wtorek, 25 marca 2014

Hunter in Coma, cz.2

22.03.2014 r. Hunter (Support: Ziemia Zakazana, Eier)

Wyznam szczerze – to był mój pierwszy prawdziwy metalowy koncert w życiu. To znaczy ten z Underground 2 w Tychach (Ziemia Zakazana & Hunter) to raczej była rozgrzewka do tego co naprawdę dzieje się na klubówkach. Było po prostu kapitalnie!


Oczywiście wszyscy w glanach (no prawie) i wszyscy na czarno (też prawie). Przegląd koszulek imponujący: od Huntera po Metallikę, Iron Maiden, Comę (nie tylko ja widać zrobiłam sobie festiwal), Godsmack, Slayer (ale tylko jedna!), katanki z Judas Priest i System of a down. Ja zaliczałam się do tych ostatnich, chociaż myślałam o Iron Maiden, a niestety nie jestem w posiadaniu koszulki Huntera.   

Niestety zdążyłam jedynie na ostatni kawałek Ziemi Zakazanej, ale jak już wyżej wspomniałam, miałam okazję ich poznać. Na żywo są bardzo fajni, ale tak do posłuchania w domu… to już nie to samo. Bardziej zależało mi na Eier, zespół z Sosnowca/Dąbrowy Górniczej, których też widziałam na Dożynkach w Dąbrowie Górniczej ale tylko przez chwilę. Zapamiętałam ich ze względu na… jakżeby inaczej – wokalistkę (z bardzo dobrym głosem) i jej niezwykle długi warkocz (za tyłek). Na żywo również wtedy mi zaimponowali, ale słuchając ich w domu to nie do końca. W Wiatraku dali niezłego czadu, jako zespół supportujący Huntera wybór był doskonały! Grażyna Machura to ma głos i gadanę, ale skutecznie zachęcała do pogo i ścianki. Pod koniec publiczność domagała się Sobótki, a także krzyczała: „rozpuść włosy!”. Spełniła życzenie fanów, których wprawiła w ekstazę. Działo się! 



No i Hunter. Czego tu nie napiszę to będzie za mało (w szczególności, że musiałabym ¾ wypowiedzi ocenzurować). Najtrafniej sam Hunter skomentował na facebooku:  „(…) Powtórka z jesieni? Stanowczo za mało powiedziane. Totalna masakra? Lepiej, ale jeszcze nie to. Rzeźnia? Destrukcja? Pandemonium? Apokalipsa? E tam.. Nadal mało. Nie da rady. Nie tym razem Wy, Ludzie Południa, to się potraficie zabawić, nie? Chcielibyśmy się Wam bardzo za to ukłonić, ale powypadały nam kręgi szyjne. Coś powiedzieć sensownego. Ale jak? Struny głosowe pozrywane kompletnie. Coś Wiecie w tym temacie?? pozostaje nam zatem słowo pisane. Wygląda na to, że Zabrzański Show zostanie zapisany na kartach historii jako wstępny Koniec Świata, Który Znamy. Ku chwale rokendrola Panie i Panowie!”. Wypowiedź na pierwszy rzut oka nie aż tak entuzjastyczna jak można by tego oczekiwać, ale obserwując od kilku dni emocjonalne relacje z poprzednich koncertów i doświadczyć tego szaleństwa na własnej skórze – nie dziwi mnie brak słów aby opisać koncert w Wiatraku.

O atmosferze niech świadczy choćby fakt, że na każdym utworze była CO NAJMNIEJ jedna ścianka, a na Samael to doliczyłam się trzech (a przecież numer trwa 3:35!). Co chwilę ostre pogo, przechodzące w mosh. Na scenie szalał Jelonek z Drakiem. Aby podgrzać atmosferę (jakby nie było piekielnie już gorąco) Hunter zastosował efekty pirotechniczne (ciekawe co na to zasady BHP i drewniany parkiet). Było wydzieranie się, head-banging, trochę klaskania z przewagą rogów. Totalny rozpierdziel. I nie było jak na Comie, że „myślcie dalej, że jesteście fajni” – Draku i reszta zachęcali do ostrej zabawy!

Ucieszyło mnie to, że zespół nie skupił się wyłącznie na utworach z Królestwa (Trumian Show, Dwie Siekiery, Rzeźnia nr. 6, RnR) i Imperium (Uboju, Maczety, Diabła, Strachu), ale również sięgnął do pierwszych albumów (choćby Misery i Freedom). Ku mojej uciesze nie zabrakło utworów z HellWooda (Armia Boga, Dura Lex Sed Lex) i T.E.L.I. (Wyznawcy, Płytki Dołek, Osiem).

Hunter organizował też konkurs, w którym było do wygrania zagranie/zaśpiewanie z zespołem. Kasandra miała okazję zagrać na gitarze do utworu Samael, a w między czasie Piotr Kędzierzawski (gitarzysta) poszedł w tłum się pobawić (przeszedł koło mnie, myślałam, że jest przynajmniej mojego wzrostu… no nie, ma może z 165 cm). Niech Kasandra spoczywa w pokoju, ponieważ zginęła z ręki Pawła Grzegorczyka (na Samael zawsze ktoś ginie), ale w sumie umrzeć na scenie wraz z Hunterem to chyba fajna śmierć? Wraz z zespołem miała też okazję zaśpiewać Sonia – bodajże na Trumian Show. Dziewczyny dały radę! Zazdroszczę!

Na koniec koncertu zagrali $mierci$miech, mój ulubiony utwór, bo taki Systemowy. Tak się dobrze bawiłam, że nawet nie zauważyłam, że dopiero na sam koniec go zagrali. Na bis było T.E.L.I. oraz nielubiane przeze mnie Imperium Trujki (jest za dosłowne jak na Huntera!).

Podsumowując, było GENIALNIE. Wykrzyczałam się, wyskakałam, wybawiłam (czyt. Pogo-pogo-pogo), spociłam. W końcu zobaczyłam jak wygląda prawdziwy metalowy koncert – zupełnie się nie zawiodłam! Tyle emocji, żywiołowości i spontanicznych reakcji – no to jest to po co się żyje! I chyba nie przesadzę gdy stwierdzę, że to był najdzikszy koncert w moim życiu (a do tej pory pierwsze miejsce zajmował System of a Down w Łodzi)! Ja chcę jeszcze raz!


Keep rocking! \m/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz