czwartek, 17 sierpnia 2017

Recenzja: Dunkierka

W swoim najnowszym filmie Christopher Nolan udowadnia, że nie potrzeba hektolitrów krwi czy widowiskowych, makabrycznych sekwencji, aby dobrze ukazać horror wojny. Jego „Dunkierka” pokazuje inną, mniej bohaterską stronę walk, ale uzyskuje ten sam wstrząsający i wciskający w fotel efekt.



Po obejrzeniu „Dunkierki” pierwsze słowa, jakie nasunęły mi się na myśl, aby opisać ten film były „kameralny” i „trzymający w napięciu”. Produkcje wojenne raczej kojarzą nam się z bohaterskimi czynami i widowiskiem o wielkiej skali, które ma szokować realizmem. Z kolei Christopher Nolan zupełnie odwraca te proporcje, pokazując realia wojny całkowicie bezkrwawo i z trzech perspektyw (z lądu, wody i powietrza), bez nakreślania szerszego historycznego kontekstu. To historia kilku osób, gdzie jedni rozpaczliwie walczą o przeżycie, a inni starają się w miarę swoich możliwości jak najbardziej pomóc w masowej ewakuacji z terytorium Francji. Nie brzmi to atrakcyjnie, jak na film wojenny, ale dzięki temu zabiegowi, znacznie lepiej jest nam poczuć obezwładniającą atmosferę ciągłego strachu i zagrożenia wiszącego w powietrzu. Ogromną rolę odgrywa tutaj muzyka skomponowana przez Hansa Zimmera. Motyw tykającego zegara sprawia, że widz ogląda cały film z zapartym tchem z obawą, że zaraz dojdzie do kolejnego dramatycznego wydarzenia lub ataku wroga. „Dunkierka” to jedna z niewielu produkcji, które przytłaczają samą oprawą muzyczną, nie zaś drastycznym obrazem wojny. I uwierzcie mi – nie ma w tych słowach ani odrobiny przesady.

Dzięki podziałowi na trzy perspektywy, oglądamy działania wojenne z odmiennych punktów widzenia, ale również z różnych przedziałów czasowych, choć w pewnym momencie ścieżki bohaterów się krzyżują. Trzeba przyznać, że nie jest łatwo śledzić losy każdej z postaci, ponieważ Nolan nie tylko bardzo często zmienia te perspektywy, ale również czasem je powtarza, aby wywrócić do góry nogami to, co wydawało nam się, że się wydarzyło (scena z tonącym samolotem). Wymaga to od widza pełnego skupienia, ponieważ film został zmontowany chaotycznie, ale niewątpliwie jest to zamierzone. W rezultacie nie można nawet na chwilę oderwać wzorku od ekranu, a produkcja wciąga od pierwszej do ostatniej minuty. Jednak nie zmienia to faktu, że jest ona trudna w odbiorze.

Choć w „Dunkierce” występują słynni aktorzy tacy jak Tom Hardy, Kenneth Branagh czy Cillian Murphy, to większą rolę do odegrania w filmie Nolan powierzył mniej znanym młodzieńcom. Na słowa pochwały zasługują Fionn Whitehead, Aneurin Barnard, Jack Lowden i Tom Glynn-Carney, którzy samym spojrzeniem czy wyrazem twarzy potrafili więcej wyrazić niż zrobiłyby to słowa, których w „Dunkierce” jest nad wyraz niewiele. Warto wspomnieć, że w jednego z żołnierzy wcielił się Harry Styles, czyli członek boysbandu One Direction i pokazał się z niezłej strony.

Śmiało można powiedzieć, że „Dunkierka” to jeden z najlepszych filmów tego roku. I nie ważne, że opowiada o „bohaterskiej” ucieczce z kontynentu, gdzie również wkradła się patetyczna nuta. Emocji w nim nie brakuje, a propagandowy sukces akcji, nie został przyćmiony przez uczucie klęski i dramatu. Film zachwyca oryginalnością ujęcia piekła wojny, ale jeszcze bardziej imponuje ciągła, paraliżująca atmosfera niepewności i strachu. „Dunkierka” nie tylko potrafi wzruszyć, ale też mocno daje do myślenia. Warto!


Źródło zdjęć: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz