poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Relacja: Sabaton, Accept i Twilight Force zagrali w Krakowie! (03.03.2017, TAURON Arena)

Pierwotnie krakowski koncert szwedzkiego Sabatonu miał się odbyć w Hali Wisły, ale ze względu na duże zainteresowanie występ przeniesiono do TAURON Areny, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Tłumy rozentuzjazmowanych fanów stawiły się pod dużą sceną, gdzie głośniki mogły pracować pełną mocą niemal łamiąc żebra. Znakomitą atmosferę przed Sabatonem zapewniły suporty: Accept i Twilight Force.


Twilight Force rozpoczęli swój koncert przed czasem utworem „Battle of Arcane Might”. Te pozytywne, bardzo energetyczne i szybkie melodie od razu rozpogowały fanów pod sceną. Kolejne piosenki „To the Stars”, „Riders of the Dawn” i „Flight of the Sapphire Dragon” coraz bardziej przekonywały ludzi do Szwedów, którzy, za wyjątkiem wokalisty i basisty (bardzo podobnego do Ramiego Maleka z „Mr. Robot”), skrzętnie ukrywają swoje oblicza za kostiumami, maskami i… elfickimi uszami. Ale to zupełnie nie przeszkadzało, aby się świetnie bawić podczas ich występu. Chrileon (frontman) nie tylko imponował mocnym głosem, ale też łatwo prowokował ludzi do klaskania do rytmu, machania na boki rękami czy wykrzykiwania głośno „hej!”. Zorganizował nawet bitwę na to, która strona hali jest głośniejsza – jego czy klawiszowca. Wygrał Blackwald, a wokalista skwitował swoją porażkę klasycznym „k**wa”, wywołując oczywiście salwę śmiechu wśród publiczności. Humory dopisywały podczas porywającego „Gates of Glory”, gdzie nawet elfy (gitarzyści) tańcowały do muzyki. Ten żywiołowy koncert zakończyli pełnym rozmachu i dynamiki „Knights of Twilight’s Might”. Twilight Force wykorzystali bardzo dobre warunki nagłośnieniowe w TAURON Arenie, a dzięki temu ich występ nie tylko przyjemnie się oglądało ze względu na ich radosne nastawienie na scenie, ale przede wszystkim znakomicie się słuchało ich pełnego wigoru power/fantasy metalu.


Wydawało się, że skrywające się pod płachtami elementy dekoracji sceny należały do Sabatonu, ale nic bardziej mylnego! Accept przyjechali do Polski z piękną, robiącą ogromne wrażenie scenografią, gdzie cały sprzęt perkusyjny znajdował się na podwyższeniu, przygotowany do akcji. Niemcy zaczęli koncert od „Stampede” z pełną, łamiącą żebra mocą płynącą z głośników. Więcej entuzjazmu publiczności wywołał „Stalingrad”, a podczas heavymetalowego „Restless and Wild” przebudzili się również starsi fani niemieckiego zespołu. Hardrockowy „London Leatherboys” jeszcze nie rozkręcił ludzi do spontanicznych reakcji, ale dynamiczny „Final Journey” już podgrzał porządnie emocje, kiedy publika mogła pośpiewać do słynnej melodii „Poranka” Edvarda Griega.

Mark Tornillo raczej nie zagadywał publiczności. Wyglądał na zmęczonego, ale dzielnie starał się nie dawać tego po sobie poznać. Ale za to reszta zespołu rekompensowała ciut mniejszą energiczność wokalisty wspólnym „wiosłowaniem” i szczerymi, szerokimi uśmiechami. Utwór „Princess of the Dawn” został szybko rozpoznany przez większą część ludzi, którzy chętnie wykrzykiwali refren, ale dopiero na speedmetalowym „Fast as a Shark” atmosfera osiągnęła prawdziwie żywiołowy charakter. Ścianki i pogo rozrosły się do imponujących rozmiarów, a zabawa pochłonęła nawet tych mniej zaangażowanych słuchaczy.


„Metal Heart” oczywiście wybrzmiał fantastycznie, kiedy Wolf Hoffmann z charakterystycznym uśmiechem zachęcał do głośnego śpiewania przez całą halę melodii „Dla Elizy”. Równie znakomicie wypadł numer „Teutonic Terror”, który cieszy się dużą popularnością wśród fanów. Na koniec nie mogło zabraknąć największego przeboju Accept, czyli „Balls to the Wall”. Szkoda, że zespół nie grał dłużej, ponieważ rozkręcali się z każdą piosenką i dopiero druga połowa koncertu osiągnęła odpowiednią temperaturę. Ale i tak występ możemy zaliczyć do bardzo udanych. Trzymam kciuki, żeby szybko wrócili do Polski na pełny set!


Sabaton, jako główna gwiazda wieczoru, zamiast standardowego tła postawili na wielki telebim z kilkoma praktycznymi dekoracjami. Mimo wszystko wizualnie większe wrażenie robiła scena podczas koncertu Accept, ale grafiki ukazujące się podczas występu Szwedów potrafiły pozytywnie zaskoczyć. Zespół rozpoczął od dynamicznego „Ghost Division”, które od razu porwało fanów do żywiołowego pogo i ścianek. Z ostatniej płyty „The Last Stand” od razu usłyszeliśmy “Blood of Bannockburn” i „Sparta”, gdzie do muzyków na scenie dołączyło czterech Spartan z odsłoniętymi torsami i włóczniami. Nawet Joakim Brodén przyodział spartański hełm! Jeżeli jeszcze dodamy do tego efekty pirotechniczne i armaty, które w późniejszej fazie koncertu strzelały w stronę publiczności, to jak żywo jawi się obraz Iron Maiden. Trzeba przyznać, że sabatonowe show bawi równie dobrze!

W krakowskiej hali, która była udostępniona w połowie, przez co przypominała nieco katowicki Spodek, panowała wspaniała atmosfera. Humory dopisywały wszystkim podczas koncertu, więc oczywiście nie brakowało żartów ze strony zespołu („k**wa!”), jak i ze strony wesołej publiczności („Jeszcze jedno piwo!” i „Pij do dna!”). Tommy Johansson (nowy gitarzysta) miał wybrać ulubiony utwór Sabaton, ale po podpowiedziach fanów i tak skończyło się na „Swedish Pagans”. Potem fiesta trwała podczas „The Last Stand”, uwielbianego „Carolus Rex” i wciąż pachnącego świeżością „The Lost Battalion”. Zaskoczyć mógł rzadko grany numer „Union (Slopes of St. Benedict)”, który spotkał się z gorącym przyjęciem publiczności.



Po dynamicznym i potężnym „The Lion From the North”, Szwedzi spuścili z tonu, aby zagrać akustyczną wersję utworu „The Final Solution”. Zrobiło się bardzo klimatycznie, ponieważ publiczność włączyła latarki w komórkach i mogła również zobaczyć na telebimie, jak pięknie wyglądała hala podczas tej kompozycji. Fani ładnie odśpiewali wraz z Joakimem Brodénem słowa piosenki, ale mimo to emocje nieco opadły.

Na szczęście Sabaton szybko wrócił na właściwe, żywiołowe tory utworami „Uprising”, „Night Witches” i „Winged Hussars”. Polacy uwielbiają kawałki odnoszące się do polskiej historii, ale jak to wokalista nieustannie podkreśla – nie tylko one cieszą się dużą popularnością, co udowodnił na przykład grany na bis „Primo Victoria”. Zabawa trwała dalej na „Shiroyama”, ale większy aplauz wzbudził kochany przez Polaków „40:1”. Na koniec usłyszeliśmy znakomity „To Hell and Back”, który wycisnął resztki energii z rozentuzjazmowanego tłumu, na który spadły kolorowe serpentyny. Braw nie było końca.


Koncerty Sabatonu są zawsze wielkim wydarzeniem w Polsce, na których panuje niesamowicie sympatyczna atmosfera. Nie inaczej było podczas krakowskiego występu, gdzie pogujący fani zajmowali pół płyty. Co ciekawe, pod względem nagłośnienia nie było tak idealne, jak można było się spodziewać, ale nie psuło to znakomitej zabawy. Spisał się także perkusista Twilight Force, który zastępował nieobecnego z powodu narodzin dziecka, Hannesa van Dahla. Naprawdę z przyjemnością uczestniczy się w takich koncertach, gdzie zespół nawiązuje imponujący kontakt z publicznością, która wypełnia niemal po brzegi udostępnioną część hali. A znakomite supporty dopełniły szczęścia tego wieczoru!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz