wtorek, 20 października 2015

Serialowe podsumowanie letniego sezonu 2015

Trochę późno piszę serialowe podsumowanie sezonu letniego, ale tak to bywa, kiedy ma się zaległości. Od czerwca do początku października mogliśmy pasjonować się kilkoma nowymi seriami, które nie tylko podbiły moje serce, ale również widzów na całym świecie. Przypominam, że to zestawienie jest subiektywne, można się z nim nie zgadzać. Jednak staram się też zachować obiektywizm. No to… bon appétit!



6. Humans” (1. Sezon) i Sex&Drugs&Rock&Roll (1. Sezon)

Szóste miejsce zajęły ex aequo dwa seriale. „Humans” to brytyjsko-amerykański, familijny serial sci-fi, z kolei „Sex&Drugs…” to muzyczna komedia. Jak widać trudno te pozycje jakoś ze sobą porównać, a tak naprawdę prae rzeczy je łączy.

Oba seriale miały na siebie pomysł (choć „Humans” jest adaptacją szwedzkiego „Real Humans”), zostały dobrze wyprodukowane i potrafiły na tyle mnie zaciekawić, abym kontynuowała z nimi przygodę. „Humans” mnie zaintrygował historią, a „Sex&Drugs…” czasem nawet rozśmieszył i zaimponował fajną, rockową muzyką. Ale na pewno nie wybiły się ponad przeciętność. Przyjemne seriale idealne do pory obiadowej, dla relaksu.

5. True Detective – 2. Sezon

Dla mnie drugi sezon “True Detective” okazał się rozczarowaniem. Nie wymagałam od serialu kopiowania klimatu czy historii z poprzedniej serii, gdzie kapitalne role odegrali Woody Harrelson i Matthew McConaughey. Chciałam tylko równie ciekawej fabuły, intrygującej, niełatwej, czasem wstrząsającej. A dostałam bardzo skomplikowaną historię, którą trudno było zrozumieć oglądając serial co tydzień. Główne postacie też nie okazały się zbyt interesujące, chociaż można było nacieszyć oczy Colinem Farrellem. „True Detective” miał momenty (choćby strzelanina), miał nawet dobry pomysł na fabułę, ale wykonanie okazało się słabe. Ale mimo wszystko, serial jest bardziej ambitną rozrywką niż „Humans” i „Sex&Drugs…”.


4. Hannibal – 3. Sezon

Kolejny serial, który bardziej rozczarował niż pozostawił po sobie dobre wrażenie. Pierwsza połowa 3. sezonu była rozbuchana, przesycona wizualną stylizacją i przekombinowana. Z kolei druga część serii bazowała na powieści „Czerwony Smok”, co trochę uporządkowało fabułę i ograniczyło pole manewru twórcom, którzy scenariusz pisali chyba na kolanie, a przy okazji za bardzo ponosiła ich (chora) wyobraźnia. Na pochwałę zasługuje Richard Armitage, który z powodzeniem wcielił się we Francisa Dolarhyde’a. Trzeci sezon „Hannibala” był ostatnim, jaki wyprodukowano, a zakończenie mnie usatysfakcjonowało (dzięki odpowiedniej ilości krwi). Ale całościowo seria nie dorównała dwóm pierwszym sezonom.

Serial pozostanie na długo w mojej pamięci. „Hannibal” jak żaden inny serial potrafił pokazać makabryczne sceny z artystyczną estetyką, zbliżając się do pewnego rodzaju formy sztuki, przy okazji eksplorując najciemniejsze zakamarki ludzkiej psychiki. Ambitny serial, który wzmagał apetyt. Pyszna uczta dla oka.

3. The Last Ship – 2. Sezon

Tak. To mój subiektywny wybór, bo przy normalnych okolicznościach „The Last Ship” nigdy nie powinien znaleźć się tak wysoko. Ale wskoczył na podium, ponieważ większość odcinków dostarczyła mi mnóstwo dobrej zabawy. Jasne, że pojawiło się kilka śmiesznych i głupich motywów, ale serial bardzo przyjemnie się oglądało. Ponadto wrogowie statku Nathan James w końcu nie byli tylko stereotypowymi bad-guy’ami z tanich amerykańskich thrillerów, ale szalonymi złoczyńcami z krwi i kości (jak na warunki tego serialu). Również fabuła okazała się znacznie bardziej wciągająca niż ta z pierwszego sezonu. A nawet parę razy zaskoczyła niespodziewanym obrotem sytuacji! No i akcja pędziła miło do przodu i czasem rzeczywiście wywoływała duże napięcie i wstrzymywanie oddechu z emocji. Jednak najbardziej cieszy mnie to, że drugi sezon „The Last Ship” był lepszy od poprzedniej serii i na pewno twórcy mają w zanadrzu jeszcze kilka pomysłów na dalszy ciąg ratowania świata przed wirusem pod amerykańską banderą.

2. Fear the Walking Dead – 1. Sezon

Króciutki, 6-odcinkowy spin-off “The walking dead” pokazał się z bardzo dobrej strony i dobrze wzmógł apetyty na szósty sezon oryginału. „Fear the walking dead” interesująco ukazał kulisy początków apokalipsy zombie. Wprowadził nowe postacie, podkręcił tempo i wypracował własny klimat, trochę odcinając się od hitowego serialu. Próba kopiowania „Żywych trupów” nie powiodłaby się, więc nowa jakość jest na pewno na plus. Szkoda tylko, że nie dobrano lepszych aktorów (Cliff Curtis i Kim Dickens moim zdaniem są kiepscy), a postacie pokazano bardzo powierzchownie. Mimo to, serial opowiada wciągającą historię i jako rozgrzewka przed „The walking dead” wypadł bardzo dobrze. Kolejne sezony mogą być jeszcze lepsze (o ile w obsadzie pozostanie Colman Domingo).

1. Mr. Robot – 1. Sezon

Zdecydowany zwycięzca letniego sezonu. „Mr. Robot” bardzo pozytywnie zaskoczył swoją intrygującą historią, wyjątkową stylizacją i specyficznymi bohaterami. Twórcy podjęli się aktualnych problemów związanych z informatyzacją, internetyzacją i globalizacją świata oraz zagrożeniami ze strony hakerów i wielkich korporacji rządzącymi światem. Serial jest trochę dziwny, niepokojący i dający do myślenia. „Mr. Robot” to przede wszystkim ambitna pozycja, czasem zaskakująca, której historia dopiero się zaczyna. Chociaż przyznam, że serial nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia, jak na innych. Co nie znaczy, że nie doceniam klasy „Mr. Robot”. Na pewno warto obejrzeć!


Źródło zdjęć: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz