niedziela, 6 marca 2016

Recenzja: Vinyl 1x03

W poprzedniej recenzji „Vinyl” narzekałam, że trudno się wczuć w ten serial, a przyczyn doszukiwałam się w rotacji twórcami. Powodowało to pewnego rodzaju dysonans. I rzeczywiście, kiedy za robotę wzięli się ludzie związani trochę bardziej ze światem telewizji, produkcja wpadła w odpowiedni rytm i znacznie przyjemniej się ją ogląda. Poza tym sama historia powoli nabiera rumieńców, ale jeszcze nie rozkręciła się na dobre.

>>> UWAGA! Recenzja „Vinyl” 1×03 zawiera spojlery! <<<


Bobby Cannavale dalej „rozdaje karty” w serialu, a losy jego Richie’ego Finestry wciąż nas najbardziej ciekawią. Ale to dobrze, bo wyrazisty główny charakter jest skarbem każdej produkcji. Dlatego z zainteresowaniem oglądamy jak próbuje przekonać do siebie Lestera, którego kilka lat wcześniej oszukał. To były bardzo intensywne sceny pod względem emocjonalnym. Z jednej strony mamy człowieka, któremu odebrano marzenia oraz pozbawiono głosu i ma prawo być nieufny i wściekły, a z drugiej jest Richie, który chce odkupić (dosłownie) swoje winy dając muzykowi, którego wciąż podziwia, szansę na powrót do show-biznesu. Zobaczymy jak te relacje między nimi się rozwiną w kolejnych odcinkach, ale ten wątek zwraca uwagę i wywołuje emocje.

Charakterystyczną cecha „Vinyl” jest to, że pojawiają się w nim autentyczne postacie, które mają nam nakreślić pewien rys historyczny lat siedemdziesiątych. W drugim odcinku mogliśmy się bliżej przyjrzeć osobie Andy’ego Worhola, a w najnowszym poznajemy Alice’a Coopera. Nie mam zamiaru krytykować aktorów wcielających się w te nietuzinkowe postacie, bo starali się jak mogli, ale zabrakło im tego błysku. Zwróciłabym jednak uwagę na inny aspekt. Obecność znanych postaci związanych z muzyką, ale też popkulturą, ma za zadanie przedstawić ich unikalną twórczość, która w tamtym okresie była bezprecedensowa, wręcz rewolucyjna. Nie bez powodu przecież mówimy w kontekście Alice’a Coopera o gatunku shock rock. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych koncerty zespołu stanowiły mroczne show, gdzie korzystano z efektów specjalnych, magicznej sztuczki z gilotyną czy również, przywołanego w zabawny sposób w serialu, motywu z boa dusicielem. Bardzo trafnie została nam zaprezentowana sylwetka Vincenta Furniera, gdzie nie pominięto nawet jego zamiłowania do golfa. Widać, że „Vinyl” z szacunkiem odnosi się do legendarnych twórców i należy to docenić.


Z kolei po macoszemu jest traktowany zespół Nasty Bits, który jak możemy się spodziewać, uratuje wytwórnię płytową. Bardzo sztampowo wyglądały sceny, kiedy młodzi muzycy nie porwali Finestry swoim wykonaniem „All Day and All of the Night”, ale gdy Jamie nakazała im grać swój punk rockowy utwór, nagle Richie doznał olśnienia i od razu zaproponował im kontrakt. Nie zaprzeczę, że to był fajny, emocjonujący moment, ale oklepany i przewidywalny. Może w kolejnych odcinkach Nasty Bits pokażą na co ich stać, bo jak na razie ciągle są tłem dla całej historii.


Jak zwykle w „Vinyl” nie zabrakło dobrej muzyki. Wspominałam już The Kinks (“All Day and All of the Night”), ale mogliśmy też usłyszeć Johnny’ego Wintera („Rock & Roll”) czy brawurowy “Smokestack Lightnin’” Howlin’ Wolf’a. Podobać się mogły również pierwsze próby DJ-owania, gdzie skoczne “Get Up (I Feel Like Being a) Sex Machine” Jamesa Browna czy „Jungle Boogie” Kool & The Gang rzeczywiście potrafiły poderwać z siedzenia. Trochę kontrowersji sprawił utwór „I love the dead”, który nie jest wykonywany przez Alice Cooper, lecz na nowo nagrany przez Andrew WK. W sumie brzmi świetnie – sam Vincent by się nie powstydził. Oczywiście jak to bywa w „Vinyl”, serial potrafi zaskoczyć czymś niekonwencjonalnym, a na to miano zasługuje piosenka „Danny’s Song” Neko Case. Miła dla ucha piosenka, a poza tym stanowi niesamowity kontrast dla Alice Coopera. To samo można powiedzieć o „Simone” w wykonaniu  Milk Carton Kids. Ale „wejście smoka” należało znowu do Lestera Grimesa, który „zaśpiewał” utwór „I Can’t Quit You Baby” Otisa Rusha. Cudo.


Historia w „Vinyl” zaczyna się zagęszczać. Do akcji wkraczają Nasty Bits, ale też przed Richie’m stoją poważniejsze problemy związane z mafią, a także sprawą morderstwa. Nie wspominając już o kryzysie małżeńskim i walce o byt swojej firmy, który nie wygląda obiecująco, jeśli właśnie Finestra skreślił kontrakt ze Status Quo, który mógł być żyłą złota. I to jest znacznie ciekawsze niż trochę przynudzający wątek Devon. Ale jest dobrze, serial ma przykuwające momenty i zaczyna do siebie przekonywać. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń i kolejne wspaniałe utwory muzyczne!

Źródło zdjęć: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz