poniedziałek, 12 października 2015

Recenzja: Mr. Robot (1. sezon)

„Mr. Robot” niespodziewanie okazał się odkryciem nie tylko sezonu letniego, ale najprawdopodobniej również całego roku. Historia antyspołecznego geniusza komputerowego, który zostaje wciągnięty w największy cybernetyczny zamach świata podbiła serca i umysły widzów. Trudno się dziwić, skoro serial daje dużo do myślenia w kwestiach zagrożeń związanych z globalną informatyzacją, która zdominowała również nasze życie. Oceniam i podsumowuję 1. sezon.



„Mr. Robot” to specyficzny i bardzo intrygujący serial, który podjął się trudnych tematów, ale jakże aktualnych, a mianowicie mediów społecznościowych, hakerstwa, a przede wszystkim zależności od wielkich korporacji, które de facto rządzą światem. Ciekawe jest to tym bardziej, że kilka nieprzeciętnych jednostek uzbrojonych w komputery, laptopy, bądź po prostu smartfony może wywołać całkowity chaos i doprowadzić do zapaści w funkcjonowaniu państw. Serial działa na wielu poziomach fabularnych: od problemów psychicznych głównego bohatera, po coraz wyższe sfery „grubych ryb”, aż po globalne konsekwencje cyberterroryzmu. Wielowarstwowość i głębia tej produkcji zafascynowała cały świat i otworzyła oczy na pewne sprawy.

Przedstawiona rzeczywistość w „Mr. Robot” jest ponura, ale przede wszystkim przerażająca. Serial analizuje problem hakerstwa z kilku perspektyw. Nie tylko jak taki wirtualny atak wpływa na działanie firm i korporacji rządzących światem i co to powoduje, ale też bardziej przyziemnych jak wykorzystywanie zhakowanych danych, które służą chociażby do szantażu ludzi. Eksplorujemy tu warstwę psychologiczną, etyczną i moralną, która może dotknąć każdego z nas. Serial działa na wyobraźnię, skłaniając do refleksji. To jedne z głównych atutów nowej serii.

Ponadto, poza szerszą psychologiczną perspektywą w „Mr Robot” występuje jeszcze ta jednostkowa. Elliot zmaga się z różnymi problemami sfery psychicznej, objawiającymi się w aspołecznym zachowaniu, uzależnieniu, zanikach pamięci i innych, znacznie bardziej poważnych „dolegliwościach”. Złożoność charakteru głównego bohatera, wymagała wyboru odpowiedniego i utalentowanego aktora. Ludzie odpowiedzialni za casting mieli nosa zatrudniając Ramiego Maleka, który fantastycznie wcielił się w swoją dziwną oraz niejednoznaczną postać i zrobił to bardzo przekonująco. Świetnie partneruje mu Christian Slater, jako tytułowy Pan Robot, który stanowi ogromny kontrast dla Elliota. Mr. Robota od początku okrywa zasłona tajemnicy, dzięki czemu widzowie mogli bawić się niczym w „Lost” przerzucając się przeróżnymi teoriami, często nawet trafnymi, biorąc pod uwagę twist jaki zafundowali twórcy temu serialowi (ale o tym cicho sza).

Serial nie ma zbyt wielu bohaterów, ale na pewno na uwagę zasługuje aktor grający Tyrella, czyli Martin Wallström. Jego postać jest równie zagmatwana co Elliot – wspina się po szczeblach kariery, kontrolując obsesyjnie wszystkie sfery swojego życia, aby nie padł nawet cień podejrzenia, że coś może być z nim nie w porządku. O ile Ramiemu Malekowi wystarczy wytrzeszczyć oczy i mówić bardzo wolno, o tyle Szwed z lodowatym spojrzeniem pokazuje kawał znakomitego aktorstwa. Jest kilka takich scen, gdzie mimika jego twarzy wyraża więcej niż słowa. Drobne zmiany i od razu wiemy, co temu bohaterowi chodzi po głowie. Nie można też zapomnieć o kobiecych rolach – Portia Doubleday (Angela), Carly Chaikin (Darlene) i Frankie Shaw (Shayla) choć raczej pozostają w cieniu męskich postaci, odgrywają bardzo przekonujące role. Warto też wyróżnić dwóch drugoplanowych aktorów, granych przez BD Wong (Whiterose) i Stephanie Corneliussen (Joanna). Oboje sprawili, że ich postacie stały się wręcz upiorne i zapadły widzom w pamięć.

W „Mr. Robot” od razu rzuca się w oczy aspekt wizualny. Dominują kolory zimne: odcienie szarości, pastele, czerń. Panuje duży ascentyzm pod względem wyposażenia wnętrz i miejsc, a potęguje to wrażenie niespotykana w innych serialach praca kamery. Ujęcia prawie nigdy nie skupiają się na postaciach, które są tylko częścią tego posępnego świata. Przypomina to trochę film „Ida” i zdjęcia Ryszarda Lenczewskiego i Łukasza Żala – łączy ich poszukiwanie nietuzinkowych kadrów i braku jakiejkolwiek dynamiki. Wszystko to składa się na niezwykły obraz niepokojącej i skrzywionej rzeczywistości (głównego bohatera), kryjąc w sobie tajemnicę. Rezultatem tego jest serial o wyjątkowym klimacie, nawiązujący nieco do skandynawskich kryminałów. To na pewno znak rozpoznawczy nowej serii i coś nietypowego dla wymagającego widza, który zawsze docenia takie starania.

„Mr. Robot” to na pewno oryginalny serial ze świeżym spojrzeniem na informatyzację społeczeństwa i monopolizację światowych rynków. Wyróżnia się wyjątkową stylizacją, która czasami potrafi nieźle wyprowadzić widzów w pole i zupełnie skołować. Ale lubimy, kiedy twórcy „robią nas w konia”, o ile od początku są w tym konsekwentni i dbają o szczegóły, nie dopowiadając czegoś albo powodując złudzenie. Serial ma wciągającą, spójną historią, która potrafi zaskoczyć, co również w obecnych czasach jest w cenie i jest dobrze przyjmowane przez ambitnych widzów. Pierwszy sezon to dopiero początek szerszej fabuły, ale niewątpliwie „Mr Robot” stał się odkryciem tego roku. Postawił sobie wysoko poprzeczkę przed drugą serią i trzymajmy kciuki, aby nie spuścił z tonu i powtórzył ten sukces, bo serial jest nietuzinkowy i może dołączyć do grona pamiętnych seriali, które wspomina się latami.

Wszystko to co napisałam jest obiektywną oceną, gdzie doceniam starania twórców i ich końcowy, fantastyczny efekt. Jednak przyznam, że „Mr. Robot” aż tak mnie nie zachwycił, co resztę krytyków i widzów. Może to kwestia tego, że nie znam się na komputerach i nie trafiają do mnie porównania procesów informatycznych z życiem. Może zbyt bardzo przyzwyczaiłam się do dynamicznych działań hakerskich Chloe z „24” i tu też chciałabym, aby akcja momentami nieco przyspieszyła. Prawdę mówiąc bardziej interesują mnie skutki hakowania niż ich techniczna strona. Poza tym, po tysiącach godzin oglądania seriali, człowiek trochę już przewiduje jak potoczy się fabuła i w kilku wypadkach nie było zaskoczeń. Najzwyczajniej serial nie podbił mojego serca, ale nie zaprzeczę, że warto było obejrzeć 1. sezon i będę go polecać.

Źródło zdjęć: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz