sobota, 15 sierpnia 2015

Speed of Black Cadillac! Nowe single Iron Maiden i Shinedown!

Breaking News

Wczoraj do Internetu trafiły dwa single moich ulubionych zespołów. Zapowiadany od miesiąca „Speed of Light” Iron Maiden oraz „Black Cadillac”, który niespodziewanie udostępnił zespół Shinedown. Mam różne odczucia wobec nich. Oczywiście nie trzeba się zgadzać z moją opinią, bo o gustach się nie dyskutuje. Ale mam potrzebę wyrażenia swoich myśli na ich temat i oto one!


Iron Maiden – „Speed of Light”

Przyznam, że słuchając po raz pierwszy tego singla, więcej uwagi poświęciłam oglądaniu teledysku niż dogłębnemu wsłuchiwaniu się w melodie. Ten wideoklip jest naładowany smaczkami, które tylko fani potrafią zrozumieć i czerpać z nich niesamowitą przyjemność. To hołd złożony legendarnym okładkom płyt Iron Maiden, a także nawiązanie do gry komputerowej Ed Hunter, gdzie można było się wcielić w słynną maskotkę zespołu – Eddiego. No cóż – to nie pierwszy raz, kiedy twórcy grafiki bawią się z fanami, aby ci mogli szukać ukrytych odniesień do twórczości zespołu. Od razu przypomina mi się okładka „Somewhere in Time”…

Po nacieszeniu się tym kapitalnym teledyskiem, skupiłam się na warstwie muzycznej nowego utworu. Przede wszystkim rzuca się w oczy… znaczy uszy, niżej nastrojone gitary. Ale ja bym to nazwała kosmetyczną zmianą, bo nie wpływa to na ogólne brzmienie. To stare, dobre Iron Maiden! Rzecz jasna te z XXI wieku.

W „Speed of Light” wokal Bruce’a Dickinsona brzmi świetnie! A trzeba przypomnieć, że śpiewa tutaj z jeszcze niezdiagnozowanym rakiem, ale nie słychać tu żadnych symptomów choroby. Na początku Bruce wydaje charakterystyczny, piorunujący okrzyk zapowiadający niezłą jazdę, jak za dawnych lat, a potem z umiarem, ale zarazem z pazurem wyśpiewuje kolejne wersy tekstu. Jak żesz on niezwykle gładko i czysto przechodzi w wysokie dźwięki w refrenie „Shadows in the stars, we will not return/Humanity won’t save us at the speed of light”! To sama przyjemność wsłuchiwać się w ten cudowny głos!

Nie brakuje oczywiście pięknych solówek Dave’a Murray’a i Adriana Smitha, które jak zwykle następują jedna po drugiej. Jakby walczyli o to, która jest lepsza lub ciekawsza. I aż się człowiek łapie na tym, że chciałby jeszcze więcej posłuchać tych niezwykle melodyjnych gitowych popisów.

„Speed of Light” to przede wszystkim wpadający w ucho utwór. Melodyjny riff i ta charakterystyczna dla Nicko McBraina perkusja (z dodatkiem krowiego dzwonka!) nadają temu numerowi wyjątkowe oblicze. Jasne, że nie można tu mówić o żadnych zaskoczeniach czy drastycznych zmianach. Byłabym nawet przeciwna takim eksperymentom. „Speed of Light” to świetny, singlowy kawałek, który udowadnia, że Ironi nagrywając nowy, podwójny album byli w twórczej formie. Bo ten utwór brzmi świeżo i lekko, jakby muzycy po prostu weszli do studia pełni pomysłów oraz inspiracji i szybko odnaleźli wspólny język. Brzmi bardzo naturalnie, maidenowo.

Jednak nie ma wątpliwości, że „The Book of Souls”, który trafi do sprzedaży 4 września, kryje przed nami kilka bardziej interesujących utworów. Choćby ten ponad 18-minutowy „Empire of the Clouds”, który już z racji długości intryguje. Jestem spokojna o album. Czekam z nieukrywaną niecierpliwością!


Shinedown – „Black Cadillac”

O ile o Iron Maiden można powiedzieć, że “nagrali znowu to samo”, choć wolę określenie, że „zachowali swoją tożsamość”, tak Shinedown zaczęli kombinować. Mogliśmy pewne oznaki większych zmian usłyszeć już na „Amaryllis”, ale tam miało to mimo wszystko ciekawy charakter. Natomiast to, co możemy usłyszeć z „Threat to survival” nie zapowiada niczego dobrego dla fanów klasycznego, gitarowego, alternatywnego rocka/metalu.

Słysząc już „Asking for it” miałam złe przeczucia. Liczyłam na to, że jednak kolejny singiel będzie bardziej w stylu „Cut the Cord”, ale się przeliczyłam. Shinedown poszli śmielej w stronę zabaw z elektroniką, porzucając gitarę na rzecz bitu. Czyżby żadna z 200 gitar w kolekcji Zacha Myersa nie nadawała już się do użytku? Przykro mi, ale nie przemawia do mnie taka odmiana brzmienia. Jest „mocno”, jest „potężnie”, tak jak mówił Brent Smith w wywiadzie [LINK], ale nie jest „heavy”. Natomiast słychać tutaj dużą pracę nad ogólnym obrazem tego utworu, ale mimo wszystko, próbując nagrać kolejny, wyróżniający się utwór, trochę przekombinowali.

Jedyne, co może cieszyć w „Black Cadillac” to warstwa tekstowa. Tutaj na szczęście Brent Smith pozostał sobą i pokazał, że jest znakomitym tekściarzem. Dotyka problemu uzależnienia, bawiąc się metaforami „black cadillac” czy „monkey on my back”. I jak to on – nie akceptuje poddawania się, pobudza do walki o swoje życie i napełnia nadzieją. Ten charakterystyczny dla Shinedown ton tekstów, pełnia ich przekazu, zawsze mi się podobała i cieszę się, że przynajmniej w tym aspekcie mnie nie rozczarowali.

Przyznaję, że nie podoba mi się „Black Cadillac”, ani „Asking for it”, a już najbardziej okładka „Threat to survival”. Jest ohydna, jakby początkujący grafik bawił się po raz pierwszy obróbką zdjęć. Ja rozumiem, że ona niesie symboliczny przekaz – wąż oplata jajo, z którego ma się coś wykluć… próbując zinterpretować ten obrazek, to chodzi tu pewnie o to, że w tym jajku znajduje się nasze (nowe?) JA, prawdopodobnie zranione (stąd ta kropla krwi), ale od „fly from the inside” powstrzymuje nas wąż, czyli jakieś destrukcyjne „zło”, może „toksyczna” osoba lub inne więzy („cut the cord”). Co niezumienia faktu, że okładka jest brzydka, ale ma też swój plus – ten czerwony kolor będzie przyciągać wzrok na półkach sklepowych.

Oczywiście nie porzucę Shinedown tylko dlatego, że mi się nie podobają dwie piosenki i okładka. Może się okaże, że na albumie znajdą się jeszcze jakieś ciekawsze kawałki, które mi się spodobają. Poza tym to tylko moja opinia, nie trzeba się z nią zgadzać. Komuś się może podobać „Black Cadillac” i bardzo dobrze. Mój szacunek i miłość do Shinedown się nie zmieni, ale lekki niedosyt pozostanie… zawsze mogę sobie posłuchać Iron Maiden na otarcie łez.

Keep rocking \m/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz