albumu.