niedziela, 3 maja 2015

Recenzja: Daredevil (1. sezon)

Jeżeli szukacie ambitnego i dojrzałego serialu opartego na komiksie z widowiskowymi walkami, wciągającą historią, klimatem i charakterystycznymi bohaterami to właśnie go znaleźliście. Jego tytuł to „Daredevil, czyli najnowsze dziecko internetowej telewizji Netflix.



Podobnie jak w kinie, gdzie nastała moda na filmy z komiksowymi superbohaterami, również seriale zostały opanowane przez komiksy. Pierwsze szlaki przecierał „Arrow”, potem „Agenci T.A.R.C.Z.Y.”, a teraz „Agent Carter”, „Constantine”, „Gotham” i „The Flash”. Jednak to „Daredevil” powala na łopatki wszystkie wymienione produkcje. Słusznie się mówi, że serial przypomina bardziej 13-godzinny film, który po prostu nie ma fillerowych momentów, niepotrzebnych scen, miejsc na reklamy. „Daredevil” to nowy wymiar telewizyjnych seriali, gdzie najważniejsze jest przedstawienie pewnej historii, a nie sprzedaż jak największej ilości reklam w czasie antenowym. Dzięki temu widz czuje się szanowany, szczególnie, że przecież za to płaci.

„Daredevil” to przede wszystkim serial bardzo dojrzały, skierowany do ambitnego widza szukającego poważniejszej rozrywki. Najbliżej temu serialowi jest do „Gotham”, ale tylko i wyłącznie pod względem klimatu: mrocznego, wysublimowanego, ponurego. Hell’s Kitchen (który mimowolnie kojarzy mi się z Gordonem Ramsayem…), podobnie jak Gotham City jawi się jako miejsce bez duszy, skorumpowane do szpiku kości, gdzie tylko śmiałkowie walczą o „uratowanie swojego miasta” (i przez to muszą stać się kimś innym, a nawet czymś innym). Wielkie brawa należą się scenarzystom, którzy znakomicie rozpisali na 13 odcinków całą historię genezy tytułowego Daredevila. Fabuła jest solidna, płynna, szczegółowo dopracowana i opowiedziana od początku do końca. Dużą rolę odgrywają retrospekcje, przybliżające nam sylwetki głównych bohaterów, które pozwalają nam lepiej je zrozumieć. Nie brakuje tutaj również zaskakujących zwrotów akcji, chociaż nie można powiedzieć, aby „Daredevil” forsował tutaj jakieś zawrotne tempo. To nawet wychodzi serialowi na dobre, ponieważ w ten sposób buduje napięcie i uczucie grozy.

Jednak największą siłą „Daredevila” jest moim zdaniem realizm. Właściwie nawet nie czuć, że mamy do czynienia z komiksowymi bohaterami (m.in. dlatego, że Matt Murdock dopiero pod koniec sezonu przyodziewa słynny kostium), którzy powinni rzucać oklepanymi frazesami, a walki jakie toczy „Diabeł z Hell’s Kitchen” powinny mieć tylko formę pokazówki. Absolutnie nie. Każdy pojedynek Daredevila to prawdziwe, brutalne starcia. Jak Matt dostaje łomot to cierpi, rany krwawią, siniaki i stłuczenia od razu się nie goją jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Twórcy osiągnęli mistrzostwo w pokazywaniu walk Daredevila – niesamowite ujęcia, dynamika, sekwencje ciosów wyglądają bardzo realistycznie. A do historii na pewno przejdzie 3-minutowa widowiskowa scena walki z drugiego odcinka (poniżej do obejrzenia).

Na wielką pochwałę zasługuje Charlie Cox, który wcielił się w tytułowego bohatera. Zbudował przekonującą postać (uwierzyłam, że jest niewidomy), niejednoznaczną, której mimo wszystko w sposób niewymuszony kibicujemy. A co najważniejsze wykazał się wielkimi umiejętnościami w sztukach walki. Jestem pod wielkim wrażeniem jego talentów, ponieważ nie każdy potrafi połączyć bardzo dobre aktorstwo z wysoką sprawnością fizyczną (patrz: Stephen Amell, czyli Arrow).

W pierwszym sezonie Daredevil skupia się na powstrzymaniu Wilsona Fiska. Ogromne brawa należą się Vincentowi D’Onofrio, który wykreował niesamowitą i oryginalną postać. Jego Fisk to osoba totalnie zamknięta w sobie, brutalna, wybuchowa, ale również wrażliwa na swój sposób. Z jednej strony chce jak najlepiej dla Nowego Jorku, ale z drugiej strony nie zawaha się przed niczym, aby dopiąć swego. To prawdziwy, pełnokrwisty czarny charakter „Daredevila”, którego prezencja jest wręcz przygniatająca. W każdym z wycedzonych słów czai się groźba i niebezpieczeństwo. Majstersztyk w wykonaniu D’Onofrio.

Nie mogą też umknąć uwadze role Deborah Anny Woll i Eldena Hensona, odpowiednio wcielających się w Karen i „Foggy’ego”. Woll jak zwykle była urokliwa, chociaż trzeba przyznać, że momentami trochę irytująca (dużo oblizywania warg… to chyba jakaś przypadłość po „Czystej krwi”). Z kolei Henson to trochę taki typ Cisco z „The Flash”, czyli postać bardzo sympatyczna, której nie da się nie lubić. Ponadto Ayelet Zurer zagrała świetnie powabną, może nawet zjawiskową i trochę enigmatyczną Vanessę. Myślę, że wybór Rosario Dawson do roli Claire Temple, a także Vondie Curtis-Hall jako Bena Uricha, okazał się również znakomity, ponieważ wpasowali się w styl „Daredevila”. Godni zapamiętania również są Toby Leonard Moore (Wesley), Nikolai Nikolaeff (Vladimir), Skylar Gaertner (młody Matt) i Scott Glenn jako Stick, który obok Nobu (Peter Shinkoda) chyba najbardziej mógł przypominać nam, że oglądamy serial oparty na komiksie.

Przyznam, że nie czytam komiksów (poza „Żywymi trupami”), więc oceniam seriale z perspektywy widza, który od każdej serii oczekuje wciągającej (i najlepiej inteligentnej) historii, ciekawych postaci i wyjątkowego klimatu. A w przypadku komiksowych seriali, aby nie były zbyt przerysowane i sztuczne (co właśnie dotyka „Arrow” w 3. sezonie). I to wszystko udało się osiągnąć „Daredevilowi” i to jeszcze z nawiązką. Normalnie powinnam „wciągnąć” ten serial w 3 dni, ale prawdę powiedziawszy, tak mi się dobrze go oglądało, że nie chciałam go za szybko skończyć i dawkowałam go sobie po jednym odcinku na dzień. Polecam na spokojnie sobie obejrzeć „Daredevila” i czerpać przyjemność z każdego epizodu.

Czy „Daredevil” ma słabe punkty? (poza oczywistym, że ma tylko 13 odcinków?) Jak na komiksowy serial, to trzeba powiedzieć, że za wiele to się w nim nie wydarzyło (poza kilkoma widowiskowymi walkami i niespodziewanymi śmierciami). Ale myślę, że twórcy dążyli właśnie do tego, aby najpierw opowiedzieć początki Daredevila, ubrać go w strój superbohatera i dopiero w kolejnym sezonie wykorzystać w pełni potencjał jego historii (już mieliśmy kilka scen związanych z nowymi przeciwnikami; patrz końcówka 7. Odcinka).

Podsumowując, wysokie oceny serialu „Daredevil”, jakie otrzymał zaraz po premierze nie zostały wystawione na wyrost. To naprawdę doskonały serial, który może się spodobać każdemu, nie tylko fanom komiksów. Netflix dał twórcom wielki kredyt zaufania, który w pełni wykorzystali. To kolejny serial po „House of Cards” i „Orange is the new black”, który zachwycił widzów na całym świecie. Chyba powoli możemy mówić, że przyszłość należy do telewizji internetowej, która ma pełne pole do popisu, swobodę działania i szanuje swojego widza. Teraz możemy tylko czekać z niecierpliwością na drugi sezon, który na pewno śmielej zagłębi się w losy Daredevila i dostarczy nam jeszcze więcej rozrywki i niezapomnianych scen walki.

Źródło zdjęć: imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz