czwartek, 30 kwietnia 2015

Recenzja: Sleepy Hollow (2. sezon)

Minęły dwa miesiące od finałowego odcinka drugiego sezonu „Sleepy Hollow”, a ja dopiero teraz ukończyłam oglądanie. I to zdanie świadczy najlepiej jak wypadła druga seria tego oryginalnego serialu stacji FOX.



Drugi sezon „Sleepy Hollow” musiał się zmierzyć z bardzo dobrą poprzednią serią, która zakończyła się genialnym zwrotem akcji i zaskakującym cliffhangerem. Na pewno to, co najlepsze w tym serialu zostało zachowane: szybkie tempo, specyficzny klimat, okultystyczna otoczka i ta chemia między głównymi bohaterami. Nie można też odmówić dużej pomysłowości twórców, którzy potrafili wykorzystać wiele elementów rodem z horroru, aby wykreować mroczną aurę i podtrzymywać uczucie grozy w „Sleepy Hollow”. I mimo, że drugi sezon świetnie się oglądało, nie można zaliczyć go do udanych przedsięwzięć.

Czego zabrakło? Przede wszystkim poukładanej, owianej też tajemnicą historii, która mogłaby przyciągać regularnie, co tydzień widzów przed ekrany telewizorów (ja dopiero teraz obejrzałam sezon do końca, a przecież finał emitowany był pod koniec lutego!). Niestety fabuła szarżowała jak ten (nomen omen) „jeździec bez głowy”, rzucając nam pod nogi niezłe motywy, ale bez ładu i składu. Zamiast pociągnąć wątek Jeźdźców Apokalipsy w ciekawym kierunku, cała historia po prostu się rozjechała, a na wierzch wyszło wiele fabularnych słabości „Sleepy Hollow”. Twórcy starali się je przykryć kolejnymi przeciwnościami, z którymi bohaterowie musieli się mierzyć, ale chyba za bardzo poniosła ich wyobraźnia. Z jednej strony duża pomysłowość jest wskazana, ale nie powinna ona wpływać na zatarcie się pewnych granic i ram, które trzymają całą historię w ryzach. Moim zdaniem dodatkowo zaszkodziła serialowi większa ilość odcinków, wydłużona z trzynastu do osiemnastu, gdzie twórcy, jak ja to mówię, „grali na czas” (to samo spotkało 5. Sezon „The Walking Dead”). Czasem wystarczy mniej odcinków, ale lepszych jakościowo, aby zbudować interesującą historię.

Oczywiście to też nie jest tak, że w drugim sezonie nie było ciekawych momentów. Ostateczne rozstrzygnięcie walki z Molochem, horrorowaty odcinek 2×05 czy bardzo udany finał sezonu na pewno dostarczyły dużo emocji. Motyw Ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, którzy odznaczali się niezwykle szeroką wiedzą (o magii) i umiejętnościami również był ciekawy. Trochę świeżej krwi wniosła nowa postać Hawley’ego (Matt Barr, pamiętam go z „Wyspa Harpera”). Jako przystojny, sarkastyczny poszukiwacz artefaktów i broni udanie wprowadził się do serialu, chociaż nie odegrał jakiejś bardzo znaczącej roli.

Do głównej obsady w drugim sezonie dołączyły za to: Jenny (Lyndie Greenwood), Henry Parish (John Noble) i Katrina Crane (Katia Winter). W pierwszym sezonie Jenny mogła trochę irytować, ale w drugim okazała się sympatyczną postacią, bardzo pomocną, która dzielnie wspomagała Świadków. John Noble to klasa sama w sobie. Jak bardzo koślawa historia jego postaci by nie była i tak rozsiewałby wokół siebie aurę niepokoju, mroku i wiszącej nad wszystkimi groźby destrukcji. Jednak najbardziej rozczarowała postać Katriny. Raz knuła z Abrahamem, raz z Henrym i tylko zwodziła biednego Ichaboda. I ten wątek był główną słabością drugiego sezonu. Katrina jako postać drugoplanowa była o wiele ciekawsza niż mącąca wkoło czarownica. Znacząco wpłynęła na relację Ichaboda z Abbie, która tak naprawdę stanowiła o sile „Sleepy Hollow”. Dwie wyraziste postacie z różnych epok, połączone przeznaczeniem, walczące ze złem to było koło napędowe serialu. A Katrina zaburzyła całą dynamikę i to pozytywne flow „Jeźdzca bez głowy”.

Do minusów „Sleepy Hollow” zaliczyłabym jeszcze efekty specjalne, które były w większości przypadków raczej kiepskiej jakości. To już nie te czasy, kiedy możemy przymykać oko na sztuczność GCI. Jeżeli serial nie może sobie pozwolić na profesjonalne, stojące na wysokim poziomie efekty specjalne to najlepiej z nich zupełnie zrezygnować i zastosować metodę jak w „Supernatural”. Czyli pokazywać jak najmniej, w bardzo ograniczonych ilościach, tak, aby resztę dopowiedziała sobie nasza wyobraźnia. Niestety przez takie niedociągnięcia traci się szacunek do produkcji.

Podsumowując, drugi sezon „Sleepy Hollow”, choć wykorzystał swoje największe atuty, nie potrafił scalić fabuły tak, aby zatrzymać widzów przed telewizorami. Odbiło się to na spadającej oglądalności serialu, który mimo to otrzymał trzeci sezon. Na szczęście twórcy głośno mówią o popełnionych błędach i chęci powrotu do klimatu z pierwszego sezonu. I prawidłowo, ponieważ „Sleepy Hollow” to naprawdę dobry serial, który przyjemnie się ogląda i szkoda by było nie opowiedzieć jeszcze kilku fajnych i wciągających historii. Ale tym razem przedstawionych z głową.

Źródło zdjęć: imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz