niedziela, 7 maja 2017

Relacja: Blaze Bayley zaśpiewał w Tychach! (05.05.2017, Underground Pub)

Blaze Bayley, były wokalista Iron Maiden, nie kazał długo na siebie czekać polskiej publiczności. Zaledwie rok po koncercie w Underground Pub powrócił do Tychów promując nową płytą „Endure and Survive”. Poza nowymi utworami usłyszeliśmy kilka znanych kawałków Iron Maiden, Wolfsbane i zespołu Blaze. Atmosferę podgrzewała tyska grupa Sliver.



Zespół Sliver zgromadził w miarę liczną grupę słuchaczy pod malutką sceną, ustawioną w samym narożniku. Choć nagłośnienie pozostawiało wiele do życzenia to i tak głos wokalistki (Patrycja „Trisz” Mrowiec) imponował, kiedy gładko przechodziła z czystego śpiewu do growlu. Kawał dobrego metalu mogliśmy posłuchać m.in. w kawałkach „Spark” czy „Anorexia”. Na koniec usłyszeliśmy w trochę cięższej wersji cover „Open your eyes” Guano Apes, za który Sliver otrzymał największe brawa. Dobre granie, niezły kontakt z garstką publiczności pozwoliło pozytywnie nastroić się na gwiazdę wieczoru.


Underground Pub to specyficzny klub, gdzie dojście na scenę wymaga przejścia niemal przez strefę z publicznością. Może nie wygląda to zbyt spektakularnie, ale przy aplauzie fanów ma to swój niepowtarzalny urok. Panowie rozpoczęli mocno i melodyjnie od kawałków z nowego albumu „Endure and Survive” i „Escape Velocity”. Oczywiście jeszcze więcej emocji wzbudził dynamiczny „Futureal”, który Blaze śpiewał niegdyś z Iron Maiden. Wokalista zdążył w tym czasie przybić po kilka razy piątki z fanami pod barierkami i w swoim stylu pokazywać palcem na każdego z zebranych.

Entuzjazm nie opuszczał publiczności na kolejnej potężnej nówce „Blood”. Świetnie też zabrzmiał „Alive”, gdzie Chris Appleton znowu miał okazję zaprezentować świetną solówkę wysoko unosząc gitarę ponad uniesionymi rękami fanów. Z kolei podczas „Silicon Messiah” publika chętnie i głośno śpiewała refren wraz z Blazem. Były wokalista Iron Maiden był pod wrażeniem zaangażowania fanów mówiąc, że kiedy przyjeżdża do Polski czuje się jak w domu. Na co ludzie zareagowali kolejnym, żywiołowym wykrzykiwaniem nazwy zespołu.

Kawał głosu pokazał Blaze śpiewając balladowe „Eating Lies”. Zabrzmiał tak imponująco i potężnie, że w późniejszym „Human” mikrofon odmówił współpracy, a i tak z sukcesem udawało mu się przebić przez instrumenty z pomocą podśpiewujących fanów. Na „Fight Back” wszystko wróciło do normy, a w trakcie “Samurai” publika znowu się ożywiła, chętnie klaszcząc i skacząc do rytmu. Ostatnim numerem, który usłyszeliśmy z nowej płyty był galopujący „Fight Back” wraz z kolejną porywającą solówką Chrisa Appletona.


Nie zaskoczyło to, że maidenowy „Virus” wywołał większe emocje niż późniejsze pędzące „Calling You Home” czy spokojniejsze „Stare at the Sun”. Jednak najbardziej żywiołowe reakcje wzbudził ironowy „The Clansman”, gdzie cały klub wyśpiewywał głośno chwytliwe melodie i słowa piosenki, a nawet zawiązało się małe pogo. Choć ten utwór jest jednym z najbardziej charakterystycznych z czasów, kiedy Blaze śpiewał w Iron Maiden i tak nie sposób zignorować podobieństwa do Bruce’a Dickinsona w zagrzewaniu publiczności do zabawy. Anglik robił to równie skutecznie, jeżeli nie lepiej, niż obecny wokalista Żelaznej Dziewicy.

Wesołe nastawienie nie opuszczało Blaze’a Bayleyego, kiedy zabawnie zapowiadał wolfsbane’owe „Man Hunt”. Scena zamieniła się w arenę, gdzie muzycy zaczęli walczyć o większy aplauz publiczności, a malutki wokalista momentami przegrywał z gitarzystami na przepychanki. Swoje kilka chwil podczas piosenki miał również Martin McNee, który popisywał się kreatywną solówką na perkusji. Jednak humory popsuł drobny incydent, w którym ucierpiał jeden z fanów. Zespół przerwał na chwilę „Man on the Edge” z repertuaru Iron Maiden, aby ostudzić emocje. Blaze bardzo przytomnie przypomniał w mądrych słowach, że heavy metal ma łączyć ludzi, a nie ich dzielić. W każdym razie atmosfera przygasła na „Dark Energy 256”, który usłyszeliśmy przed bisem.

Fani nagrodzili zespół gromkimi brawami i jeszcze przez jakiś czas po zejściu muzyków ze sceny wykrzykiwali nazwę grupy. Na bis Blaze Bayley wychodził przy spontanicznym, chóralnym śpiewie charakterystycznej melodii do „Sign of the cross”, więc zagrali maidenowe „Judgement of Heaven”. Na zakończenie koncertu ostatkami sił zespół zagrał przebojowe „A Thousand Years”.

Mimo tego drobnego incydentu był to wspaniały koncert, prawdziwe święto heavy metalu. Blaze Bayley jest wspaniałym wokalistą, świetnym frontmanem z łatwością zjednującym sobie ludzi. W żadnym calu nie ustępuje Bruce’owi Dickinsonowi podczas występu na żywo, więc trudno zrozumieć, skąd bierze się ta nienawiść do niego. Zresztą cały zespół emanował niezwykle pozytywną energią udzielającą się publiczności. A po koncercie chętnie rozdawali autografy i fotografowali się z fanami zyskując jeszcze więcej sympatii w ich oczach. Blaze zapowiedział, że powróci do Tychów za rok z nową płytą (trzecią odsłoną „Infinite Entanglement”) i nie ma wątpliwości, że będzie to kolejne wspaniałe heavy metalowe show. Warto się wybrać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz