sobota, 14 października 2017

Recenzja: The Walking Dead #172 (Żywe Trupy)

Jak w każdym serialu czy komiksie czasem zdarzają się odcinki lub rozdziały, które możemy nazwać przejściowymi, gdzie z pozoru nie dzieje się nic istotnego, a tak naprawdę przygotowywany jest grunt pod kolejne ekscytujące wydarzenia. I nowy zeszyt „The Walking Dead” jest jednym z nich, ale za to cliffhangerowa końcówka daje nadzieję na dramatyczny rozwój wypadków w listopadzie.



Już sama okładka nowego zeszytu zatytułowanego „Hilltop Reborn” zapowiadała, że najprawdopodobniej niewiele się w nim ciekawego wydarzy. Ewentualnie mogliśmy liczyć na to, że Carl spadnie z tego dachu i się uszkodzi, ale przecież niedawno doznał kontuzji barku, więc było to mało prawdopodobne. Z kolei co bardziej spostrzegawczy fani mogli zauważyć, że na okładce jest błąd, ponieważ młody Grimes jest praworęczny, a tutaj trzyma młotek w lewej ręce. Kto wie czy edytorzy specjalnie tak tego nie zostawili, ponieważ Carl po prostu dobrze się komponował z całym widokiem na Hilltop właśnie w takiej pozycji. Ale błąd to błąd.

Poprzedni rozdział skupiał się wyłącznie na grupie Michonne, która spotkała Princess w Pittsburghu, ale w nowym powróciliśmy do wszystkich lokalizacji, aby sprawdzić czy wydarzyło się tam coś ciekawego przez ostatni tydzień wędrówki. Zarówno w Alexandrii, jak i w Hilltop panuje spokój oraz odbudowywanie tego, co zostało zniszczone przez Whispersów i hordę szwendaczy. Może te strony czytałoby się z większym zainteresowaniem, gdyby twórcy nie powielali wcześniejszych motywów, jak płaczący Rick nad grobem Andrei czy Maggie ciągle niepokojąca się, że Negan jest na wolności. Trochę lepiej prezentował się wątek, w którym Sophia (bardzo ładnie narysowana!) wyznała Carlowi, że tęskni za przyjacielem. Tego jeszcze nie przerabialiśmy, więc dobrze, że twórcy wykorzystali spokojniejszy moment historii, aby wyjaśnić jak wyglądają teraz relacje tych bohaterów. Co nie zmienia faktu, że wątki rozgrywające się w schronieniach rządzonych przez Ricka i Maggie niezmiernie nudziły i ewidentnie je przeciągano, o czym świadczy na przykład piękny (bez dwóch zdań!) panel z widokiem na Hilltop, któremu poświęcono całą stronę. Przejściowe rozdziały rządzą się swoimi prawami i dobrze, że nie wpłynęło to na poziom kreski, ale mimo wszystko wkradł się mały chaos, kiedy tak co panel skakaliśmy między lokalizacjami i postaciami.

Z kolei grupa Alexandryczyków podróżująca do Ohio zyskała nową członkinię, która nie przypadła do gustu Michonne. Kiepski żart z poprzedniego rozdziału zwiększył jej czujność wobec Princess, która zaprezentowała swoją wyjątkową broń. Już wcześniej mieliśmy do czynienia z dzidami, którymi posługiwali się swego czasu mieszkańcy Hilltop, ale jej włócznia naprawdę robi wrażenie. I aż trudno uwierzyć, że znalazła ją gdzieś wbitą w gnijące ciało. Ale broń do niej pasuje i jest skuteczna, jak mogliśmy się przekonać obserwując Michonne i Juanitę w akcji. Princess sprawia, że podróż Alexandryjczyków rzeczywiście stała się interesująca. Gdyby nie ona pewnie dalej przeżywalibyśmy krępujące chwile między Siddiqem i Eugenem oraz czytali o sercowych rozterkach naszej lesbijskiej pary. Bardzo urozmaiciła historię „The Walking Dead”.

Na szczęście twórcy postanowili zakończyć rozdział potężnym cliffhangerem, w którym zobaczyliśmy BETĘ! Uniesione nad głową Jesusa dwie maczety, ewidentnie świadczą o jego złych zamiarach. Jedyna nadzieja w zwinności naszego bohatera, ale wiemy, że nie będzie mu łatwo skoro nawet Negan mu nie podołał. Ta końcówka wzbudziła wielkie emocje, których przez cały rozdział brakowało. Gdyby nie ona to zeszyt niezmiernie by rozczarował, a na nową odsłonę „The Walking Dead” nie czekalibyśmy z niecierpliwością, drżąc o losy postaci. Niewątpliwie możemy liczyć na kilka mocnych akcentów za miesiąc oraz dramatyczną akcję, która wyrwie nas z październikowego marazmu.

Źródło zdjęcia: imagecomics.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz