wtorek, 14 maja 2019

Recenzja: Sarang - 2

Prawie cztery lata trwało oczekiwanie na drugą płytę zespołu. Czas sprawdzić czy było warto.


Przygodę z albumem zatytułowanym po prostu „2” rozpoczynamy od utworu Bloom, którego początek jest zaskakująco spokojny, by po chwili nabrać szybkości i agresywności. Następny My Contempt otwiera bujający riff, który zdradza nam inspiracje Kornem. Kawałek kończy się ciężkim, niemal breakdownowym graniem, okraszonym potężnym wokalem Łukasza Mazeranta. 

Love z racji nazwy może każdemu przypaść do gustu. Świetny kolejny riff z wyraźnie zaakcentowanymi momentami, a także refren wpadający w ucho mogą sprawić, że to właśnie ten track stanie się waszym ulubionym na płycie. Z kolei w Point Of No Return warto zwrócić uwagę na niewielką zmianę brzmienia gitar, które mogą kojarzyć się z djentem, co jest pewnego rodzaju nowością i ciekawostką w twórczości Sarang. 


Moim skromnym faworytem albumu jest Do You?, który wyróżnia się dobrą produkcją, dzięki czemu słucha się go z niemałą przyjemnością. Każdy dźwięk instrumentu jest klarowny i słyszalny. W tej kompozycji cieszy wyeksponowany delikatny śpiew wokalisty oraz dudniąca perkusja w jej początkowej fazie, gdzie gitary tworzą klimatyczne tło. Podobnie, jak cała płyta, która zestawia ze sobą przeciwieństwa (miłość-pogarda, rozkwit-rozłam), balansując między pozytywnymi, a negatywnymi emocjami, tak też numer Do You? posiada dwa oblicza. Tak samo, jak w Bloom, nabiera on mocy i szybkości, aż do niezwykle intensywnej i agresywnej końcówki.

Split bez wątpienia mógłby zasilić jedną z płyt Sevendust. Pod względem instrumentalnym, a także z naprzemiennie screamującym i śpiewającym czystym głosem wokalistą Saranga, bardzo przypomina dokonania tej grupy. Największym zaskoczeniem albumu „2” jest numer Scars, który wyróżnia się nastrojowym wokalem, zmiennym tempem, rzeżącym basem i niesamowitymi partiami perkusyjnymi. Czegoś tak imponującego jeszcze od Sarang nie słyszeliśmy! Po tej wspaniałej siedmiominutowej dawce wysublimowanych dźwięków i melodii, zespół uracza nas niezwykle klimatyczną balladą Redefine. 


Po tym chwilowym spowolnieniu, wracamy do cięższych brzmień w Wrong, który będąc napędzanym werblami i mocnym wokalem, budzi skojarzenia z zespołem Slipknot. Brakuje jedynie uderzeń w kega! Kolejny kawałek jest ukłonem w stronę wieloletnich fanów uczęszczających na koncerty. Paradise, bo to o nim mowa, po wyraźnym liftingu i dodaniu gitary solowej brzmi równie dobrze, wpasowując się idealne w album. 

Ostatnim numerem „2” jest Tremors, który ma w sobie coś z utworu Blind Korna. Jednak różnice są wyraźne: zamiast riffu słyszymy zagrywkę gitarową przy użyciu efektu, a gdy wchodzi wokal nie jest to krzyk w postaci Are You Ready, tylko psychodeliczne Sometimes. Tremors jest nieobliczalny, a kończy się minutowym wyciszeniem instrumentów. Zanika bas i perkusja, pozostawiając słuchaczy z dźwiękiem gitary oraz niedosytu, że to już koniec.


Sarang zachował przebojowość debiutanckiego albumu „Prisoners”. Muzycy nadali nowym utworom mocniejsze i brutalniejsze brzmienie, a do tego płyta jest bardziej rozbudowana i zróżnicowana, co wyszło jej na dobre! Po pierwszym dziele Sarang dali się poznać ze znakomitej strony. Ich muzyka, a także determinacja fanów pozwoliła na dotarcie do szerokiego grona słuchaczy. Miejmy nadzieję, że dzięki fantastycznemu krążkowi numer „2” kariera zespołu nabierze rozpędu, a ich twórczość doceni jeszcze więcej odbiorców, ponieważ ich muzyka jest tego warta!

Autor: deli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz