środa, 29 marca 2017

Recenzja: The Walking Dead #165 (Żywe trupy)

Z każdym odcinkiem serial „The Walking Dead” się pogrąża… za to komiks ani trochę nie zawodzi. 165 rozdział to kolejne emocje i dramatyczny rozwój wydarzeń, który zapiera dech w piersiach!



W nowym numerze mniejszą rolę niż ostatnio odegrali Rick z Neganem, którzy dalej są okrążeni przez szwendaczy w domu w Alexandrii. Co nie oznacza, że w ich wątku nic się ciekawego nie wydarzyło. Wręcz przeciwnie! Tym razem to Rick uratował skórę Neganowi, który skomentował tą sytuację w swoim stylu: „Are we becoming… friends?”. Nawet krótkie scenki z tą dwójką, którymi uraczyli nas twórcy komiksu, przynoszą sporo frajdy. Raz, że przez ułamek sekundy mogliśmy poczuć chwilę grozy, że któryś zombiak ugryzie ex-Zbawcę, a dwa, że jak tu nie parsknąć śmiechem czytając barwne, erotyczne opisy podekscytowania Negana podczas zabijania kąsaczy. Bez jego komentarzy czegoś by brakowało w najnowszym rozdziale.

Tak naprawdę znacznie bardziej interesujące rzeczy rozgrywały się na obrzeżach Alexandrii, gdzie Zbawcy przyszli wyrównać rachunki z Dwightem. Okładka zeszytu, gdzie widzieliśmy Heatha ze stojącymi nad nim Johnem i resztą grupy sugerowała nam, że w końcu wkroczą do akcji. I rzeczywiście wykorzystali dramatyczną sytuację Alexandryjczyków, żeby dopaść kusznika. Ale czy chodzi im tylko, aby się na nim zemścić? Pogarda Sherry i ciosy Johna mogą o tym świadczyć, ale kto wie czy nie rozgrywa się tutaj coś więcej. Powoli ten wątek nabiera rumieńców, choć prawdziwy cel Zbawców wciąż jest owiany tajemnicą. Twórcy dają swoim fanom miejsce na snucie teorii i domysłów, co też zawsze jest fajnym elementem angażującym i wciągającym w historię.

Jednak najwięcej emocji wzbudził wątek Eugene’a i Andrei. Nic nie zapowiadało dramatycznych wydarzeń, których byliśmy świadkami czytając rozdział. Można się było zgodzić z Eugenem, że widok spadających do oceanu szwendaczy rzeczywiście wyglądał imponująco i pięknie. Ciekawe czy twórcy zainspirowali się serialem „Fear The Walking Dead”, gdzie horda walkersów również wpadała do morza, ale nie z klifu, lecz z mola. To była jedna z niewielu świetnych scen w spin-offie oryginału. Wracając do komiksu – kiedy już myśleliśmy, że nasi bohaterowie najgorsze mają już za sobą, nagle grupę okrążyło stado zombie, które wymknęło się spod kontroli Jesusa i Michonne. Próba odciągnięcia stada przez bohaterskiego Eugene’a od samego początku wiązała się z ogromnym ryzykiem i skazana była na porażkę, a z każdym kadrem serce podchodziło do gardła ze strachu, że zaraz zostanie ugryziony. Wielu czytelników na pewno było przekonanych, że już nie ma nadziei dla tej postaci, widząc jego przerażenie malujące się na twarzy, kiedy został otoczony przez szwendaczy. Ale w porę pojawiła się Andrea, co jeszcze bardziej podniosło poziom emocji, ponieważ jest jedną z ulubionych postaci w komiksie. Nie baliśmy się tak o tą bohaterkę chyba od czasu pobicia jej w wieży przez jednego ze Zbawców. I w momencie, kiedy już odetchnęliśmy z ulgą, że na strachu się skończyło, to rana na jej szyi pewnie nie jednego czytelnika zszokowała. Czy ugryzł ją szwendacz czy to skaleczenie od strzału? To pytanie będzie teraz dręczyć fanów przez miesiąc. Twórcom trzeba pogratulować pomysłowości i umiejętności, jak wzorcowo zaskoczyć cliffhangerem, który potrafi rozpalić emocje do czerwoności.

Najnowszy numer komiksu czytało się znakomicie, ponieważ akcja w każdym wątku osiągnęła swój krytyczny moment. Historia tak wciągała, że nim się człowiek obejrzał już kończył rozdział, który był niezwykle ekscytujący i znowu pozostawił więcej pytań niż odpowiedzi. Bo czy na pewno Rick powinien zaufać Neganowi? Czy ktoś odpowie na wezwania Siddiqa w radiu, które znalazł w domu Eugene’a? I jaki los czeka Dwighta, Heatha i przede wszystkim Andreę? Emocje sięgają zenitu! Byle do kwietnia…

Źródło zdjęć: imagecomics.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz