środa, 26 kwietnia 2017

Relacja: Ghost nawiedził Warszawę! (21.04.2017, klub Stodoła)

Szwedzki Ghost nawiedził po raz kolejny warszawską Stodołę. Rytuał odbył się tym razem bez przeszkód wypełniając cały klub wiernymi fanami, którzy chcieli trochę pogrzeszyć z Papą Emeritusem III i Bezimiennymi Ghulami w piątkowy wieczór. Jako support zagrał zespół ZOMBI.



Nie jestem przekonana czy amerykański duet ZOMBI, który zagrał jako support przed zdobywcami nagrody Grammy, był dobrym wyborem. Na pewno muzyka Steve’a Moore’a grającego na syntezatorach i basie oraz Anthony’ego Paterra bębniącego na perkusji jest intrygująca i warta zapoznania się, ale nie za bardzo nadaje się, aby rozgrzać wypełniony po brzegi klub. Oczywiście mieszanka synthwave i space rocka przypadła do gustu niektórym słuchaczom, ale zdecydowana większość publiczności nie wykazywała większego zainteresowania i entuzjazmu, tylko kurtuazyjnie oklaskując każdą zakończoną piosenkę. Koncert ZOMBI był ciekawym, bardzo klimatycznym doświadczeniem (pojawiły się efekty świetlne w tle), tylko szkoda, że tak monotonnym i nudnawym, bez próby nawiązania przez muzyków, choćby minimalnego kontaktu z ludźmi.


Koncert Ghost pod względem muzycznym tak naprawdę niewiele się różnił od tego sprzed roku, który był przekładany z powodu zbieżności dat z rozdaniem nagród Grammy, gdzie zespół odbierał statuetkę. Znowu przed początkiem występu usłyszeliśmy intro w postaci „Miserere Mei, Deus” i „Masked Ball”, które z jakiegoś powodu ponownie wywołały polityczne reakcje publiczności przeciwko partii rządzącej. Ale najważniejsze, że te mało parlamentarne słowa ludzie potraktowali jako żart, kwitując je śmiechem. Ciekawie też wyglądało odsłanianie instrumentów przez technicznych, którzy z należytym szacunkiem i śmiertelną powagą ściągali z nich płachty. Taka dodatkowa atrakcja w oczekiwaniu na grupę.

Zamaskowani Szwedzi rozpoczęli od „Square Hammer”, jedynego numeru z EP-ki „Popestar”, której jest dedykowany tegoroczny tour. Singiel zastąpił „Spirit” z poprzedniej trasy i spotkał się z gorącym przyjęciem przez polskich fanów Ghosta. Jeszcze więcej emocji wzbudził „From the Pinnacle to the Pit”, gdzie publika głośno odśpiewywała słowa piosenki. Do setlisty powrócił po dłuższej nieobecności upiorny utwór „Secular Haze” (zastępując „Stand by Him”), który zabrzmiał wyjątkowo ciężko i potężnie.


Spektakl trwał w najlepsze na „Con Clavi Con Dio” i „Per Aspera ad Inferi”, gdzie nie zabrakło okadzania ghostowym trybularzem. Podczas obrzędu ludzie przy barierkach znowu mieli okazję skosztować opłatków na „Body and Blood”, będąc wcześniej w zabawny sposób poinstruowanym przez Papę Emeritusa III, żeby nie zaczepiać Sisters of Sin, czyli dziewcząt w strojach zakonnic.

„Devil Church” ponownie posłużył Papie do zrzucenia pięknego, wzorzystego ornatu oraz mitry i wskoczenia w wygodniejszy frak nawiązujący do stroju szwedzkiego króla – Gustawa III. To był też moment dla Bezimiennych Ghuli, które wykazywały się większą żywiołowością i humorem na scenie, niż ich poprzednicy, którzy zostali wyrzuceni z zespołu przez Tobiasa Forge’a, wokalistę Ghost. Kolejne potężnie brzmiące „Cirice” wywołało falę entuzjazmu wśród publiczności (cudna solówka Ghula), ale to na „Year Zero” fani głośniej śpiewali słowa piosenki, co akurat nie jest żadnym zaskoczeniem, bo jest bardzo melodyjna i momentalnie wpada w ucho.



Krótkie „Spöksonat” odtworzone z taśmy i znowu powróciliśmy do płyty „Meliora” z utworami „He Is” i „Absolution”, które spotkały się z gorącym przyjęciem. Z kolei „Ghuleh/Zombie Queen” rozruszały ponownie fanów, którzy mogli znowu głośno zaśpiewać refren wraz z Papą. Zabawa trwała dalej na „Mummy Dust”, gdzie Bezimienny Ghul „Wiatr” przerzucił się na chwilę z klawiszy na keytar, otrzymując burzę oklasków. Przed bisem usłyszeliśmy jeszcze uwielbiane „Ritual”, na którym wokalista zaprezentował wszystkich muzyków (w tym basistkę!). Po krótkiej chwili Ghost powrócili jeszcze na jeden utwór, aby godnie zakończyć cały koncert. Papa w swoim stylu opowiadał o kobiecym orgazmie poprzedzając „Monstrance Clock”, który wybrzmiał znakomicie przy wspólnym śpiewie całej Stodoły chwytliwego refrenu „Come together/ Together as one…”.

Był to kolejny bardzo dobry koncert Ghost w Polsce, ale nie ulega wątpliwości, że zabrakło w nim świeżości. Wszystko to już widzieliśmy i słyszeliśmy, nawet Papa Emeritus III mówił dokładnie to samo co rok temu, więc żarty już tak nie bawiły. Panowała również trochę inna atmosfera – nie tak mroczna jak poprzednim razem, kiedy czuło się jakby uczestniczyło się w ceremonii w ciemnej kaplicy. Tło nie budowało klimatu, a i nowe, bardziej żwawe Bezimienne Ghule sprawiały, że panowały trochę inne wibracje niż zwykle. Jednak najbardziej przeszkadzała wtórność show, które nie wywoływało tak spontanicznych emocji jak rok temu. Oczywiście koncert Ghosta nie zawiódł pod żadnym względem (nawet pojawiło się konfetti) – nagłośnienie było na wysokim poziomie, jak na Stodołę przystało, a publiczność również świetnie się bawiła. Teraz czekamy na nowy album i oprawę, która znowu zelektryzuje wiernych fanów, którzy na pewno stawią się na kolejną czarną mszę w nawiedzonej przez Ducha Warszawie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz