niedziela, 19 lutego 2017

Recenzja: John Wick 2

Komu podobała się pierwsza część filmu o Johnie Wicku, ten nie rozczaruje się idąc do kina na jego drugą odsłonę. Zasady się nie zmieniły: jest szybko, brutalnie, efektownie i z domieszką czarnego humoru. Prawdziwa jazda bez trzymanki!



„John Wick 2″ oferuje dokładnie to, co tak bardzo podobało nam się w pierwszej części. A mowa tu o widowiskowym kinie sensacyjnym ocierającym się o parodię tego gatunku, balansując pomiędzy powagą sytuacji, a konwencją rodem z jakiejś strzelanki komputerowej. Bezkompromisowa przemoc znowu napędza szybką akcję, a trup ściele się gęsto. A motyw zemsty? Tym razem chodzi o zasady, których jak wiemy, nie warto łamać, o czym przekonuje się obiekt vendetty, jak i sam Wick.

Kontynuacja znowu popisuje się znakomitymi sekwencjami pościgów samochodowych, strzelanin i walk wręcz, gdzie Keanu Reeves imponuje świetną formą fizyczną. W odróżnieniu od wielu filmów akcji tutaj możemy nacieszyć się pełną ekwilibrystyką aktorów, która wygląda niezwykle realistycznie, dzięki bardzo dobrej pracy kamery, dynamicznym ujęciom oraz małej liczbie cięć i sztuczek montażowych. Wszystkie brutalne sceny widzimy, jak na dłoni, czasem aż porażają makabrycznością, która potrafi na długo utkwić w głowie (!). Na tle innych blockbusterów „Johna Wicka 2” wyróżnia też mniejszy udział efektów specjalnych, głównie używanych do headshotów, co podkreśla wiarygodność scen i robi tak duże wrażenie. Po każdym wystrzale widz podskakuje w fotelu, a cała ta krwawa bezwzględność, nie ma co się oszukiwać, sprawia tzw. guilty pleasure.

„John Wick 2” wizualnie prezentuje się wspaniale. Twórcy bawią się kolorystyką, ale również efektownymi lokacjami (Rzym!). Ale nie byłoby tak dobrej zabawy, gdyby nie prosta, ale skuteczna fabuła. „The man, the myth, the legend” po pięciu dniach od zemsty na Tarasovach, zanim odejdzie na emeryturę, jest zmuszony wykonać jeszcze jedno mordercze zadanie zlecone przez Santino D’Antonio. Znamy już naszego głównego bohatera i jego przeszłość oraz zasady panujące w świecie płatnych morderców (nie zabijamy w Hotelu Continental!) i mafii, więc dajemy się swobodnie ponieść pędzącej akcji. Na szczęście twórcy nie zapomnieli o zdrowym rozsądku i w trakcie trwania filmu dają nam i głównemu bohaterowi kilka chwil wytchnienia mimo, że zdarzają się w bardzo niespodziewanych momentach. Ale wtedy zgrabnie zasłaniają się czarnym humorem lub zaskakująco dobrze działającą absurdalnością sytuacji. Dlatego „John Wick 2” tak wciąga i po prostu dobrze ogląda się.

W pierwszej części w rolę czarnego charakteru, szefa rosyjskiej mafii, przekonująco wcielił się Michael Nyqvist. W „John Wick 2” obiektem zemsty stał się włoski mafioso Santino D’Antonio, którego zagrał Riccardo Scamarcio. Nie dorównał on Szwedowi, ale i tak wykonał swoją robotę bardzo dobrze, bo udało mu się wzbudzić emocje. Z kolei nie można powiedzieć tego o Ruby Rose, która występowała w tym filmie tylko jako ładny dodatek i powód do uśmiechu w kilku scenach. Największe zamieszanie na pewno wprowadził Laurence Fishburne, który od razu przywodził na myśl „Matrixa”. Cóż, Keanu Reeves znowu grał z jednym beznamiętnym wyrazem twarzy, więc podobieństwo było nadzwyczaj wyraźne. Nawet twórcy delikatnie nawiązali do ich wspólnej trylogii sprzed lat. Miły akcent, choć oczekiwaliśmy odegrania większej roli przez Króla Bowery, w którego wcielał się Fishburne. Ale co się odwlecze…

„John Wick 2” to męskie kino akcji i brutalna rozrywka, która potrafi wcisnąć w fotel. Niebagatelną rolę odgrywa tutaj świetna muzyka, która dynamizuje wydarzenia. Najbardziej satysfakcjonuje końcówka, która niesamowicie wzmaga apetyt na dalszy ciąg. Otrzymujemy w niej obietnicę, że John Wick powróci w trzeciej części i zabije każdego, kto stanie mu na drodze. I właśnie o to chodzi!



Źródło zdjęć: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz