czwartek, 23 października 2014

Relacja: Ostatni taki koncert Budki Suflera

Budka Suflera 19.10.2014r. (Spodek/Katowice/Polsat)

„Ostatnie takie tango” – tak zatytułowana jest pożegnalna trasa koncertowa Budki Suflera. Muzycy postanowili z rozmachem zakończyć działalność artystyczną, która trwała aż 40 lat.

Moja historia z Budką Suflera sięga 1997* roku i hitowego albumu „Nic nie boli, tak jak życie”. W moim przypadku kasety magnetofonowej, którą wciąż mam na półce. Wiele wspomnień się z nią wiąże. Czasy kiedy trzeba było sobie przewijać kasetę, trafiając lub nie na odpowiedni kawałek (albo na partyzanta – ołówkiem przekręcać). Tak słuchałam moich ulubionych piosenki Jeden raz (strona A) czy Bez aplauzu (Strona B). Kiedy tak sobie teraz myślę… coś mnie ciągnęło jednak do tych gitar. Ale oczywiście numerem jeden było Takie Tango. Każda stacja maniakalnie puszczała przynajmniej raz na godzinę ten utwór, z okien bloków było słychać „bo do tanga trzeba dwooojga…”, a na disco-polowej liście przebojów stacji telewizyjnej Polsat – niezmiennie królował właśnie ten numer, napawając mnie radością.


Zatem piękne koło zatoczyła kariera Budki Suflera. To właśnie ten sam Polsat postanowił transmitować z poślizgiem ostatni telewizyjny koncert zespołu, który odbył się w Spodku. I wcale nie o północy, a tuż po „Jak oni znajomo śpiewają na lodzie”, czyli o 22. I dzięki temu stacja zebrała przed telewizorami publiczność w liczbie 2 mln 340 tys.!

I właśnie od Takie Tango rozpoczął się koncert w Spodku. Wersja studyjna jest nieco melancholijna, ale na żywo wypada niezwykle żywo, a nawet radośnie. Krzysztof Cugowski znowu uwodził głosem, niezmiennie w czarnych Ray-banach, ale za to aby nie było tak smutno i ponuro – w fioletowej koszuli i czerwonych spodniach. Nie wiem, może ten wizerunek zaskoczył publiczność, ale oglądając w telewizji, fani zdawali się jacyś tacy statyczni.


Statycznie na pewno nie było na scenie, gdzie za muzykami umieszczony był duży telebim przedstawiający różne grafiki. Podczas Snu o dolinie było to drzewo w malowniczych barwach jesieni, przez co sama piosenka zabrzmiała bardziej pozytywnie i ciepło.

Rockowe oblicze Budki Suflera mogliśmy usłyszeć w Memu miastu na do widzenia, w wykonaniu Piotra Cugowskiego, który stworzył z ojcem ciekawy wokalny duet. Na tej piosence ludzie się obudzili na płycie – skakali i klaskali. Prawdę mówiąc pierwszy raz usłyszałam ten numer, ale bardzo mi się spodobało i synchro gitarowe (podwojenie riffu) i solóweczka Wojciecha Cugowskiego

Budka Suflera to nie tylko Krzysztof Cugowski, ale także inne męskie oraz żeńskie głosy. Jednym z nich był Romuald Czystaw, który zmarł 4 lata temu. Zespół upamiętnił wokalistę grając utwór Za ostatni grosz. Skoro fani już się rozgrzali to w końcu też zaczęli śpiewać wraz z Piotrem Cugowskim. Romuald Lipko za klawiszami też się ożywił – biła od niego radość z grania.

Kolejnym przystankiem w sentymentalnej podróży w przeszłość był numer nagrany wraz z Izabelą Trojanowską – Wszystko czego chcę dziś. Pani Izabela nigdy nie grzeszyła głosem wysokich lotów, ale nie można jej odmówić pewnego uroku na scenie. Wraz z niejaką Rudą do pomocy przeniosły publiczność do lat 80-tych i klimatów… bardziej disco. Fajnie to pokazuje jak Budka Suflera się zmieniała – nie tylko poprzez głosy ale również stylowo: raz dynamiczniej, raz wolniej, raz skoczniej – i zawsze trafiali w gusta słuchaczy w odpowiednim czasie.

Ale i tak ponadczasowym utworem Budki Suflera był, jest i będzie – Jolka, Jolka. Felicjan Andrzejczak zaśpiewał tak jakby to było ostatnie jego wykonanie tej wiekopomnej rockowej ballady (a przecież jeszcze zagrają kilka koncertów). Ale tym razem nie było widać łez w jego oczach jak na Przystanku Woodstock. No cóż – tamto wydarzenie było czymś niewyobrażalnym; to był dowód na to, że Budka Suflera zachwyca pokolenia słuchaczy, zostawiając za sobą swego rodzaju dziedzictwo. W Spodku publiczność oczywiście pięknie, głośno i emocjonalnie odśpiewała całą balladę.


Bal Wszystkich Świętych to dobry numer na osuszenie łez po wzruszeniach na Jolce. Zrobiło się trochę weselej, sympatyczniej – akurat na kolejny wyjątkowy przebój  Dmuchawce Latawce Wiatr. Bez Urszuli, ale z młodzieńczą nową siłą w osobie Ewy Farnej. W porównaniu do Urszuli, która też raczej wielkiego głosu nie ma, wykonanie Farnej brzmi niczym rosa w letni poranek. Zjawiskowo zaśpiewała ten niezwykły utwór (który w Spodku prawie zawsze rozbrzmiewa podczas meczów siatkarskich), otrzymując wielkie brawa.

Po klimatycznym występie Farnej, na scenę powrócił Krzysztof Cugowski z Twoim radiem. Czyli coś dla miłośników gitar i wpadającego w ucho dźwięków i rytmów. Ludzie znowu zaczęli wesoło podskakiwać i klaskać. Dużo zabawy miał w końcu Tomasz Zeliszewski za perkusją, którego uważam za polski odpowiednik Nicko McBraina (tylko ma mniej bębnów).

Podczas tego koncertu Budka Suflera żonglowała emocjami publiczności. Utwór Cień wielkiej góry, zainspirowany tragiczną śmiercią dwóch polskich himalaistów, Zbigniewa Stepka i Andrzeja Grzązka w sierpniu 1973, znowu wprowadził melancholijny nastrój. Osobiście bardziej mi się podoba wersja studyjna, gdzie Krzysztof Cugowski więcej śpiewa niż rzuca słowami, a także jest bardziej ascetyczna (efekty z gitary niekoniecznie są potrzebne).

Nie wiem, która piosenka jest ulubioną Krzysztofa Cugowskiego, ale jakbym miała wybierać to właśnie jest to Cisza. Gdyby jej nie lubił to nie czarowałby głosem, nie robił by różnych wariacji i nie udowadniał niedowiarkom, że jeszcze potrafi zaśpiewać z mocą. Bardzo efektownie prezentował się telebim, na którym można było zobaczyć spadające krople (no prawie jak Alice In Chains Rain when I die, hah).

Po reklamie (już drugiej, ale za to słownej, bo trwała rzeczywiście 4 minuty) Budka Suflera radośnie odegrała numer Piąty bieg. Ciepło robiło się na sercu oglądając na telebimie stare fotografie zespołu. Mimo, że muzycy dobijają już do „drugiego brzegu”, z wielkim uśmiechem słucha się i ogląda (wspólnie śpiewają Cugowski i Andrzejczak) akurat tej piosenki – pozytywne zakończenie długiej kariery.

Ale to jeszcze nie koniec koncertu! Nie mogło zabraknąć Jeden raz – mojego ukochanego utworu Budki Suflera (Jolkę również kocham, ale w inny sposób). Co prawda Krzysztof Cugowski znowu bardziej wyrzucał z ust słowa zwrotki niż je wyśpiewywał, ale i tak na koniec pokazał wielkość swojego kapitalnego głosu, za który go szanuję. Ten utwór uwielbiam za tekst, za Lipko na klawiszach, za power gitarowy w środkowej części. Jest po prostu epicki!

Wpadające w ucho Ratujmy co się da zabrzmiało nieco ciężej, rockowo (solówka – cud, miód), a co za tym idzie – żywiej. Niestety to był przedostatni kawałek od Budki Suflera (przynajmniej dla telewidzów).

Telewizja Polsat uhonorowała zespół kryształowym sercem, poczęstowała tortem, a publiczność odśpiewała „Sto lat!”. Jakoś przez Ibisza nie potrafiłam uwierzyć w szczerość gestu Polsatu.

Jest taki samotny dom to tradycyjny utwór kończący koncert. Tym razem (widzów) miał pożegnać już na zawsze. Wszyscy zaproszeni goście wyszli na scenę i obok Krzysztofa Cugowskiego, wraz z publicznością zaśpiewali wspólnie „A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój…”. Piękne zakończenie koncertu, piękne zakończenie kariery. Braw nie było końca…


Koncert „Ostatnie Takie Tango” to godne zakończenie 40 lat działalności artystycznej Budki Suflera. Magiczny Spodek wypełniony fanami, duża, efektowana scena z telebimem w tle oraz znakomitym oświetleniem zrobił wrażenie. Setlista idealnie podsumowała dokonania muzyczne zespołu, pokazując pełen przekrój na przestrzeni lat. Jasne, że chciałoby się usłyszeć jeszcze parę utworów jak choćby Martwe Morze czy Czas Ołowiu czy kto co lubi jeszcze od Budki, ale trzeba też wziąć pod uwagę, że… panowie mają już swoje lata, a i tak odwalili kawał dobrej roboty podczas koncertu.

Dodatkowo Polsat (jednak) się postarał, bo realizacja wyszła bardzo dobrze. Kamera dynamizowała ruch na scenie (bo generalnie muzycy nie są zbyt mobilni), do udźwiękowienia też się nie przyczepię. Wstawki z króciutką historią zespołu też były ciekawe. Ale… pan Krzysztof Ibisz z tym przyklejonym uśmiechem do twarzy był tak sztuczny jak jego botoksowe czoło (on wygląda teraz jeszcze młodziej niż wtedy kiedy Budka Suflera była na fali!) oraz przeszczepione włosy. W sumie to po Polsacie spodziewałam się więcej reklam (podczas których zdążyłabym pójść po piwo do lodówki… na stacji benzynowej… w sąsiednim województwie…), więc jestem i tak zadowolona.

Piękny, sentymentalny koncert. Powinnam się smucić, że Budka Suflera żegna się ze sceną, ale z drugiej strony… zakończyć karierę udaną trasą koncertową, udanymi koncertami, gdzie fani mogą wyrazić ile dla nich znaczy zespół, to jest tak jak w innym klasycznym utworze „trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym…”. Oni nie tylko schodzą ze sceny niepokonani przez tyle lat, ale również z szerokim uśmiechem dumy, że było warto, że skomponowali dużo dobrej muzyki łączącej pokolenia. Wielkie brawa i wielki szacunek.

Outro:
Na bis Budka Suflera zagrali jeszcze raz: V bieg, Bal Wszystkich Świętych oraz na drugi bis: Takie Tango.

 *nie jestem taka stara jak się wydaje! Miałam wtedy 9 lat!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz