środa, 22 lutego 2017

Recenzja: Kimi no na wa.

W 2016 roku „Kimi no na wa.” podbił serca Japończyków, ale również zachwycił wielu fanów anime na całym świecie. Choć film nie spotkał się z uznaniem Amerykańskiej Akademii Filmowej, która ostatecznie nie nominowała go do Oscara, to nie zmienia to faktu, że jest to piękny obraz zasługujący na uwagę widzów.



„Kimi no na wa.” (po polsku „Twoje imię”) w poprzednim roku osiągnął wielki sukces stając się najbardziej kasowym filmem anime w historii, pokonując legendarne „Spirited Away”. To wystarczający powód, aby zainteresować się tą japońską animacją. I nie dajcie się zwieść zwiastunowi, ponieważ wbrew pozorom wcale nie mamy do czynienia ze zwykłym romansem, czy wesołą komedią. Tak wygląda tylko pierwsza część filmu, w której poznajemy naszych głównych bohaterów.

A są nimi licealiści – Taki oraz Mitsuha. Chłopak mieszka w Tokio, na co dzień uczy się, aby zostać architektem, a w wolnych chwilach dorabia w restauracji. Z kolei dziewczyna jest córką burmistrza górskiej miejscowości i marzy, aby wyjechać do stolicy Japonii. Pewnego dnia Taki budzi się w ciele Mitsuhy sądząc, że jest to sen. To samo przytrafia się dziewczynie, która przez jeden dzień staje się tokijskim licealistą. Sytuacja powtarza się kilkakrotnie. Po pewnym czasie uzmysławiają sobie, że zamieniają się ciałami, więc nawiązują znajomość zostawiając sobie wiadomości. W końcu Taki postanawia wyruszyć w podróż i spotkać się z Mitsuhą.



Na pierwszy rzut oka fabuła nie brzmi zachęcająco. Początek to typowa komedia nakrapiana japońskim humorem, ale bardzo przyjemna w oglądaniu. Ale ta sielankowa atmosfera nie trwa długo, lecz tyle, aby nie przesłodzić filmu i nie znudzić widza szukającego dobrej, nieprzewidywalnej i angażującej historii. Zwroty akcji, jakie serwuje nam druga połowa „Kimi no na wa.” zaskoczą niejedną osobę. Mało tego – emocje wzrastają! Tempo akcji nabiera rozpędu, chwilami aż zapierając dech w piersiach. Nie brakuje melodramatycznych, ale też wzruszających momentów. Rozczarowuje jedynie za spokojna końcówka, ponieważ zabrakło w niej postawienia kropki nad i, po której wylibyśmy z zachwytu z satysfakcjonującego zakończenia.

W „Kimi no na wa.” nie brakuje emocji, a film potrafi trzymać w napięciu. Niezwykły klimat buduje piękna muzyka, w tym doskonałe utwory napisane przez zespół Radwimps. Kreska również robi ogromne wrażenie, bo jest dopracowana, delikatna i barwna. To sama przyjemność oglądać taką animację. Również miłośnicy kultury japońskiej nie powinni czuć się zawiedzeni, ponieważ twórcy zgrabnie nawiązują tutaj do tradycji i wierzeń. Jednak najważniejsze, że historia nie jest wcale aż tak naiwna, jak to zwykle bywa w anime. Jest pełna niespodzianek, więc trzeba się trochę skupić, aby ją w pełni zrozumieć. Ale warto dać się ponieść jej magii, ponieważ „Kimi no na wa.” to wyjątkowo urocze kino, które zachwyci nie jedną osobę!


Źródło zdjęć: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz