piątek, 4 grudnia 2015

Recenzja: Chemia – Let Me

Breaking CD #31

Poprzednia płyta Chemii, czyli „The One Inside” zebrała wiele pozytywnych recenzji i pozwoliła zespołowi zaistnieć nie tylko na polskim rynku muzyczny, ale też zagranicznym. Muzycy jednak nie osiadli na laurach i już po dwóch latach, w gdańskim studiu, nagrali nowy album „Let Me”. Współpraca ze sławnym producentem muzycznym Mikem Fraserem zaowocowała pełniejszym brzmieniem z hard rockowym pazurem. Trudno na nowej płycie szukać słabych punktów, bo każda piosenka jest warta uwagi słuchacza, który ceni sobie muzykę opartą na gitarowych riffach.



Płytę otwiera singlowy „Fun Gun”, który swoją dynamiką, mocnym, hard-rockowym brzmieniem od razu nastraja pozytywnie do dalszej części albumu. Zaraz po nim słyszymy uwielbiany na koncertach, bardzo charakterystyczny utwór „She”, który niejednego fana porwał do żywiołowej zabawy. Podobnie rzecz się ma z numerem „Grey”, który podczas gigu mimowolnie prowokuje do śpiewania i klaskania dłońmi w powietrzu. Ale zdecydowanie najbardziej przebojowym (i moim ulubionym) i idealnie nadającym się na występy utworem z nowej płyty jest „Gotta Love Me”. Słuchając go nikt nie ustoi w miejscu – to bardzo energiczny, pobudzający kawałek z miażdżącą końcówką!


Dobre, hard-rockowe granie z wkręcającymi się riffami usłyszmy w „The Luck” (z gościnnym występem na perkusji Brenta Fitza) i „Don’t Kill the Winner”. Ale Chemia na „Let Me” potrafi też zwolnić tempa i postawić na cięższe brzmienie. Tak dzieje się w „The Shadow”, „Done” i „We toxic”, gdzie swoim wokalem czaruje Łukasz Drapała, a gitarzyści Wojciech Balczun i Maciej Mąka pociskają świetne solówki. Na wyróżnienie na pewno zasługuje tytułowy „Let Me” z grunge’owym klimatem, a także bardzo pozytywny, trochę funkowy „I Love You So Much”. Album kończy spokojniejszy, wręcz nastrojowy, oparty na bębnach i gitarze „Send Me The Ravens”.


Chemia na nowej płycie zrobiła krok naprzód, wykorzystując do maksimum swój potencjał, nie rezygnując przy tym ze swojego charakterystycznego stylu. Może i brzmią trochę amerykańsko, ale wolę się przychylić do opinii zespołu, że to po prostu światowe brzmienie, najwyższej jakości, a do tego bardzo przebojowe. Na uwagę zasługuje również piękna okładka Tomasza Alena Kopery. „Let Me” to absolutnie czysta, rockowa rozrywka, z którą TRZEBA się zapoznać i ją docenić!

Źródło zdjęć: empik.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz