wtorek, 2 czerwca 2015

Recenzja: Pomruki Burzy (Robert Jordan, Brandon Sanderson)

„Pomruki Burzy” to XII tom cyklu „Koło Czasu” Roberta Jordana. W 2007 roku po śmierci autora dokończenia historii na podstawie pozostawionych materiałów podjął się Brandon Sanderson. Wyszło mu to genialnie.



Robertowi Jordanowi (czyli Jamesowi Oliverowi Rigneyowi Jr.) nie dane było dokończyć historii słynnego cyklu fantasy „Koło Czasu”. Autor zmarł w 2007 roku po ciężkiej chorobie (amyloidoza serca). Nie chcąc zawieść fanów pozostawił swojej żonie, Harriet McDougal, notatki, szkice i nagrania z zakończeniem całej historii o Smoku Odrodzonym. Poprosił ją, żeby znalazła odpowiednią osobę, która ukończy dzieło jego życia. Wybrała Brandona Sandersona – pisarza fantasy, a przede wszystkim wielkiego fana cyklu „Koło Czasu”. Wybór okazał się doskonały.

XII tom przybliża nas wielkimi krokami do Ostatniej Bitwy. Rand al’Thor stara się zjednoczyć królestwa i zawrzeć rozejm z Seanchanami, przez co staje się coraz zimniejszy i niebezpieczniejszy, a otaczający go przyjaciele obawiają się, że jest bliski szaleństwa. Z kolei Egwene al’Vere, Amyrlin z obozu buntowniczek, w Białej Wieży prowadzi działania, które mają na celu zjednoczyć Aes Sedai.

Brandon Sanderson w „Pomrukach Burzy” nawet nie spróbował naśladować stylu Roberta Jordana. Zamiast narażać się na nieprzychylność fanów, którzy mogliby oskarżyć go o nieudolną próbę skopiowania stylu wielkiego mistrza, dostosował własny styl tak, aby jak najbardziej odpowiadał klimatowi Koła Czasu. Ale tak naprawdę Sanderson zrobił znaczniej więcej – napisał książkę w stylu przypominającym pierwsze, a zarazem najlepsze części cyklu – „Oko Świata” czy „Wielkie Polowanie”. Nie tylko zdynamizował przebieg wydarzeń, ale co najważniejsze w przypadku kontynuacji historii – dochował wierności postaciom. Jest to szczególnie istotne, ponieważ to bohaterowie powieści i ich przygody oraz relacje tworzą całą historię w „Kole Czasu”, która przez lata przyciągała czytelników do lektury. Brandon Sanderson wykazał się świetnym wyczuciem i idealnie odwzorował charaktery postaci, mimo, że musiał się zmierzyć ze znacznym rozwojem fabuły wpływającym na większość bohaterów. Poza tym młody autor nie popełnił kilku grzechów Jordana – ograniczył wprowadzanie nowych postaci, mniej narzeka na wzajemne niezrozumienie kobiet i mężczyzn, zmniejszył udział politycznych gierek do minimum, sprowadzając je do konkretnych działań i zwrotów akcji. Na siłę trzeba się doszukiwać rozdziałów, które można nazwać „wypełniaczami” nic niewnoszącymi do rozwoju fabuły. Sanderson postawił na przeskakiwanie między wydarzeniami i losami bohaterów w kolejnych rozdziałach, co zapobiegło monotonni męczenia się z długimi rozdziałami z perspektywy jednej postaci, którą niekoniecznie lubi czytelnik. Sanderson pisze prościej, ale za to jaśniej opisuje zdarzenia. Doskonale prowadzi wszystkie wątki, jakie wymyślił sobie twórca cyklu.

Robert Jordan założył sobie, że kontynuator jego dzieła zamknie historię w jednej części (o nazwie „A Memory of Light”), jednak materiału było na tyle dużo, że Brandon Sanderson rozbił ją na trzy części. I bardzo dobrze zrobił – utrzymał tempo rozwoju fabuły Jordana, nie stosując skrótów myślowych, a wszystko wynika z kolejnych wydarzeń i decyzji bohaterów. Jordan wprawił Koło w ruchu, a Sanderson swoim rzemiosłem doprowadził ważne wątki do końca. Przed nim pozostał już tylko Tarmon Gai’don – Ostatnia Bitwa.

Polskie wydanie „Pomruki Burzy” po raz pierwszy nie zostało rozbite na dwie części. Ponad tysiącstronicowy tom również otrzymał zagraniczną okładkę – i na szczęście w wersji bez istotnego spojlera. Osobiście wolałabym wydanie dwuczęściowe, ponieważ taka gruba książka jest nieporęczna i bardzo ciężka (ponad 1 kg). Ale to już kwestia preferencji.

Brandon Sanderson wykonał fantastyczną robotę. „Pomruki Burzy” techniką pisania nawiązują do pierwszych, znakomitych części cyklu „Koła Czasu”. Tą książkę czyta się świetnie, z dużym zainteresowaniem. I podobnie jak u Jordana, druga połowa lektury wciąga tak, że trudno się od niej oderwać. Po lekturze „Pomruków Burzy” można docenić własną cierpliwość i wytrwałość, że udało nam się dotrzeć do najbardziej oczekiwanych momentów całej historii.

PS. Zapraszam na stronę Ariel Burgess, która tworzy wspaniałe rysunki, fan arty ze świata „Koło Czasu”. Próbkę jej umiejętności zamieściłam w powyższej recenzji. A oto linki do strony i facebooka. Warto polubić!

Źródło zdjęć: lubimyczytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz