niedziela, 25 września 2016

Serialowe podsumowanie sezonu 2015/2016

BreakingTV #11

Chciałam napisać serialowe podsumowanie sezonu jesienno-wiosennego 2015/2016, ale… nie miałam czasu. W normalnych okolicznościach rozdzieliłabym sezon letni od jesiennego, ale w tym wypadku postanowiłam je połączyć i stworzyć jedno wielkie podsumowanie serialowe 2015/2016. Dlaczego? Bo mam taką ochotę. A chcąc otworzyć nowy sezon jesienny 2016/2017, muszę wyrzucić z siebie wszystkie przemyślenia o poszczególnych serialach i sezonach. Dlatego tym razem darowałam sobie profesjonalizm i luźno przybliżam mój ranking serialowy 2015/2016. Może komuś okaże się pomocny! PS. Można spokojnie czytać, bo nie ma spojlerów.


22. Heroes Reborn

Zwiastun do „Heroes Reborn” napawał optymizmem, ale odgrzewany kotlet pozostanie odgrzewanym kotletem. Nowy sezon Heroes, który nakręcono po 5 latach od ostatniej, czwartej serii, był okropny. Szwankowało w nim wszystko: efekty specjalne, fabuła, nieciekawe moce bohaterów i słabo grający aktorzy. Normalnie po dwóch pierwszy odcinkach odrzuciłabym serial ze wstrętem, ale akurat poświęciłam sporo czasu, aby nadrobić wszystkie sezony „Heroes” (zatrzymałam się kiedyś na trzecim; swoją drogą pierwszy sezon był znakomity!), więc postanowiłam dotrwać do końca. Podsumowując: nie polecam, strata czasu.



21. Legends Of Tomorrow – 1. sezon

Jak obejrzałam zwiastun do spin-offa “Arrow” wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyjdzie i nie pomyliłam się. Aktorstwo tego serialu jest tragiczne (drewniana Hawkgirl woła o pomstę do nieba), historia jeszcze gorsza, a z efektami specjalnymi bywało różnie. Ale jakieś plusy się znalazły, jak postacie Captain Cold czy Sary, a także diabolicznego Vandala. Nie obejrzałam całego sezonu i nie żałuję.






20. Arrow – 4. sezon

To, co się stało z tym serialem po drugim sezonie, jest straszne. Obejrzałam czwarty sezon do końca tylko dlatego, że chciałam wiedzieć, kto zginie (i tak dowiedziałam się wcześniej ze spojlerów), a także pooglądać w akcji Darhka, bo lubię aktora go grającego (Neal McDonough). Twórcy przekombinowali w serialu i kompletnie nie panują nad fabułą, traktując swoich widzów, jakby byli idiotami. A to u mnie nie przyjdzie i tym sezonem kończę przygodę z „Arrow”, zapamiętując pozytywnie dwa pierwsze sezony. Wilson wróć!




19. Supergirl – 1. sezon

Fani źle przyjęli serial „Supergirl”. Nie zaprzeczę, że też mi się nie podobał za cukierkowy klimat i średnie efekty specjalne. Ale jakimś cudem dalej oglądałam w akcji kuzynkę Supermana. Serial miał nawet lepsze momenty, a postacie były sympatyczne (Calista Flockhart!). Taki trochę „The Flash” dla dziewczyn. Nie polecam, chyba, że naprawdę nie ma już czego oglądać…







18. Vinyl – 1. sezon

“Vinyl” okazał się rozczarowaniem ze strony HBO. Z założenia był interesujący: właściciel wytwórni muzycznej popada w tarapaty w związku z kłopotami finansowymi i zabójstwem, a w tle mieliśmy posłuchać dobrej muzyki lat 60-70-tych. I tak było, tylko, że cała historia była po prostu nudna… i niepotrzebnie udziwniona. Nie spodziewałam się hitu na miarę „Detektywa”, ale nawet ja nie dotrwałam do końca sezonu… ale mam zamiar kiedyś nadrobić!





17. 2 Broke Girls – 5. sezon

Jasne, „Dwie spłukane dziewczyny” już tak nie śmieszą i powtarzają się te same schematy. Ale wciąż serial ma lepsze momenty, zabawne i trudno nie lubić Max i Caroline oraz reszty postaci. Może oglądam już je z przyzwyczajenia, ale nie wmuszam ich w siebie na siłę, choć to nie to samo, co kiedyś. Choć przyznam, że ostatni odcinek nawet mnie trochę wzruszył…






16. Fear the walking dead – 2. sezon

“Fear The Walking Dead” jeszcze trwa, ale skoro w zestawieniu są seriale, których nie dokończyłam, to mogą być i te, które się jeszcze nie skończyły. W każdym razie spin-off „The Walking Dead” w pierwszej części sezonu był trochę lepszy od pierwszej serii. Z kolei druga część drugiego sezonu weszła na wyższy poziom! Od kilku odcinków przyjemnie się ogląda ten serial, w końcu o coś w nim chodzi i ma jakąś ciekawą historię… i jest mało Travisa! To pewnie dlatego. Oczywiście daleko „Fear…” do oryginalnego tytułu, ale zmienia się na lepsze.




15. Supernatural – 11. Sezon

Ten serial nigdy się nie skończy. Co prawda oglądam go z przyzwyczajenia, bo lubię wszystkie postacie w „Supernatural”, ale trzeba też powiedzieć, że trzyma poziom. Nie jakiś super-wysoki, ale taki, że każdy odcinek ogląda się z zainteresowaniem, nawet jeśli pojawia się po raz tysięczny ten sam potwór. Poza tym sama fabuła wciąż ciekawi, bo pojawił się we własnej osobie sam Bóg! Czemu nie, skoro mieliśmy już demony, anioły, lewiatany, Jeźdźców Apokalipsy, Lucyfera, Śmierć i Ciemność. Ważne, że scenarzystom nie brakuje pomysłów (odcinek z perspektywy samochodu!) i nie są one głupie.




14. Jessica Jones

Powiem szczerze – nie zachwycił mnie ten serial. On ma klimat, główna aktorka jest kapitalna (Krysten Ritter), historia też ciekawa, ale… jak utknęłam na dziewiątym odcinku, tak wciąż nie dokończyłam tego sezonu. Prawdopodobnie problem tkwi w tym, że twórcy trochę za mało zaakcentowali moce, jakie posiadają główni bohaterowie. Nie czułam takiego napięcia czy zagrożenia ze strony Killgrave’a, jakie powinnam odczuwać oglądając go w akcji. Może też dlatego, że mi się nie podobał w tej roli David Tennant… „Jessica Jones” to bardzo dobry serial, tylko moja subiektywna ocena się do tego poziomu nie dostosowała. Ale nadrobię te cztery odcinki!



13. The Flash – 2. sezon

I pomyśleć, że “The Flash” ustawiłam na pierwszym miejscu w zeszłorocznym zestawieniu seriali jesiennych. Nic nie zapowiadało, że zanotuje taki spadek po pierwszej części sezonu. Mało Iris, niezwykle sympatyczna postać Patty, nowy, super-silny przeciwnik Zoom – wszystko grało znakomicie, aż główny wróg nie ściągnął maski… I jak domek z kart, cały serial się posypał, wkręcając widzom głupoty a’la „Arrow” czy „The Legends of Tomorrow”. Nie wiem co będzie dalej, ale szkoda by było, żeby „The Flash” poszedł w ślady tych seriali…




12. Outcast – 1. sezon

Po pierwszym odcinku wydawało się, że będzie to najlepszy horror w ostatnich latach wśród seriali. Był klimat, była w miarę ciekawa historia, bardzo dobrze nakręcona, ale… raz, że „Outcast” okazał się przewidywalny, a dwa, że po prostu nużył. Spodziewałam się większych emocji, co nie zmienia faktu, że serial jest bardzo dobry i warto go obejrzeć. Ale nie wciska w fotel.







11. Grimm – 5. sezon

Mój konik, który oglądam od samiutkiego początku emisji i piszę recenzje na naekranie.pl. Przyznam, że serial rozkręca się z sezonu na sezon, w końcu sporo się w nim wyjaśniło. Jasne, miał też słabsze odcinki, ale więcej było tych ciekawszych. Historia znowu wciągnęła, a i twórcy jeszcze mają kilka pomysłów na weseny, które można wykorzystać w czasie śledztwa. Pozostał jeszcze tylko jeden sezon, skrócony, który zacznie się dopiero w 2017 roku… Szkoda, ale ważne też jest to, aby serial miał porządne zakończenie, a po bardzo dobrym piątym sezonie jest parę rzeczy do rozkręcenia i wyjaśnienia.




10. Preacher

I znowu – fani obiecywali sobie wiele po tym serialu na podstawie komiksu i się zawiedli. Ja (jeszcze) nie czytałam komiksu, ale pierwsze odcinki „Preacher” tak mi się podobały, że dałam się uwieść historii. Szkoda tylko, że później już nie było tak dobrze, choć wciąż podobał mi się ten dziwny, humorystyczny i gore’owy klimat. Nie czuję się rozczarowana, ale liczyłam na to, że będę bardziej piać z zachwytu nad tym serialem.






9. The Last Ship – 3. Sezon

Kolejny mój konik, który również oglądam od początku i który… hejtuję od pierwszego sezonu. Bo ten serial jest strasznie nielogiczny i chodzi w nim tylko o to, aby było mnóstwo wybuchów, akcji, a w tle powiewała amerykańska flaga. Ale trzeci sezon pokazał, że można jeszcze wymyślić dobrą historię związaną z marynarką wojenną. Wmieszanie większej ilości polityki podziałało odświeżająco. Można sobie narzekać, że „The Last Ship” potrafi być idiotyczny, ale nie można odmówić mu tego, że naprawdę dobrze się go ogląda. Fajny, emocjonujący serial do obiadku.




8. Gotham – 2. Sezon

Pierwszy sezon miał lepsze i gorsze momenty, ale widać było, że pewien styl tego serialu zaczął się krystalizować. Dlatego w drugim sezonie twórcy pozwolili sobie na znacznie więcej i odważnie zaczęli bawić się całą historią i motywami zaczerpniętymi z komiksów. Przerysowanie postaci stało się atutem serialu, zupełnie jakby się oglądało kreskówkę „Batmana” tylko bez Batmana… w drugim sezonie było ciekawie, dynamicznie, pomysłowo, bez kompleksów i to zadziałało! Jak po pierwszym sezonie byłam sceptycznie nastawiona, tak po drugim mogę polecić ten serial, bo te mroczne igraszki w mieście Gotham potrafią nieźle wciągnąć.



7. Mr. Robot – 2. sezon

Zdecydowanie najdziwniejszy serial ostatnich lat, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Pierwsze sezon był nieco przewidywalny, ale drugi… to totalny mind-fuck. Co ten serial robi z głową! „Mr. Robot” to popaprany serial, który robi z mózgu sieczkę. Nie wiadomo, o co chodzi, ale na tyle intryguje, że trudno przestać go oglądać. Dużo też dają jego klimat i nietypowe ujęcia. Było kilka szokujących momentów, że aż można było zaniemówić z tego, co tam się wyprawia. Na pewno jest to serial nie do podrobienia, a drugi sezon przeszedł samego siebie! Więc czemu dopiero siódme miejsce? Zabrakło mi kropki nad i. Czuję lekki niedosyt i tyle.



6. Better Call Saul – 2. sezon

Wydawało się, że drugi sezon rozkręci historię uwielbianego z „Breaking Bad” Saula Goodmana, to jednak nie spełnił tych oczekiwań. Ale nic się nie stało, bo serial znowu zachwycił swoim klimatem i tym charakterystycznym dbaniem o szczegóły. Sezon miał kilka genialnych momentów zapadających w pamięć (squat cobler!), a aktorstwo znowu było mistrzowskie (Bob Odenkirk, Jonathan Banks, Michael McKean). Uwielbiam też tą wielowymiarowość serialu (niby Jimmy jest dobry, ale w sumie niekoniecznie) – jest po prostu inteligentny i ma też wiele smaczków i powiązań z „Breaking Bad”. Wcale mi nie przeszkadza powolna akcja, lubię tak jak jest. Świetny sezon, czekam na kolejny!


5. Galavant – 2. Sezon

Połączenie fantasy, przygody i musicalu brzmi dziwnie, ale zakochałam się w tym serialu od samego początku, a drugi sezon był znakomity! To idealny przykład, że nawet przy śmiesznie małych nakładach finansowych można stworzyć świetny serial. Wystarczy mieć głowę pełną pomysłów, poczucie humoru, wyobraźnię i dobrych producentów muzycznych, a efekt może zachwycić. Oczywiście nie każdemu może się spodobać „Galavant”, ale w mojej opinii to jeden z najlepszych seriali sezonu jesienno-wiosennego. Produkcja nie powróci z trzecim sezonem, ale na szczęście zakończyła się tak, że nie ma powodu do płaczu z tego powodu. Polecam!



4. The Walking Dead – 6. Sezon

Należę do osób, które uważają, że cliffhanger w ostatnim odcinku sezonu był rewelacyjny. Przyznam, że to kwestia tego, że wiedziałam o nim na dwa tygodnie przed emisją odcinka (te Internety!), więc zdążyłam się z nim pogodzić i przygotować się na niego psychicznie. Poza tym jako fanka komiksu doskonale wiedziałam co mnie czeka w niemal każdym odcinku „The Walking Dead”, dlatego z taką satysfakcją oglądałam szósty sezon. Cieszy mnie, że twórcy tak wiele wyciągnęli wątków z komiksu i tak fantastycznie obsadzili postać Negana. Jeffrey Dean Morgan w tej roli jest genialny, choć troszeczkę inny niż jego komiksowy odpowiednik. Ale to nic nie szkodzi, nie da się przenieść w sposób idealny bohatera z komiksu do rzeczywistości, szczególnie Negana, który jest wręcz uwielbiany przez fanów (mnie też). A kogo zabił Negan? Nie będę spojlerować! Sięgnijcie po komiks, który jest o wiele lepszy od serialu! Mimo to wciąż uważam, że szósty sezon był bardzo dobry, a tak naprawdę najlepsze dopiero przed nami!

3. Fargo – 2. Sezon

“Fargo” to bardzo specyficzny serial, żeby nie powiedzieć dziwny. Ale jest w tym metoda! Ma niezwykły klimat, jest rozpisany ze szczegółami, potrafi zaskoczyć, wzruszyć, a nawet rozbawić. Twórcy znowu idealnie przywołali klimat braci Coen. Doskonały sezon, choć końcówka mogła trochę rozczarować, jeżeli ktoś spodziewał się niewiadomo jakich fajerwerków. I tak czy siak – serial godny polecenia, choć dla umysłów otwartych na różne dziwactwa i czarny humor.





2. Orange Is The New Black – 4. sezon

Długo zbierałam się, żeby obejrzeć czwarty sezon “Orange…”, a to dlatego, że poprzednia seria była po prostu słaba. Ale czwarty sezon wzniósł się na kapitalny poziom, chyba nawet przebijając pierwsze sezony. Uwielbiam wszystkie postacie, nawet te które najbardziej denerwowały, bo są mega wyraziste i znakomicie zarysowane. To bardzo przyziemmy, rzeczywisty serial, który robi ogromne wrażenie, gdzie można doświadczyć wszystkich emocji. Kac moralny po obejrzeniu czwartego sezonu jest gwarantowany. TRZEBA OBEJRZEĆ!




1. Gra o Tron – 6. sezon

Szósty sezon wzniósł się na kosmiczny poziom! Rozmach serialu jest przeogromny. Bitwa pod Winterfell to był po prostu majstersztyk. Sceny z Hodorem – obezwładniające, niebywale smutne. A ostatni odcinek sezonu dał niesamowitą satysfakcję, ponieważ wzbudził poczucie, że ta historia ma sens i jest budowana od samego początku. „Gra o Tron” to jeden z najlepszy seriali w historii, a szósty sezon tego dowodzi. Na kolejny sezon poczekamy do lata 2017 i wyemitowane zostanie tylko sześć odcinków… ale prawdę mówiąc, po takim sezonie człowiek czuje się spełniony i cierpliwie poczeka na dalszą część tej genialnej historii.



Do następnego razu!

Źródło zdjęć: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz