środa, 8 marca 2017

Relacja: ZENEK + Sarang w Dąbrowie Górniczej! (26.02.2017, Rock Out)

Nie sztuką jest zagrać dla wielotysięcznej publiczności, która reaguje spontanicznie i śpiewa wszystkie słowa piosenek. Sztuką jest zagrać dla garstki ludzi, która po koncercie wróci do domu szczęśliwa i będzie ciepło wspominać spotkanie z zespołem. Bo najważniejsze, aby z radością i zaangażowaniem wykonywać swoją muzykę, która może w przyszłości przyciągnie tłumy pod scenę. Oto relacja z koncertu ZENEK i supportującego go zespołu Sarang w Dąbrowie Górniczej.



Może zdarzyło Wam się kiedyś przeczytać wywiad z muzykami ze swojego ulubionego zespołu, gdzie opowiadali o początkach kariery, że zdarzało im się grywać dla dosłownie jednej lub kilku osób? Zawsze brzmi to jak wymyślona opowieść, w którą aż trudno uwierzyć, do czasu aż samemu nie uczestniczy się w podobnym wydarzeniu. Myślałam, że jeżeli coś takiego mi się przytrafi to atmosfera będzie niezręczna, dziwna i krępująca. No więc… była, ale tylko na samym początku.

Już raz miałam okazję zobaczyć w akcji zespół Sarang, więc wiedziałam, że będzie głośno, potężnie i bezkompromisowo. Aż dziwne, że w tak malutkim klubie, jakim jest dąbrowski Rock Out tak ciężka muza brzmiała naprawdę dobrze. Grupa zaczęła nieśmiało od „Numb And Blinded”, ale ten kawałek wystarczył, aby rozluźnić atmosferę i płynnie przejść do kolejnego mocnego numeru „Resonance”.

Obecnie Sarang pracuje nad nowym albumem, więc w niedzielę mogliśmy usłyszeć jeden z ukończonych utworów. I przyznam, że „Tremors” zrobił duże wrażenie. Nowy numer uraczył nas ostrym łupnięciem, huraganową mocą, ale też melodyjnością. Ten niebanalny utwór ciągle czymś zaskakiwał, ale brzmiał znakomicie. Co też potwierdziły entuzjastyczne brawa tych kilku osób pod sceną (m.in. Zenka).

Gdyby w klubie było jeszcze kilka osób więcej na pewno ruszyłyby w ostre pogo na „Marionettes” czy „Where To Go”, ale w tym przypadku samotnie szalał tylko Mateusz, najwierniejszy fan zespołu. Bez kompleksów prezentował skoki niczym Bruce Dickinson podczas koncertów Iron Maiden, ale bawił się znakomicie. Pozostali obserwatorzy coraz bardziej doceniali ciężkie dźwięki generowane przez Sarang w „The Arc”, “Waves”, a dzieło zniszczenia wykończyła „Ścieżka”. Na pożegnanie grupa zagrała intensywny i dynamiczny „Escape”.

Mimo, że trudno tutaj mówić o żywiołowej atmosferze, cieszy to, że profesjonalnie podeszli do występu i zrobili co do nich należało. Tak skupili się na wykonywanej muzyce, że uczucie niezręczności zupełnie się ulotniło. Mało który zespół coś takiego potrafi. Sarang pozostawił po sobie pozytywne wrażenie, a w nagrodę otrzymał gromkie brawa od wszystkich zgromadzonych osób w klubie.


Zenek rozpoczął swój koncert… na stole! „Paszcza lwa” zebrała pod sceną cały klub (razem z Sarangami). Emocje rozgrzał w chłodnym Rock Out „Pripyat”, podczas którego nie zabrakło masek gazowych. Z kolei potężnego „Moprawa pieprza fanata” nie wytrzymał pęknięty talerz Wasyla Bieńkova, który niesfornie zmieniał pozycje. Pozytywne nastawienie zespołu udzielało się publice na dynamicznym „Pociecha dla diabła” i nawiązującym do serialu „Breaking Bad” – „Los Pollos Hermanos”.

Choć trudno tu mówić o spontanicznych reakcjach ludzi to na pewno nie mogli narzekać na nudę, bo Zenek w swoim stylu sympatycznie żartował między piosenkami. Nie zabrakło wspominek o koncercie na otwarcie KFC oraz zabawnej reakcji mamy wokalisty na wymyślony język z płyty „33″. Fani mogli sobie sami ocenić, czy wolą teksty po polsku słuchając w serii piosenek z nowego albumu: „Huragan”, „Plamy po winie” (zakończonej przez Zenka w rockandrollowym stylu – na kolanach), „Śmiertel”, „Kra kra kra” i „Superbohaterowie”. Choć to świetne, przyjemnie ciężkie i żywiołowe numery to jednak „Karwa Piarbole” i „Valar Morghulis” porwały garstkę ludzi do pogo i malutkiej, 10-osobowej… ścianki! Szaleli młodsi i starsi – kto by się spodziewał? Koncert ZENKA zakończył kabanosowy utwór dedykowany synowi wokalisty – „Dla Stasia”.

Nie ważne, że w Rock Out było tak skromnie, wręcz kameralnie. Ważne, że zespoły zagrały głośno i z mocą. Nagłośnienie też nie zawiodło, a przecież warunki w dąbrowskim klubie do łatwych nie należały. Po koncertach każdy wychodził z klubu zadowolony, że miał okazję usłyszeć swoje ulubione kawałki na żywo. I o to właśnie chodzi!

Zdjęcia dzięki uprzejmości Mateusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz