poniedziałek, 20 lutego 2017

Recenzja: The Walking Dead #164 (Żywe Trupy)

Nowy zeszyt „The Walking Dead” wyjątkowo pojawił się w USA w połowie lutego. Może to i lepiej, ponieważ w rozdziale 164 tak naprawdę nic istotnego się nie wydarzyło, w związku z czym odczuwalne rozczarowanie jest mniejsze, ponieważ wyczekiwanie na bardziej soczysty obrót sytuacji potrwa krócej.




Numer 164 „The Walking Dead” stał pod znakiem rozmów między bohaterami, a akcja zeszła na dalszy plan. Nawet dosłownie, jeżeli uważnie przyglądniemy się kilku kadrom z domu, w którym ukryli się Rick z Neganem. Znowu obserwowaliśmy jak radzą sobie z hordą zombie Andrea czy Dwight, jednak wielu emocji tutaj nie zaznaliśmy. Odciąganie grupek szwendaczy z Alexandrii wykonuje się metodycznie – mechanizm tego procesu rządzi się swoimi prawami jak w nauce, tak jak to ładnie ujął Heath. Nie każdy ją lubi, więc może dlatego nie było aż tak interesująco, jak tego oczekiwaliśmy. Stąd właśnie wziął się ten cały zawód nowym rozdziałem.

W każdym razie Eugene powiedział też ciekawe zdanie o tym, że dzięki takim osobom jak Rick czy Andrea nie czuje się bezużyteczny. W podobnym słowach zresztą wypowiedział się Negan podczas rozmowy z Grimesem. Przyznał, że czas spędzony w niewoli otworzył mu oczy na swoje okrutne postępowanie. O Ricku wiemy w zasadzie wszystko – łatwo mogliśmy przewidzieć odpowiedź na pytanie o najgorszą rzecz, jaką uczynił w życiu (którą bez trudu rozszyfrował ex-lider Zbawców), ale jeszcze do tej pory nie mieliśmy tak szczerego wyznania ze strony Negana. Jego opowieść o żonie, której historię znamy z „Here’s Negan” czy utrata wiary w ludzi, uczyniła go w naszych oczach bardziej ludzkim. Nie jest postacią tak bardzo zezwierzęconą, jak myśleliśmy do tej pory. To przeszłość ukształtowała go na bezwzględnego tyrana. Twórcy przedstawili nam tu złożony porter psychologiczny Negana, dodając jeszcze kilka klimatycznie narysowanych kadrów. Może to nie był najlepszy moment, aby pogłębić relacje między tą dwójką, bo przecież nasi bohaterowie są otoczeni przez ocean zombie. Liczyliśmy na krwawą akcję, ale i tak z wielką uwagą czytelnik prześlizguje się między chmurkami zabarwionymi kwiecistym językiem Negana, który działa zawsze rozbrajająco.

Patrząc całościowo na rozdział to rzeczywiście najciekawsza w nim była konwersacja Negana z Rickiem. Wiele razy już padało zdanie w komiksie, że wcale się od siebie nie różnią. Obaj zachowali spokój w trakcie ataku zombie oraz wykazali się umiejętnościami przywódczymi, a teraz… będą walczyć ramię w ramię! Holy sh*t, Rick! Can you believe it? We’re working together! – kto by się tego spodziewał, że będą pomagać sobie nawzajem? Rick wciąż nie wydaje się być przekonany do pozornie szczerych zamiarów Negana, a ta niepewność działa na naszą wyobraźnię w ekscytujący sposób.

Nowy rozdział „The Walking Dead” obył się bez ofiar, co trzeba przyznać jest jednak trochę dziwne i niesatysfakcjonująco w obliczu tych dramatycznych wydarzeń. Alexandryjczycy po prostu schowali się w bezpiecznych domach, a reszta śmiałków odciąga hordę. Do „gry” powrócili również Maggie i Carl, którzy pomagają w ocaleniu Alexandrii. Tylko co z tego, skoro nagle poziom zagrożenia drastycznie się obniżył, a w efekcie emocje opadły. Nie tak miało być!

Ale zdaje się, że to tylko wstęp do kolejnego niebezpieczeństwa, które czyha w ukryciu, aby zadać decydujący cios. Więc punktem kulminacyjnym całego zajścia wcale nie jest atak zombie, z którymi nader łatwo, a przez to rozczarowująco dla czytelników, radzą sobie Alexandryjczycy, ale uzbrojeni Zbawcy obserwujący sytuację z daleka. Na szczęście na odpowiedź musimy poczekać tylko do 1 marca, kiedy pojawi się nowy rozdział! Tam liczę na więcej akcji!

Źródło zdjęć: imagecomics.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz