Kruk, Scream Maker, Drama: Halloween, 2doors, 31.10.2014r. (Sosnowiec)
Trójkowy tydzień: trzeci raz na Skillet, trzeci raz na Kruku (chociaż to powinien być już czwarty raz). Niezły wynik – szczególnie, że jak na razie tylko na tych dwóch zespołach i na Comie byłam więcej niż dwa razy (czy to czyni mnie groupie? haha). Raczej nie lubię opisywać koncertów klubowych (nie mówię tu o tych większych), bo… „to co się działo w klubie, zostaje w klubie” (np. nigdy nie opisałam koncertów klubowych Całej Góry Barwinków, Power of Trinity, ani Huntera). Ale mam jakieś takie poczucie większej misji, że może gdzieś tam w odległej galaktyce, uda mi się kogoś zainteresować zespołem, muzyką – absolutnie wartą wysłuchania i do tego na światowym poziomie. Dlatego i tym razem, krótko zrelacjonuję Halloweenowe koncerty w klubie 2doors w Sosnowcu. Od razu powiem, że panowie z Drama muszą mi wybaczyć, bo nie wiele ich widziałam i poza gościnnymi występami Romana Kańtocha (Now when I cry) i Piotra Brzychcy, który wykosił solówką gitarową, nie wiele ich posłuchałam i trudno mi wyrobić jakieś zdanie (poza tym, że zagrali w klimatach klasycznego heavy metalu).
Drugim zespołem supportującym Kruka był Scream Maker. Zespół, którego autorem okładki i loga jest Rosław Szaybo (ten co zaprojektował okładkę British Steel Judas Priest), producentem jest Alessandro Del Vecchio (ten od Whitesnake i Journey). Ponadto współpracowali z Jordanem Rudessem (tym od Dream Theater) oraz wydali oficjalną płytę w Chinach (oraz zagrali tam parę koncertów). Interesujące CV i ciekawostki, które wyczytałam na ulotce.
W każdym razie Scream Maker to młode chłopaki grające klasyczny heavy metal spod znaku Judas Priest, Iron Maiden, Black Sabbath, DIO. Jednak najbardziej mi się skojarzyli z tymi pierwszymi, bo wokalista – Sebastian Stodolak nie dość, że o blond włosach (i oby tak zostało!) to jeszcze podobny głos do Roba Halforda. Z całej trójki to Scream Maker zagrali najciężej i bardzo dynamicznie. Młode pokolenie heavy metalowców atakuje i to na wysokim poziomie.
Ale to Kruk był gwiazdą wieczoru. Pod sceną zebrała się garstka fanów (więcej nie było), a po 21 na malutką scenę wyszli muzycy. Podczas tego koncertu skupili się na utworach z najnowsze płyty Before (link do recenzji). Po polsku Roman Kańtoch zaśpiewał piosenki Szary Liść i Moja Dusza, a po angielsku My Morning Star, Last Second. Ładnie wyszedł numer Wings of Dreams, chociaż wokalista trochę ją przeinterpretował. A w Once i My Sinners musiał wcielić się również w żeńską rolę (w studyjnej wersji śpiewa żona Piotra Brzychcy) – efekt był nieco zabawny, ale ostatecznie oceniam na plus. Ze starszych numerów zagrali Cień, Kameleon, Jak Głaz i na wyraźne żądanie na bis – Rzeczywistość. Oddali również hołd Deep Purple (Black Nights) i Black Sabbath (Heaven & Hell).