poniedziałek, 19 września 2016

Recenzja: Ghost – Popestar EP

BreakingCD #40

Szwedzi z Ghost już od momentu wydania znakomitego albumu „Meliora” zapowiadali, że szykują kolejne wydawnictwo na jesień tego roku. Słowa dotrzymali i teraz możemy się nacieszyć EP-ką z coverami oraz jedną nowością.



Ghost nie pozawala o sobie zapomnieć swoim fanom. Nie dość, że bez przerwy koncertują po całym świecie, zdobywają prestiżowe nagrody (Grammy za Cirice!), to jeszcze są w stanie znaleźć chwilę czasu na nagrywanie kolejnych utworów. Co prawda to tylko EP-ka z pięcioma piosenkami, ale jakże klimatycznymi, z niepodrabialnym brzmieniem Ghost. Jednak tym razem w nieco bardziej popowym wydaniu… co sugeruje już sam tytuł płyty, czyli „Popestar”, który jest sprytną zabawą słowną.

Jedynym utworem, który wyszedł bezpośrednio spod ornatu Papy Emeritusa III i szat Bezimiennych Ghuli jest Square Hammer. Z początku wydaje się zbyt lekki i radosny nawet jak na Ghost, ale każde kolejne przesłuchanie szybko weryfikuje to wrażenie, bo przecież tak naprawdę wcale niewiele różni się od takiego hitu jak Ritual. Energetyczny utwór z nutką mroku, szybko wpada w ucho. Warto też wspomnieć o teledysku, który znowu przeniósł nas w dziwaczny świat Ghosta.



Kolejne utwory to już covery. Pierwszy z nich Nocturnal Me jest ulepszoną i mroczniejszą wersją zespołu Echo & the Bunnymen. To najcięższa kompozycja „Popestar”, gdzie całą robotę robią świetne bębny i klawisze. Można się poczuć jak w jakimś starym horrorze, które tak lubią zamaskowani Szwedzi. Z kolei I Believe to niezwykle klimatyczna ballada, bardzo zaskakująca jak na twórczość Ghost. Ale jeszcze większym zaskoczeniem jest przesłuchanie oryginalnej wersji Simian Mobile Disco. I tak – nazwa zespołu dobrze sugeruje, w jakim gatunku był nagrany pierwotnie ten kawałek. Trzeba powiedzieć, że Ghule nadały I Believe wyjątkowe brzmienie. Coś w sam raz, aby zrelaksować się w murach zapomnianej kaplicy z mieniącymi się kolorami witrażami…

Missionary Man to cover piosenki Eurythmics. I tu znowu niespodzianka, bo kto by się spodziewał Ghost w wersji hard rockowej? Wyszło bardzo dobrze, ale może jednak trochę za radośnie i popowo, jak na Szwedów, po których oczekujemy charakterystycznej złowrogości z przymrużeniem oka. Ale za to tekst dobrze wpasował się w ghostowe klimaty. I na koniec znowu coś nietypowego, bo Bible brzmiące, jakby Papa Emeritus III co najmniej zstępował z nieba (?) przed swoimi wiernymi (fanami). Bardzo uduchowiony utwór, gdzie wokalista pokazuje, że jednak potrafi śpiewać, co nie zawsze mu wychodziło (zakładając, że Papa się nie zmienił).

Nie zaprzeczę, że wolałabym otrzymać nowe kawałki od Ghost i to cięższe niż lżejsze, ale mimo wszystko o tych coverach nie można powiedzieć złego słowa. Na szczęście to tylko EP-ka, prezent dla wielbicieli Szwedów, z piękną okładką autorstwa Zbigniewa M. Bielaka. Trzeba im oddać, że pomysłów na muzykę Ghost nie brakuje i oby to się nie zmieniło!

Źródło zdjęć: empik.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz