niedziela, 17 września 2017

Recenzja: TO (It)

Moda na filmy i seriale rozgrywające się w latach 80-tych wciąż trwa, a nawet jeszcze bardziej zyskuje na popularności. Czuć w nich wiele nostalgii i sentymentu za dawnymi czasami, ale właśnie w tym tkwi ich siła i źródło dobrej zabawy. Komu podobał się serial „Stranger Things”, ten nie może przejść obojętnie obok horroru „To” na podstawie powieści Stephena Kinga. Strach się bać!



W niewielkiej miejscowości Derry znika Georgie. Jego starszy brat Billy nie poddaje się w jego poszukiwaniach, a w misji pomaga mu grupka kolegów, do której dołącza jeszcze jedna koleżanka. Jednak na drodze do odkrycia prawdy staje im morderczy klaun z czerwonym balonikiem, który wykorzystuje przeciwko nim ich największe lęki.

Coś, co mogło być największą słabością filmu „To” okazało się największym atutem, a mowa tu oczywiście o straszącym na prawo i lewo klaunie. Pennywise za jednym zamachem bawi oraz przeraża. I nie ważne czy siedzi w studzience ściekowej, ciemnej piwnicy czy hasa przed upiornym, opuszczonym domem – charakteryzacja Billa Skarsgårda oraz jego autentyczny demoniczny uśmiech robią całą robotę, zapewniając dużą dawkę pokręconej rozrywki. Gdyby twórcy i sam aktor nie przywiązali największej wagi do wykreowania tej postaci to w efekcie dostalibyśmy groteskowy film, niewarty wizyty w kinie. A w rezultacie otrzymaliśmy bardzo udaną adaptację powieści Stephena Kinga, co ostatnio nieczęsto się zdarza.

Na pewno też o sukcesie „To” zadecydowała idealnie dobrana obsada. Nie da się nie lubić naszych Frajerów, którzy jak zwykle zupełnie przypadkowo reprezentują każdy kolor skóry, religii i płci. Choć Jaeden Lieberher, który w roli głównego bohatera jest świetny, ponieważ od razu z nim sympatyzujemy, tak całe show kradną Finn Wolfhard (Richie) i Sophia Lillis (Beverly). Ten pierwszy to wygadany chłopak, który na wszystko ma rozbrajający i nadspodziewanie dojrzały, jak na swój wiek, komentarz. Młodego aktora na pewno też wielu kojarzy ze „Stranger Things”, gdzie też gra jedną z głównych postaci, więc i tu sprawdził się znakomicie. Z kolei rudowłosa, piegowata dziewczyna potrafi zauroczyć widzów i skupić na sobie całą uwagę swoim hipnotyzującym spojrzeniem. Jej bohaterka nie ma łatwo w życiu, przez co szybko musiała wydorośleć, co idealnie widać na ekranie, dzięki jej doskonałej kreacji. Pozostali młodzi aktorzy, choć wyraźnie przyćmieni przez tę trójkę i kapitalnego Pennywise’a, też nie dali się całkowicie zepchnąć na drugi plan, więc kiedy mieli okazję, aby się wykazać to z niej korzystali w stu procentach. Chyba najbardziej utkwił w pamięci Nicholas Hamilton, który zagrał socjopatycznego łobuza, co też wymaga wysokich umiejętności aktorskich. Dzięki zebraniu wspaniałej obsady ten film nabrał charakteru kina familijnego, a w połączeniu z horrorem dało niezwykłą mieszankę niewinnej przygody z potwornym koszmarem.

Warto podkreślić, że twórcom udało się świetnie uchwycić klimat końcówki lat 80. Nie tylko dzięki podobnemu stylowi, w jakim nakręcono tę produkcję, ale również fryzury i ubrania postaci dobrze je odzwierciedlają. Fani cięższej muzyki na pewno też zauważą u młodych bohaterów koszulki zespołów Anthrax i Metalliki, a podczas jednej ze scen usłyszą nawet „Antisocial”. Co dobrze pasuje do mrocznego wydźwięku „To”. Ale nie zmienia to faktu, że znowu niesprawiedliwie i stereotypowo utożsamia się mocniejsze brzmienia z buntem i agresją.

Gdyby nie stojące na wysokim poziomie efekty specjalne to zabawa też nie byłaby aż tak dobra. Trzeba też jasno powiedzieć, że „To” balansuje na granicy strachu i śmieszności. Raz potrafi nieźle wcisnąć w fotel i przerazić, a innym razem niedorzeczność sytuacji jednak rozbawia w sposób niezamierzony lub przeciwnie – zamierzony (napis na drzwiach „not scary at all”). Ewidentnie twórcy filmu droczą się z widzami, dlatego czasem nie jest łatwo ocenić, co powinniśmy brać na poważnie, a co z przymrużeniem oka. Poza tym zdarzają się w „To” chwile przestoju, w celu rozwinięcia pobocznych wątki (chociażby nastoletniej miłości), przez co atmosfera grozy opada. I mimo, że na ekranie dzieje się wiele, to jednak momentami film się dłuży. Bo jednak to nietypowe, żeby horror trwał ponad dwie godziny, co powoduje chwile zniecierpliwienia, aby już przeszli do sedna wydarzeń.

Czy polubicie „To” jest tak naprawdę kwestią gustu. Film zrobił na mnie spore wrażenie swoim klimatem, doskonałym castingiem aktorów i zadbaniem o to, aby Pennywise rzeczywiście przerażał. Jednak produkcja w dużej mierze mnie śmieszyła, a nie straszyła. A przecież to horror, nie zaś kino familijne okraszone krwią i niemałą dawką brutalności. Ale kto wie, może i wy dacie się uwieźć świdrującemu oczami Tańczącemu Klaunowi, wskoczycie za nim do studzienki i dacie się porwać tej szalonej, balonikowej zabawie. A warto, ponieważ to dopiero pierwszy rozdział tej historii!

Źródło zdjęć: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz