wtorek, 28 marca 2017

Recenzja: Logan: Wolverine

„Logan: Wolverine” to godne pożegnanie Hugh Jackmana z postacią Wolverine’a, którego grał przez 17 lat. Dzięki dojrzałej historii, ponuremu klimatowi i najwyższej kategorii wiekowej ten obraz jest najlepszy z filmów solowych o tym bohaterze, a prawdopodobnie także ze wszystkich produkcji o X-Menach.



Przede wszystkim „Logan: Wolverine” nie jest filmem o X-Menach. Nie zobaczymy tu bohaterów w lateksowych kostiumach walczących ze złoczyńcami z mocami, którym trzeba złoić skórę w efektowny sposób. To film o człowieku zmęczonym życiem, który zarabia pieniądze wożąc ludzi limuzyną i opiekuje się chorym przyjacielem. Żyje w świecie, gdzie mutanci niemal wyginęli, a o ich czasach świetności można poczytać w komiksach dla dzieci. X-Meni należą do przeszłości, a przyszłość okazała się bardziej pesymistyczna i mroczna niż można było się spodziewać.

„Logan: Wolverine” jest przeznaczony dla dorosłych osób, nie tylko ze względu na brutalność scen akcji i soczyste przeklinanie, ale również ze względu na historię, która jest za poważna dla młodszych widzów. Mamy tu dziewczynkę, która ma bardzo podobne moce do Wolverine’a, a ich geneza jest wstrząsająca. Z kolei Charles Xavier z powodu postępującej demencji jest niemal bezbronnym staruszkiem i już nie przypomina Profesora X, który zawsze dbał o swoich podopiecznych. A ze względu na wymykające się spod jego kontroli moce stał się również bardzo niebezpieczny dla otoczenia. Do tego jeszcze widok cierpiącego Logana z powodu ran, które już nie regenerują się tak szybko jak kiedyś, także wywołuje współczucie. Ciężar tematyki podejmowanej w filmie jest tak przytłaczający, jak jego klimat. „Logan: Wolverine” to dojrzałe kino komiksowe, gdzie żal ściska serce, że przygoda z ulubionymi mutantami dobiega końca w tak smutny i przejmujący sposób.

Film, w odróżnieniu od wysokobudżetowych produkcji o X-menach, nie stawia na efekciarstwo i widowiskowość, aby robić wielkie wrażenie na widzach pod względem wizualnym. Co nie oznacza, że w „Loganie…” nie ma scen wbijających w fotel czy zapierających dech w piersiach. Efekty specjalne są tak dopracowane, że nie sposób ich nawet odróżnić od rzeczywistości (warto zobaczyć materiał filmowy poświęcony nowatorskiemu wykorzystaniu CGI). Również choreografia walk czy to X-23 (świetna Dafne Keen) czy Wolverine’a raduje oczy, bo dzięki temu, że nie trzeba było „ukrywać” w odpowiednich kadrach krwawych ciosów, twórcy mogli pozwolić sobie na lepsze, bardziej komiksowe ujęcia. Ale i tak wszystko to jest raczej dodatkiem do fabuły, gdzie chodzi o relację dziewczynki z gburowatym Loganem, których ściga ekipa Pierce’a (Boyd Holbrook) z zaskakującym wsparciem. Mimo wszystko, jak na film o superbohaterach przystało, główny złoczyńca znowu jest nijaki i mało charyzmatyczny. Tyle, że tym razem nie miało to większego znaczenia.

W wielki stylu Hugh Jackman pożegnał się z rolą Wolverine’a, podobnie zresztą jak Patrick Stewart z postacią Charlesa Xaviera (tylko, że on ma godnego następcę – Jamesa McAvoya). Choć akcja nie imponuje szybkim tempem, a film może jest ciut za długi, to wzruszające zakończenie satysfakcjonuje. Zabrakło tylko Wolverine’a ubranego w klasyczny kostium X-Mena, aby oddać hołd komiksom i samej postaci. Może kolejny Rosomak będzie miał okazję założyć ten kultowy strój, ale to już będzie w nowej erze bez Hugh Jackmana…


Źródło zdjęć: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz