wtorek, 5 listopada 2013

Relacja: Nickelback oraz Skillet zagrali w Warszawie (02.11.2013r., Torwar)

Skillet, Nickelback, 2.11.2013 r., Torwar, Warszawa.

Na Nickelback’a wybrałam się ze względów sentymentalnych. Jakieś 12 lat temu, kiedy byłam jeszcze małym chłopcem (haha), usłyszałam piosenkę How You Remind Me. Zakochałam się w niej od razu, dokładnie tak jak to było wiele lat później z Dance of Death, 45 czy Losing my religion. Pamiętam jak głosowałam na nią w liście Radia Zet (w tamtych czasach słuchałam popu, Anastasia i takie tam). Potem były kolejne kawałki takie jak Someday, Savin’ Me, Photograph itd. Wszystko mi się podobało… i wciąż podoba!


Piszę o tym, ponieważ Nickelback to najbardziej znienawidzony zespół wszechczasów (mogą sobie piątkę przybić z Bieberem). Po koncercie dalej nie rozumiem dlaczego. Doszłam do wniosku, że to po prostu z zasady się ich nienawidzi, podobnie jak mnie nienawidzą ludzie ze Śląska za to, że jestem z Sosnowca. Może to kwestia, że są Kanadyjczykami? Może to, że im się udało? Może to, że nie ubierają się na czarno? Albo mają za krótkie włosy i za mało tatuaży?  A może to, że no nie grają rocka jakiś górnych lotów? Jak teraz o tym myślę, to w sumie rzeczywiście, jak sobie przypomnę jak byłam młodsza to już wtedy były hejty: Chad Kroeger uznany za najbrzydszego rockmana (w ogóle jakie to ma za znaczenie?), czy krytyka, że Someday to powtórka z How You Remind Me. Nie wiem, nie rozumiem. Nickelback to mój pierwszy ulubiony zespół i bardzo się ucieszyłam, kiedy dowiedziałam się, że taka GWIAZDA* przyjeżdża do Polski. Szczególnie, że trasa The Hits obejmuje starsze piosenki z Too Bad czy Woke Up This Morning – to mnie przekonało do zakupu biletu. A jeszcze jak się okazało, że supportem jest Skillet to już całkowicie byłam zadowolona! I było warto!

Skillet to amerykański zespół grający chrześcijańskiego rocka. Nie tylko nurt ich wyróżnia ale też skład: małżeństwo John (śpiew, bas) i Korey Cooper (gitara, wokal wspierający), Seth Morrison (gitara) i Jen Ledger (perkusja i śpiew). Brzmi to wszystko jakby na scenę miało wyjść Kelly Family… hah nic bardziej mylnego! Co prawda zaczęło się podniośle – od duetu smyczkowego i intra piosenki Whispers In the Dark (pan ze skrzypcami (czy altówką?) szalał niczym Jelonek) – ale potem już było tylko szaleństwo. Zespół dawał czadu nie na 100, to było chyba z 200 procent! John był tak naładowany energią, że zastanawiałam się czy scena dotrwa w całości do występu Nickelbacka. Nie tylko John szalał rozemocjonowany – Jen nie dość, że waliła jak opętana w tą perkusję to jeszcze śpiewała. Przypomniał mi się jak żywy Arejay Hale z Halestorm. Niesamowita babka, co ona tam wyczyniała! Co prawda żywiołowość i dynamika Skillet jakoś nie przełożyła się na publikę (no cóż, trochę grają ciężej i szybciej) – jak zresztą bywa z supportami. Na szczęście wokół mnie znalazły się osoby równie zafascynowane Skillet to namiętnie skakaliśmy, klaskaliśmy i śpiewaliśmy, ku małemu zdziwieniu sąsiadów, że jak może nam się tak podobać. Tak się dobrze bawiłam, że nim się obejrzałam już byli przy Monster! Ludzie też się troszkę ożywili, a przy Rebirthing nawet usłyszałam z tłumu: „znam to!”. Gratulacje!

Skillet pokazali, że stać ich na wiele. Nie spodziewałam się takiego wulkanu energii! No i tego, że nagłośnienie będzie tak dobre! No chyba, że mi playback puścili, bo tak dobrze brzmieli! Jestem pod ogromny wrażeniem tego zespołu i jeżeli kiedyś przyjadą jeszcze do Polski, na pewno pojadę. Razem rozniesiemy scenę w drobny pył!


Zanim przejdę do głównego koncertu dwa słowa o demografii. Oczywiście jak można było się spodziewać było więcej dziewczyn, ale różnica nie była znacząca. Większość osób młodych (a nawet były dzieci ale o tym później), ale też były osoby nie tak młode (no i fajnie, lubię kiedy muzyka łączy pokolenia!). I niech mi ktoś powie, po co pod Torwarem było tyle policjantów z kaskami i w bojowych strojach (a słyszałam też że paru na koniach) jakby na koncercie miały się jakieś burdy rozpętać… na Nickelbacku?! Hahaha please…

Najbardziej mi się podobał rozrzut koszulek. Samego Nickelbacka nie było jakoś przesadnie wiele (większość z trasy The Hits), ale było też sporo innych zespołów: Iron Maiden, Metallica, System of a down, Alter Bridge (i to nie jedna i z okładką Fortress), Korn… ja reprezentowałam dumnie Shinedown z trasy UK 2013 J A tuż przed początkiem koncertu w tle usłyszeć można było… Panterę** – Walk! Szkoda tylko, że nie do końca…

Nickelback

Zaczęło się złowieszczo… od Dartha Vadera i Imperialnego Marszu… Można i tak! Nareszcie się ludzie obudzili! Oświetlenie zaczęło wirować i od razu zaczynamy od mocnego akcentu Animals! Nie znałam tego wcześniej, a pochodzi z płyty All the Right Reasons z 2005 roku. Potem kolejny mocny kawałek – Woke Up This Morning (Silver Side Up, 2001) – bardzo dawno temu tego nie słyszałam, aż sama się zdziwiłam, że to znam. Publiczność już się rozgrzała na dobre! Nooo! O to właśnie chodzi! Kolejne Photograph pewnie by się niczym szczególnym nie wyróżniło gdyby nie świetny napis, który ruszył spod samiuśkiej sceny aż do górnych trybun gdzie ostatecznie został zaprezentowany całej hali (oczywiście zapełnionej po brzegi) – „We will always be here for you”. Aż Chad Kroeger poprosił aby go jeszcze raz rozwinęli ale to już była trudna akcja do powtórzenia. Przed koncertem w ogóle nie oglądałam żadnych filmików z Nickelback, prawdę mówiąc to nie wiedziałam czego się po nich spodziewać. A tu się okazało, że to przesympatyczni rockmani! Chad żartował sobie, że zna aż 6 słów po polsku: dziękuję, na zdrowie, a reszta to przekleństwa i nie chciał się pochwalić które mimo usilnych nalegań fanów „Say it! Say it”. Pewnie by się przełamał ale podobnie jak publika na telebimach (wiedziałam, że mi czegoś brakowało na Wembley Arena!), dojrzał kilkuletniego chłopca wśród tłumu i powiedział, że potem mały będzie opowiadać w domu jakich to się słów nauczył na koncercie Nickelback’a to lepiej nie mówić. Hahah, dobre. Śmiesznie było również kiedy gitarzyści robili sobie chwilę przerwy na popijanie tajemniczego napoju przynoszonego przez niejakiego Brada czy Bryana (kogoś na B w każdym razie), które mogło co prawda nie być wódką ale pewnie czymś z prądem… a może Jack Daniel’s tak ładnie reklamowany na koszulce Chada?? Kolejne piosenki to Something In Your Mouth i Savin’ Me bardzo ładnie odśpiewane przez publiczność, co również odnotował Chad. Swoją drogą to chwilami miałam wrażenie, że na scenie jest Brent Smith – nie dość, że mają podobne głosy to jeszcze podobny styl mówienia – czekałam na słowa „this is your show! This is your moment!”. Nie wiem który od którego odgapił gadane do publiczności (bo kiedyś Shinedown supportował Nickelback’a) ale coś jest na rzeczy! Far Away był dedykowany dla wszystkich kobitek na hali, czyli efektem był las rąk w górze i stanik na statywie od mikrofonu. Myślę, że ten biustonosz miał trafić bardziej w stronę perkusji, bo Daniel Adair nie raz był wywoływany przez fanki. No cóż… podbił i moje serce kiedy zagrał Run to the Hills i gdzieś później mega solo ;) Kolejne moje ukochane Too Bad i Someday – to był jak jakiś powrót do przeszłości. Przed koncertem żartowałam, że na Nickelbacku to raczej trudno się spodziewać pogo czy ściany śmierci… ale ja zawsze potrafię się znaleźć tam gdzie zabawa jest najciekawsza (ciągnie wilka do lasu, ale… prawa strona nigdy nie zasypia!) i… tak – była mini ścianka i mini pogo na Nickelbacku! Kto by pomyślał! I dalej – paszcza nie przestawała mi się uśmiechać śpiewając Someday – aż dziw bierze, że tak dobrze pamiętam słowa. Rockstar co ciekawe został przyjęty bez większego entuzjazmu – ja tam zawsze uważałam ten kawałek za mocno jajcarski, więc mi się podobało wyśpiewując „I wanna be a Rockstar”! Następne piosenki to lekkie zwolnienie, czyli When We Stand Together, Gotta be Somebody (… czuję się z tą piosenką emocjonalnie związana), Lullaby i Figure You Out. Nie zbyt za nimi przepadam, dlatego bardziej skupiałam się na oglądaniu telebimów i tych mega dużych wyświetlaczy-telebimów jako tło sceny – baaaardzo fajny patent. Ekrany podzielone na trzy i w każdym obraz z kamer – tego jeszcze nie widziałam! Obserwowałam również trybuny spodziewając się zamuły, ale co ciekawe boczne sektory tuż przy scenie szalały niczym na Systemie, a panowie z Nickelback również to przyuważyli i chętnie zachęcali ich do zabawy. Reszta trybun zachowywała się tradycyjnie spokojnie. Na koniec How You Remind Me – hit hitów. Zawsze w takich momentach sobie zadaję pytanie: I kto by pomyślał 12 lat temu, że zobaczę ich na żywo I będę miała okazję zaśpiewać razem z nimi moją ulubioną piosenkę? Magicznie.

Na bisy wyszli jak zwykle z Saturday Night’s Alright for Fighting (cover Eltona Johna) i głównym wokalem Ryana. Rozkręcił publikę znakomicie! Prawie jak John ze Skillet. Tak się wszyscy rozbawili, że Chad nawet niepotrzebnie namawiał ludzi do szaleństwa przy Burn it to the Ground. Wszyscy skakali jak na najlepszych koncertach na jakich miałam okazję być. Tak jest!

Muszę powiedzieć, że sama jestem zaskoczona, że aż tak bardzo mi się podobało! Nie wiem czy to przez Someday, czy Too Bad, czy przez świetną zabawę na płycie… ale jestem mega zadowolona! Doskonały koncert, wspaniała oprawa oświetleniowa, Nickelback pokazali się ze znakomitej strony, a publiczność nie zawiodła! Może nagłośnienie trochę szwankowało, bo momentami gubiły się gitary i głos Chad’a, ale w sumie było bardzo dobrze. Setlista dla mnie wymarzona, chociaż bym chętnie wywaliła Lullaby i When We stand Togehter, no ale nie można mieć wszystkiego. Jeżeli panowie z Nickelback przyjadą jeszcze raz do Polski – a chyba to całkiem możliwe, bo wydawali się zadowoleni z przyjęcia jakie sprawiła im polska publiczność - pewnie znowu się wybiorę.

* Trochę ironii nie zaszkodzi

** Kiedyś daaawno temu gościnny udział w Nickelback zaliczył Dimebag Darrell, nagrywając z Chadem Kroegerem i Kid Rockiem cover „Saturday Night’s Alright (For Fighting)” wcale się nie spotykając ;) (wymienili się plikami muzycznymi przez maila)

PS. Przypomniało mi się, że na Nickelbacku tuż przede mną część ludzi miała karteczki z wymalowanym kciukiem do góry – czyli Like It z facebook’a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz