piątek, 26 lutego 2016

The Book of Souls World Tour 2016 wystartował!

I stało się! Iron Maiden zagrali pierwszy koncert na trasie promującej album The Book of Souls! 24 lutego w BB&T Center w Sunrise (Floryda) Amerykanie jako pierwsi na świecie mogli poznać nową koncertową setlistę, która będzie towarzyszyć Ironom prze kolejne kilka miesięcy. Poza tym zaprezentowała się nowa scena, a także duży i mały Eddie, imponująca Bestia oraz nowe sceniczne tła. I oczywiście telebimowe video jako intro koncertowe! To wszystko robi wrażenie. Zapowiada się fantastyczny koncert w lipcu na wrocławskim stadionie!


[SPOILER ALERT]

Kto nie chce poznać szczegółów koncertu Iron Maiden, niech nie czyta dalszej części. Powiem tylko, że trafiłam 10 na 15 utworów z set listy, w mojej zabawie na typowanie, co usłyszymy podczas koncertu (LINK). Daje nam to dwie trzecie trafności czyli… 66,6%. A jakże by inaczej! Bycie fanem Ironów do czegoś zobowiązuje, prawda? Dalsza część tekstu zawiera spojlery. Czujcie się ostrzeżeni!

[SPOILER ALERT]

*


All right! Czas na analizę nowej trasy! Zacznijmy od set listy, bo to ona tak naprawdę wszystkich najbardziej interesuje! Oto ona:

IRON MAIDEN – THE BOOK OF SOULS WORLD TOUR 2016:

Doctor Doctor (UFO song)
Video

1. If Eternity Should Fail
2. Speed of Light
3. Children of the Damned
4. Tears of a Clown
5. The Red and the Black
6. The Trooper
7. Powerslave*
8. Death or Glory
9. The Book of Souls
10. Hallowed Be Thy Name 
11. Fear of the Dark
12. Iron Maiden
Encore:
13. The Number of the Beast
14. Blood Brothers
15. Wasted Years

Always Look on the Bright Side of Life (Monty Python song)

Legenda:
Utwory, które trafiłam
* „Powerslave” wymieniałam, jako pewniak, ale raczej na zmianę z „The Book of Souls”

*

Największym zaskoczeniem set listy The Book of Souls World Tour 2016 jest brak „Run to the Hills”. Wielki hit Iron Maiden po raz drugi w historii nie pojawił się podczas trasy koncertowej. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w latach 2010-2011 podczas The Final Frontier World Tour. Oczywiście nie wspominam czasów, kiedy w zespole śpiewał Blaze Bayley i też nie wykonywał tego numeru. To przykra wiadomość, bo nie ma chyba fana Żelaznej Dziewicy, który nie kocha tego utworu, albo przynajmniej nie uważa, że to obowiązkowy element koncertu. Ale nie ma tego złego, bo w zamian za „Run to the Hills” powrócił wielki nieobecny trasy Maiden England, czyli „Hallowed be thy name”! To jest, przynajmniej dla mnie, doskonała wiadomość, bo na to liczyłam, że w końcu usłyszę ten utwór na żywo! Jest wspaniały!


Jeżeli wspominamy już o The Final Frontier World Tour, to również powrócił do „ramówki”, niesłyszany od tamtego czasu „Blood Brothers”! Co również było moim marzeniem usłyszeć ten numer live stojąc naprzeciwko Janicka Gers, który pięknie zagra solówkę! Mam bilet na GC, więc będzie MOC! Tak analizując set listę to „Blood Brothers” jest jedynym przedstawicielem twórczości Ironów przypadającej na lata 1995-2010 (czyli 6 albumów od „The X Factor” do „The Final Frontier”). Trochę taka… dyskryminacja.

*

Kontynuując wątek powrotów, to w Sunrise fani Maiden mogli usłyszeć „Powerslave” i „Children of the Damned” , których nie grali od 2009 roku. „Powerslave” był do przewidzenia, bo idealnie wpasowuje się w klimat „The Book of Souls”, ale zaskoczyć mógł… brak maski u Bruce’a Dickinsona. Zazwyczaj zakładał podczas wykonywania tego numeru! Zapomniał? Najważniejsze, że usłyszymy „Powerslave”, bo to też genialny utwór!

Natomiast „Children of the Damned” to trochę niespodziewany wybór. Zważywszy, że pochodzi z płyty „The Number of The Beast”, a z niej mamy już w set liście tytułowy kawałek (to było pewne jak wschód słońca) oraz „Hallowed be thy Name”. W każdym razie w moim typowaniu byłam bardzo blisko ustrzelenia tego numeru, bo postawiłam na „22 Acacia Avenue” z tej „stajni”. Nie mam zamiaru narzekać na „Children…”, bo to również kapitalny utwór i będę zaszczycona móc go wysłuchać na żywo! Ale tu też mamy zaskoczenie, bo Adrian Smith nie gra go na swoim dwugryfowym, czerwonym Jacksonie! Ta gitara wyróżniała tą piosenkę! Szkoda.


Oczywiście  nie mogło zabraknąć „The Trooper” (tu się nic nie zmieniło, Bruce znowu wywija flagą, trochę już styraną, i zawija ją na głowie Gersowi), „Fear of the Dark” i „Iron Maiden”, podczas którego zawsze wyłania się zza sceny duży Eddie. Natomiast mógł zdziwić „Wasted Years”, który jest bardzo lubiany przez zespół. Sama miałam wątpliwości czy pojawi się podczas koncertu, ale jakoś dobrze mi ten kawałek pasował do bisu, więc go uwzględniłam. I trafiłam! Ale chyba jednak bym wolała zakończyć występ „Run to the Hills”.

*

I wreszcie dochodzimy do tematu albumu „The Book of Souls”. Podczas koncertu na Florydzie zadebiutowało aż sześć utworów z nowej płyty… a nawet płyt! Wymieniałam w moim typowaniu, jako pewniaki „Speed of Light” (bo singiel), „The Red and the Black” (bo poza „Empire of The Clouds” najlepszy utwór) oraz „The Book of Souls” (bo ma klimat). Rzeczywiście mogłam też uwzględnić „If Eternity Should Fail”, bo to przecież idealne otwarcie dla koncertu Maiden. Na pewno nie spodziewałam się „Death or Glory”, który, owszem, jest wyróżniającym się utworem na tle albumu, ale patrząc na całą twórczość to taki trochę recycling. Z kolei „Tears of a Clown” to hołd złożony Robinowi Williamsowi – raczej nie myślałam, że będę jeszcze ten temat kontynuować. Chyba jednak Ironi mogli sobie odpuścić dwa ostatnie wymienione utwory, trochę za dużo „The Book of Souls”. Tak, przemawia przeze mnie tęsknota za „Dance of Death”, które pewnie by się znalazło na set liście gdyby nie one. Ale niech tak będzie! I tak miałam już więcej powodów do narzekania podczas trasy Maiden England, która w ostateczności jednak przypadła mi do gustu. I tu na pewno też tak będzie!


Zgodnie z zapowiedziami nie pojawił się uwielbiany „Empire of The Clouds”. Przehandlowałabym ten utwór w zamian za inne nowości z „The Book of Souls”! Ogólnie rzecz biorąc set lista bardzo mi się podoba i jeżeli nagłośnienie na wrocławskim stadionie nie zawiedzie to zapowiada się mega odjechany koncert!

Maskotki Eddie, Rogacz oraz scena

*

Scena nie zmieniła się – jest duża, w środku szczelnie skryty za zestawem perkusyjnym bębni Nicko McBrain, a „piętro” dalej jest w kształcie podkowy, które okupuje Bruce. Dekoracja na podwyższeniu zmieniła barwy z lodowych na majowe ruiny z amerykańskiej dżungli. Jak zwykle malowidła robią wrażenie, pięknie się prezentując. Na podłodze możemy zauważyć namalowaną grafikę z CD (podobnie było podczas trasy „Dance of Death”). Nie przypominam sobie, aby również nad sceną znajdowały się okładki poszczególnych utworów, ale można zauważyć wielką, okrągłą płachtę z grafiką (chyba też jest kilka wersji).

Oczywiście tym, co najbardziej rajcuje fanów Maiden jest Eddie. Słynna maskotka Ironów otrzymała nowe wcielenie! Niesamowity jest ten chodzący Eddie, który wygląda jak żywcem wyciągnięty z okładki „The Book of Souls”… i właśnie podczas tego numeru zjawa się na scenie, jak zwykle zachowując się nieprzyzwoicie. Na uwagę zasługuje to, jak on się płynnie porusza, jak żywy! Szkoda, że tym razem nie walczy z Janickiem… to zawsze był zabawny element show. ALE!! Za to wchodzi z interakcję z Bruce’em, który wyrywa mu serce i składa w ofierze! To jest spora nowość! Kto by się spodziewał, że wokalista Iron Maiden dorabia jako kardiochirurg?


Trochę mnie za to rozczarował „duży” Eddie, wyłaniający się zza sceny podczas utworu „Iron Maiden”. To ten sam z okładki „The Book of Souls” i w sumie nie robi nic poza ruszaniem barkami… Szkoda, że np. nie pojawiła się wielka łapa z sercem w dłoni, albo wielkie palce jak podczas The Final Frontier World Tour.

*

Podczas „The Number of The Beast” ostatnio mogliśmy też dojrzeć rogacza na scenie. Podczas Maiden England figura rogatej bestii nie była nadzwyczajna, stanowiła taki dodatek do tego utworu. Ale podczas najnowszej trasy pojawiła się wielka figura! Chyba tak duża, co Eddie! Też niewiele ta koza robiła, poza poruszaniem się wokół własnej osi, ale teraz nie można było jej nie zauważyć! Wielka ta Bestia! Groźnie się patrzy zza sceny.


I jeszcze jedna rzecz! Nowe video, które można zobaczyć na telebimach tuż przed pierwszym utworem. Coś na kształt gry komputerowej, którą mogliśmy oglądać już w teledysku do „Speed of Light”. Całkiem fajne – szybko przenosi nas w klimaty „The Book of Souls”. Chociaż przyznam, że mnie się od początku kojarzy z serialem „Lost”… samolot, dżungla, tajemnicze wejście, bestia? Jeszcze tylko brakuje mi na koniec napisu LOST. 


*

Na sam koniec muszę poruszyć kwestię formy Bruce’a. Pamiętamy o jego poważnej chorobie, którą pokonał. Gdybym nie wiedziała o tym, to w życiu bym nie powiedziała, że wokalista Maiden był chory. Fakt, może biega trochę mniej żwawo, ale nie możemy tego porównywać do ostatniej trasy, bo tam przeżywał swoją trzecią albo czwartą młodość – wtedy to nawet jak na jego standardy żywiołowo szalał na scenie. Fizycznie Bruce wygląda bardzo dobrze. Najważniejsze, że głos mu się nic nie zmienił i wokalnie wciąż potrafi długo śpiewać bez zaczerpnięcia oddechu (chociaż wygląda na to, że trochę krócej – patrz: „Hallowed be thy name”). Wszystko jest w jak najlepszym porządku!

I to by było na tyle ze spostrzeżeń na temat nowej trasy koncertowej Iron Maiden. Teraz możemy spokojnie czekać do 3 lipca, gdzie Ironi zagrają na stadionie we Wrocławiu! Niestety nie przylecą do nas Ed Force One, bo logistycznie im to nie wyjdzie (stąd brak Wrocławia na rozpisce miast, do których zawita Maiden swoim Boeningiem 747). Nie mogę się doczekać! Będzie gorąco!

*

Źródło zdjęć: facebook Iron Maiden

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz