sobota, 2 czerwca 2018

Iron Maiden - Legacy of the Beast 2018

Pierwsze koncerty Iron Maiden na europejskiej trasie Legacy of the Beast za nami. Moje domysły dotyczące setlisty okazały się całkiem trafne, ale również znalazło się na niej kilka zaskoczeń oraz dawno niewykonywanych utworów. A do tego jeszcze ogromne wrażenie robi scenografia. Zapowiada się kapitalna trasa Maiden!



Na pewno należy zacząć od tego, że Ironi dotrzymali słowa o tym, że zagrają kilka piosenek, których nie grali od wielu lat. Rekordzistą pod tym względem na setliście do Legacy of the Beast Tour jest „Flight of Icarus”, którego fani nie słyszeli od 1986 roku! Uwierzycie?! Oczywiście mnie to bardzo cieszy, ponieważ marzyłam o tym numerze, aby muzycy wykonali go na żywo. Zresztą wnioskując po reakcjach publiczności na estońskim koncercie – też im sprawiła wiele radości. 

Ciekawostką jest również to, że to właśnie z płyty „Piece of Mind” pochodzi najwięcej piosenek na setliście! Poza genialnym „Flight of Icarus” fani usłyszeli także koncertowe pewniaki w postaci „Revelations” oraz „The Trooper”, ale zaskoczeniem jest na pewno „Where Eagles Dare”! Tego utworu nie grali od 2005 roku. Oczywiście to bardzo fajny numer. Tylko dlaczego akurat ten? Może motywacją do jego wykonania był szeroki wybór czapek przez Bruce’a Dickinsona, bo na scenie po pilotce na „Aces High”, założył na głowę uszatkę na „Where Eagles Dare”.  Każdy powód jest dobry!



Jednak dla mnie największą niespodzianką na setliście jest „For the Greater Good of God”. Z płyty „A Matter of Life and Death” bardziej stawiałam na “Brighter Than a Thousand Suns”, a z tematyki wojennej liczyłam na któryś z zestawu numerów “Paschendale”, „Die With Your Boots On”, „Montségur” lub „Alexander the Great”, ale wybrany przez Maiden utwór na żywo sprawdza się znakomicie. W każdym razie niesamowicie odświeża on setlistę!



Ale to nie jest koniec zaskoczeń! Choć wskazywałam (a raczej grafika dawała dużo do myślenia), że podczas tej trasy pojawią się zarówno „The Clansman” czy „Sign of the Cross”, ale tak prawdę mówiąc, aż nie chciało mi się wierzyć, że fanów spotka tyle szczęścia na raz. Fantastyczne kawałki, które oryginalnie wykonywał i wykonuje Blaze Bayley (np. „The Clansman” podczas zeszłorocznej, solowej trasy koncertowej), teraz powróciły do setlisty po 15 i 17 latach. I pomyśleć, że takie perełki pochodzą z najsłabszych albumów Iron Maiden. Doskonały wybór - nie mogę się doczekać, aby je usłyszeć na żywo!


Za to do łask powróciły utwory z albumu "Powerslave", czyli "Aces High" oraz „2 Minutes to Midnight” (czyli trafiłam interpretację, że na obrazku jest grzyb atomowy). Na grafice koncertowej do Legacy of the Beast Tour widnieje duży obrazek okładki „Seventh Son of a Seventh Son”, więc spodziewałam się większej reprezentacji z tego albumu, a fani usłyszeli tylko „The Evil That Men Do”. Co też nie jest złą wiadomością, bo to świetny utwór, którego nie grali od 2014 roku. A poza tym jest to jeden z tych numerów, które określam, jako lżejsze i przebojowe, a wskazywałam na to miejsce „Death or Glory”. A jeśli już jesteśmy przy temacie płyty „The Book of Souls” to Ironi całkowicie ją odpuścili na tegorocznej setliście. Jestem zdziwiona, ale też nie jestem rozczarowana ich brakiem.


Zaskakująca jest też obecność „The Wicker Man”, którego Ironi nie grali od 2011 roku. Kawałek pochodzi z płyty „Brave New World”, ale osobiście podobają mi się bardziej niemal wszystkie pozostałe piosenki z tego albumu z „Blood Brothers", "Dream of Mirrors" i tytułowym numerem na czele. Aczkolwiek jest króciutki (4,5 minuty) i dobrze się do niego chóralnie śpiewa, więc nudy nie ma!

Cieszy mnie to, że Maiden nie zrezygnowali z żadnego pewniaka/must-be setlistowego (może poza „Wasted Years”), czyli w Estonii nie zabrakło: „Fear of the Dark”, „The Number of the Beast”, „Iron Maiden”, „Hallowed Be Thy Name”, „Run to the Hills” i już wcześniej wspomnianego „The Trooper”. Możemy się zgodzić, że bez tych utworów rozpiska koncertowa byłaby niekompletna. 

Przyznam, że setlista zaproponowana przez Iron Maiden bardzo mi się podoba! Składa się zarówno z klasyków, jak i rzadziej granych utworów, które wcale nie są gorsze niż grane w ostatnich latach numery. Dają też szansę posmakować młodszym fanom klimatu początku XXI wieku, kiedy Bruce powrócił do zespołu, gdzie grali starsze, jak i nowe kawałki. Krakowski koncert będzie miał coś z atmosfery mojego ulubionego krążka koncertowego, a zarazem DVD - „Rock in Rio”.


Z kolei, jeśli chodzi o moją skuteczność w odgadnięciu setlisty do trasy „Legacy of the Beast World” to trafiłam 11 utworów (nie licząc oczywiście „Doctor, doctor” i „Always Look on the Bright Side of Life”). Szkoda, że wciąż będę musiała czekać na „Dance od Death”, bardziej satysfakcjonujące wykonanie „Blood Brothers” czy uwielbiany przeze mnie „Powerslave”. Ale może „Dance of Death” powróci na następnej trasie koncertowej, skoro Bruce wyciągnął z szafy czarną pelerynę z kapturem („Sign of the Cross”). To samo mogę powiedzieć o poszarpanych szatach na „Revelations”, które od razu kojarzą się z monumentalnym „Rime of the Ancient Mariner", które też chętnie bym usłyszała na żywo. Nie tracę nadziei!

Skoro już podjęłam temat ubiorów i dekoracji to przyznam, że scena wygląda imponująco. Samolot w skali 1:1 na „Aces High” oraz wielki, skrzydlaty Icarus na „Flight of Icarus” robią ogromne wrażenie. Nie brakuje również elementów pirotechnicznych („The number of the Beast”), gdzie nawet wokalista wyposażył się w miotacze ognia (też „Icarus”). Zresztą Bruce wymienia stroje podczas koncertu kilkakrotnie, choć zostaje w tych samych spodniach, które mam nadzieję, że nie są ze skóry, bo naprawdę można się w takich zagotować (pamiętacie Rossa z „Przyjaciół”? o tym właśnie mówię). Ale co tam błyszczące gacie Dickinsona – najważniejsze, że jego głos wciąż jest niesamowicie mocny po nowotworowych perypetiach sprzed paru lat, a on sam jak zwykle tryska energią na scenie (skoków nie brakuje!), pobudzając fanów do śpiewania, klaskania i szaleństwa!



Oczywiście tła z tyłu sceny prezentują się fantastycznie, może nawet lepiej i nowocześniej niż zwykle. Koniecznie muszę wspomnieć, że na „The Trooper” Bruce Dickinson nie tylko walczy szablą z schodzącym Eddiem w wersji żołnierza z tejże okładki, ale macha flagami: brytyjską oraz kraju, w którym odbywa się koncert! Tego jeszcze nie było! A swoją drogą to chyba po raz pierwszy Eddie nie skradł show, bo już parę razy w takim ubraniu go widzieliśmy. Dodać należy, że wielki Eddie the Beast na „Iron Maiden” przed bisem wygląda obłędnie! Prezentuje się o wiele lepiej i upiorniej się niż ten z „The Book of Souls”. Rogi, zębiska, świecące się ślepia – wygląda zupełnie jak na grafice do Legacy of the Beast. Zdaje się, że w moim rankingu „wielkich Eddie’ch” znajdzie się na wysokiej pozycji, ale to będę musiała ocenić, jak zobaczę na żywo.

Pozostało nam już tylko czekać na krakowskie koncerty, które odbędą się 27-28 lipca w Tauron Arenie. Nagłośnienie nie powinno zawieść, ponieważ na niedawnym występie Metalliki wszystko brzmiało jak należy. Nie mogę się doczekać! Up the Irons! \m/

Set lista – Iron Maiden Legacy of the Beast World Tour*

Doctor Doctor (UFO)
Churchill's Speech

1. Aces High
2. Where Eagles Dare (pierwszy raz od 2005 roku)
3. 2 Minutes to Midnight
4. The Clansman (pierwszy raz od 2003 roku)
5. The Trooper
6. Revelations
7. For the Greater Good of God (pierwszy raz od 2007) 
8. The Wicker Man (pierwszy raz od 2011) 
9. Sign of the Cross (pierwszy raz od 2001 roku)
10. Flight of Icarus (pierwszy raz od 1986)
11. Fear of the Dark 
12. The Number of the Beast
13. Iron Maiden 

Encore:
14. The Evil That Men Do
15. Hallowed Be Thy Name
16. Run to the Hills

Always Look on the Bright Side of Life (Monty Python)

* Na niebiesko zaznaczyłam piosenki, które trafiłam tworząc prawdopodobną setlistę Legacy of the Beast World Tour (link).



Keep rockin' \m/

Źródło zdjęcia: facebook Iron Maiden fot. John McMurtrie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz