niedziela, 15 maja 2016

Relacja: Gitarowy rekord Guinnessa – koncert gwiazd (01.05.2016, Wrocław)

Tradycyjnie, 1 maja, Wrocław stał się Stolicą Gitary. Na Rynku tysiące gitarzystów podjęło próbę ustanowienie nowego Gitarowego Rekordu Guinnessa, który z roku na rok coraz trudniej pobić. Na szczęście pogoda dopisała, a i sami organizatorzy postarali się, aby ściągnąć jak największą liczbę instrumentalistów, organizując w ramach tego wydarzenia w Hali Stulecia i na Pergoli szereg koncertów zagranicznych gwiazd w tym m.in. Guano Apes, Status Quo czy Within Temptation. Lepszej zachęty nie można było sobie wyobrazić, więc każdy miłośnik dobrej, gitarowej muzyki z wielką nadzieją liczył na kolejny historyczny moment.

Jednak zadanie nie było łatwe. Aby pobić rekord z 2014 roku potrzeba było co najmniej 7345 gitarzystów. Na Rynku we Wrocławiu już od rana trwały imprezy towarzyszące. Na scenie pojawiali się kolejni artyści z Polski i z zagranicy, zapowiadani przez twórcę Thanks Jimi Festival, Leszka Cichońskiego, który obchodzi w tym roku 25-lecie pracy edukacyjnej. Od godziny 14 odgrodzona strefa dla gitarzystów zaczęła się systematycznie zapełniać, a w punktach rejestracyjnych trwało nerwowe wypełnianie formularzy przy stolikach lub z wykorzystaniem ścian lub pleców znajomych. Rynek wypełniał się ludźmi ze swoimi instrumentami: gitarami akustycznymi i elektrycznymi, basowymi, ukulele, mandolinami czy bałałajkami. U każdego było widać w oczach wielką pasję do muzyki. W powietrzu wyczuwało się specyficzną atmosferę oczekiwania, że już niedługo gitarzyści staną się częścią historii. Panowało lekkie napięcie z powodu, jakby nie patrzeć, występu na żywo. Zupełnie jak przed koncertem.

Na godzinę przed oficjalną próbą pobicia rekordu Guinnessa na scenie Al Di Meola dodawał otuchy gitarzystom. Wręcz zaczarował publiczność swoją wirtuozerską grą na gitarze. Czysta magia. Potem na scenie pojawiali się jeszcze polscy artyści m.in. Maciej Balcar czy Piotr Bukartyk, a także można było wysłuchać kultowych utworów jak „Smoke On The Water”, „Wild Thing” czy „Kiedy Byłem Małym Chłopcem”.

Przed 16 gitarzyści szczelnie już wypełnili odgrodzoną barierkami strefę. Na scenie zameldowali się także wszyscy muzycy z gitarami w rękach. Tradycyjnie przed oficjalnym podejściem do bicia rekordu Guinnessa gitarzyści przećwiczyli wspólnie utwór „Hey Joe”. Próba wypadła fantastycznie, jakby to była już ta najważniejsza chwila. Scott Henderson od razu wczuł się w klimat i zaprezentował wspaniałe solo gitarowe.

Gdy już wybiła 16 wszystkie gitary wybrzmiały z pełną mocą. Ponad siedem tysięcy muzyków wspólnie zagrało kultowy utwór Jimiego Hendrixa. Słuchając na żywo takiej ilości gitar grających jedną melodię ciarki przechodziły po plecach. Powietrze wibrowało muzyką i emocjami. Robi to piorunujące wrażenie. Z twarzy gitarzystów nie schodziły uśmiechy, emanowała z nich wielka radość. Niesamowite przeżycie, nawet dla zwykłych obserwatorów. Ale największy entuzjazm wzbudziła jednak informacja o ostatecznej liczbie uczestników. Rekord wisiał na włosku. Minuty przed 16 jeszcze brakowało dosłownie kilku zarejestrowanych gitarzystów. Ale udało się! Rzutem na taśmę Gitarowy Rekord Guinnessa został pobity o zaledwie 12 osób! Nowy rekord wynosi teraz 7356 gitarzystów! Wszyscy zasłużyli na wielkie gratulacje.

Po całym dniu wyczekiwania na ten historyczny moment, gitarzyści mogli w końcu udać się na Koncert Gwiazd, który w ramach Thanks For Jimi i 3-Majówki zaplanowano w Hali Stulecia i Pergoli. W urokliwej scenerii Fontanny Multimedialnej festiwal na dużej scenie rozpoczął zespół Dżem. Szybko zgromadzili pokaźny tłum, który bardzo chętnie śpiewał wspólnie hity tej legendarnej polskiej kapeli. Nie zabrakło utworów takich jak „Whisky”, „Czerwony jak cegła”, „Harley mój” czy „Wehikuł czasu”. Emocjonalnie zrobiło się przy „Śnie o Victorii”. Zespół jak zwykle pokazał klasę i pełne zaangażowanie. Dżem satysfakcjonująco otworzył festiwal.

Tymczasem na Hali Stulecia na scenę wyszedł Scott Henderson, który wcześniej dawał popisy gitarowe podczas bicia rekordu Guinnessa. Teraz dostał więcej czasu dla siebie, ale niestety nie przyciągnął zbyt wielu widzów. Gdyby to był koncert kameralny w klubie moglibyśmy mówić o tłumie, ale na tak dużym obiekcie liczba osób była skromna. Na szczęście wszyscy obecni z szacunkiem i zafascynowaniem wsłuchiwali się w piękną muzykę, która wydobywała się spod palców Hendersona. Bez dwóch zdań, to wirtuoz gitary. Oczarował publiczność, mimo, że do nagłośnienia można było mieć pewne wątpliwości (szczególnie do basu).

Nie wiem, co podkusiło organizatorów, aby powermetalowy zespół DragonForce wystąpił zaraz po Dżemie, bo pod względem muzycznym to niebo i ziemia. Możliwe, że chodziło o szutrową nawierzchnię, ponieważ od momentu pojawienia się grupy, pod sceną, mówiąc obrazowo, rozpoczęła się „rzeźnia”, czyli ścianki, pogo i circle pity, gdzie co chwilę trzeba było kogoś podnosić z ziemi. A cała ta zabawa to zasługa hiper szybkiego tempa utworów, z których słynie DragonForce. Ale nie tylko powermetal pobudzał publiczność do szalonej zabawy, ale również bardzo pozytywna energia płynąca z samej sceny. Nie brakowało żartów między muzykami. Herman Li rywalizował z Samem Totmanem na solówki gitarowe. Ten pierwszy miał problemy techniczne, ale efekciarsko próbował je zamaskować próbą zagrania… językiem. Vadim Pruzhanov za to szalał za klawiszami ciągle podskakując i gestykulując do publiczności. A wokalista, Marc Hudson, z szerokim uśmiechem podrywał ludzi do skakania i klaskania, przy okazji prezentując kawał głosu. Co też nie było łatwe, aby przebić się przez tę ścianę potężnych, metalowych dźwięków. Najwięcej emocji wzbudziły utwory „Wings of Liberty”, kapitalne „Cry Thunder” i końcowe „Through the Fire and Flames”. Na pewno nikt nie był rozczarowany po tym występie, a wielu koszulki kleiły się do ciała. To był znakomity koncert DragonForce, mimo problemów technicznych. Oby czekała nas powtórka podczas tegorocznego Przystanku Woodstock.

W międzyczasie na scenę w Hali Stulecia wyszedł niemiecki Guano Apes. Zespół zapełnił całe pomieszczenie, łącznie z trybunami. Kto postanowił do końca bawić się na DragonForce, ten i tak mógł zdążyć na najbardziej znane kawałki zespołu jak „Oh What a Night”, żywiołowe „Open Your Eyes” czy energetyczne „Big Japan”. Grupa była pod wrażeniem wspaniałej atmosfery panującej na hali, wielokrotnie dziękowali publiczności za gorące przyjęcie. Na bis, który grzmiąco wytupali fani, Guano Apes zagrał instrumentalne „Lez” oraz „Close to the Sun”. A wisienką na torcie był porywający „Lords of the Boards”, który poderwał całą płytę do skakania. Świetny koncert i oby zespół wrócił do Polski jak najszybciej, bo jak widać jego popularność w naszym kraju nie maleje.

Obok na Pergoli już trwał występ kultowego zespołu Status Quo. Choć w Hali Stulecia dobrze bawiło się kilka tysięcy ludzi, to na zewnątrz wcale nie było mniej publiczności. Przy niesamowitej scenerii, pięknie oświetlonej, tańczącej fontanny, panowały rytmy hard rockowe i rockandrollowe. Furorę oczywiście zrobił „In The Army Now”, gdzie refren śpiewano nawet w najdalszych zakątkach Pergoli, nawet przy namiotach z jedzeniem. Ale również swoje zrobiły „Down down”, „Whatever you want” czy „Rockin’ All Over the World”, gdzie nogi same rwały się do tupania do rytmu. Brytyjczycy wciąż są w doskonałej formie, bez problemu nawiązywali kontakt z publicznością. Jedynie Francisowi Rossiemu pod koniec już sztywniały palce z powodu wieczornego zimna, które wdzierało się na scenę, ale mimo to z przyjemnością słuchało się jego kapitalnej gry na gitarze, a także charakterystycznego wokalu. Na koniec Status Quo pożegnali się kawałkiem „Bye Bye Johnny” pozostawiając wspaniałe i pozytywne wrażenie, jak na legendarną gwiazdę przystało.

Ostatnią gwiazdą pierwszego dnia 3-Majówki był zespół Within Temptation, który rozpoczął swój koncert tuż po zakończeniu występu Status Quo. Podobnie jak na Guano Apes, Hala Stulecia zapełniła się po brzegi, łącznie z trybunami. Na scenie pojawiły się telebimy oraz podest, na który wspięła się Sharon den Adel w swoim imponującym przebraniu do pierwszej piosenki „Caged”. Publiczność rozkręciła się już przy kolejnym „In the Middle of the Night”, „Faster” i „Fire and Ice”. Podczas setu nie zabrakło takich hitów jak „Angels”, „Stand My Ground”, „Mother Earth” czy „What Have You Done”. Tym razem „Whole World Is Watching” wybrzmiało bez Piotra Roguckiego, który zagra dopiero podczas trzeciego dnia 3-Majówki z zespołem COMA. Ten bardzo efektowny koncert zakończył „Ice Queen”, gdzie owacji nie było końca.

Podczas pierwszego dnia 3-Majówki, każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Znakomite dźwięki bluesa, rocka i metalu unosiły się nad urokliwą Pergolą i w Hali Stulecia. A wszystko to w nagrodę za pobicie Gitarowego Rekordu Guinnessa. Było po prostu fantastycznie.

Relacja pierwotnie została opublikowana 1 maja 2016 roku na stronie CityFun24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz