poniedziałek, 29 lutego 2016

Recenzja: Myrath – Legacy

BreakingCD #36

Tunezyjski Myrath to na pewno wyróżniający się zespół na tle innych metalowych formacji. Bez kompleksów łączą orientalne melodie z szybkimi gitarowymi riffami. Ale trzeba przyznać, że wychodzi im to znakomicie! Nowa płyta „Legacy” to kolejne spotkanie z inną kulturą, a zarazem muzyczna przygoda, która brzmi zjawiskowo.



Czwarty album Myrath otwiera Jasmin, który wprowadza nas w bliskowschodnie klimaty w bardzo filmowym sposób, a zarazem stanowi intro do kolejnego utworu. Singiel Believer to niewątpliwie najlepsza piosenka płyty „Legacy”, do której powstał również wyjątkowo efektowny teledysk przypominający nieco film „Książę Persji”. Ten kawałek jest idealną kwintesencją Myrath – pozytywny, energetyczny i przykuwający uwagę swoją odmiennością.


Gorąca tunezyjska krew, niczym rozgrzane piaski pustyni, rozpala emocje w przebojowych Get Your Freedom Back i The Needle. Może to nie są jakieś nadzwyczajne kawałki, ale łatwo tu przyuważyć ile dobrego robi dla Myrath wokalista – Zaher Zorgati. Facet ma potężny głos, piękną barwę i sprawia, że każdy utwór brzmi bardziej żywiołowo. Wybijającą się kompozycją pod tym względem jest Nobody’s Lives, gdzie Zorgati wykorzystuje bardzo charakterystyczny dla arabskich krajów rodzaj śpiewu, który brzmi fascynująco i emocjonalnie. Poza tym sam utwór jest bardzo klimatyczny, wypełniony orientalnymi dźwiękami, gdzie dzieło wieńczy znakomita solówka.

Z kolei słuchając The Unburnt czy Duat możemy poczuć się jak w pałacu sułtana. To wielkie, rozbudowane muzycznie utwory przyozdobione orkiestrowym rozmachem, chórami, a także elektroniką. Nie tylko jest bardziej epicko, ale, co ciekawe, trochę ciężej. Myrath folguje sobie „na bogato”, ale za to z wyczuciem. Możemy to też usłyszeć w Through Your Eyes, gdzie warstwa symfoniczna nadaje niezwykłej mocy temu utworowi. Solówka gitarowa też zwraca na siebie uwagę, ale przede wszystkim to po prostu wpadający w ucho numer. Spokojniejsze, klimatyczne melodie możemy również usłyszeć w balladowym I Want To Die.


Myrath w Endure The Silence popuścili wodze wyobraźni zaskakując fortepianowym wstępem, by momentami zabrzmieć jak Muse (ten przeciągany głos jak u Bellamy’ego). W tym numerze Zorgati brzmi najbardziej po europejsku, a sam utwór jest melodyjny i na pewno wyróżnia się na tle całości. Album kończy szybki Storm of Lies z ładną, ale nieporywającą solówką. Szkoda, że tylko w amerykańskim wydaniu można usłyszeć bonusowy numer Other Side, bo to przebojowy kawałek, który może się podobać.

„Legacy” to bardzo udana płyta, a spotkanie z tak oryginalną muzyką to ciekawe doświadczenie. Można zarzucić, że Myrath na dłuższą metę brzmią dość jednowymiarowo, ale jest w ich twórczości coś urzekającego i w pewnym sensie zmysłowego. Szkoda, że tym razem okładka albumu nie robi zbyt dużego wrażenia, ale z drugiej strony nawiązanie do arabskiego symbolu Hamsa („ręka Fatimy”) jeszcze bardziej podkreśla ich bliskowschodnie pochodzenie. Ale najważniejsze, że mają własny, wyrazisty i wyjątkowy styl oraz są w tym autentyczni. Czego chcieć więcej?

PS. Myrath zagrają 15 marca w Progresja Music Zone wraz z Symphony X oraz Melted Space! Trzeba się wybrać!

Źródło zdjęć: empik.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz