piątek, 8 stycznia 2016

Płytowe podsumowanie 2015 roku

BreakingCD #34

Próbując stworzyć listę albumów podsumowujących 2015 rok przekonałam się, że nie ma w tym wypadku mowy o obiektywizmie. Po pierwsze, dlatego, że słucham zbyt różnorodnej muzyki i nie ma sensu porównywać power metalu z hard rockiem. Po drugie w tym roku kilka moich ulubionych zespołów wydało nowe płyty i automatycznie winduje je wysoko w zestawieniu. I cóż z tego, że ja słyszę, że jakaś płyta jest naprawdę dobra i porywająca, kiedy serce mówi, co innego. Więc tegoroczne zestawienie albumów jest jak najbardziej subiektywne.

Ponadto postanowiłam ograniczyć się do najlepszej dziesiątki 2015 roku. Jednak kilka płyt zapisało się w mojej pamięci zarówno pozytywnie, jak i negatywnie i o nich też wspominam, ale dopiero po wyłonieniu zwycięzcy zestawienia. Nazwijmy to takim uzupełnieniem całości. Zaczynamy!

10. Kabanos – Balonowy Album

Dziesiątkę otwiera moja tegoroczna muzyczna nowość, czyli Kabanos. „Balonowy Album” emanuje pozytywną energią, pokręconymi tekstami, radosną atmosferą i wpadającymi w ucho riffami a’la System of a Down. Fascynuje ta lekkość i swoboda albumu. Woodstockowe „Mamo, jest mi tu dobrze”, „Balony” czy „Wyspa wygłupów” oraz pozostałe kawałki szybko się wkręcają, a cały album nawet po jakimś czasie się nie nudzi.


9. Proletaryat – Oko za oko

Kolejny polski zespół w tym zestawieniu (i nie ostatni). Ale tym razem trochę ostrzej, ciężej i szybciej. „Oko za oko” to bardzo dobry, różnorodny album, który szybko zyskał moje uznanie. Gniew, bunt, dosadność i szczerość to jest to, co wyróżnia Proletaryat. To jest to, co lubię i szanuję.


Recenzja płyty „Oko za oko”

8. Skindred – Volume

Po pierwszych singlach, czyli „Under Attack” i „Volume” można było mieć wątpliwości, co zaoferuje nam cały album. Szczególnie, kiedy przypomnimy sobie trochę przekombinowany „Kill the power”, który na pewno miał kilka niezłych kawałków, ale był jakiś taki bez mocy i za mało przebojowy. Ale „Volume” na szczęście wraca do ciężkich, bezkompromisowych i bardzo energetycznych kawałków. Muzyka Skindred to wciąż ten sam ognisty żywioł, który tak kapitalnie sprawdza się podczas koncertów.


7. Sarang – Prisoners

Kolejny polski zespół w zestawieniu, ale tym razem śpiewający po angielsku. A mowa tu o Sarang! Może to nie moje klimaty, ale prawdziwie mnie zafascynowali tym, że tak fajnie grają. W życiu bym nie pomyślała, że to Polacy. Chłopaki dają czadu (przekonałam się o tym będąc na jednym koncercie), grając porywającą muzę, przy której nie da się ustać w miejscu. Jest OGIEŃ!


6. Halestorm – Into the Wild Life

Kolejna przebojowa płyta Halestorm! Wymieńmy choćby utwory takie jak „Amen”, „Mayhem”, „I Am the Fire”, „Apocalyptic” czy „I like it heavy” – od razu wpadają w ucho. „Into the Wild Life” zawiera, aż 13 kawałków, więc mamy tu również kilka spokojniejszych numerów, gdzie Lzzy pokazuje, jak wielki posiada głos. Bardzo lubię takie hard-rockowe granie i szósta pozycja jest jak najbardziej zasłużona.


5. Iron Maiden – The Book of Souls

Długo się zastanawiałam, co powinno być wyżej: Halestorm czy Iron Maiden. Z jednej strony Halestorm ma kilka świetnych kawałków, ale to Iron Maiden ma piękne, epickie „Empire of the Clouds”, w którym jestem zakochana. Na dwóch płyta znalazły się także inne znakomite utwory, jak „The Red and the Black”, „Speed of Light”, „If Eternity Should Fail” czy „The Book of Souls”. Całościowo album nie powala na kolana, ale po pięciu latach 92 minuty nowego, maidenowskiego heavy metalu naprawdę cieszy. Szczególnie po dramatycznej historii z chorobą Bruce’a…

Recenzja płyty „The Book of Souls”


4. Chemia – Let Me

Tuż za podium podsumowania płytowego 2015 roku znalazła się… Chemia! Polski zespół pokonał Iron Maiden, interesting… „Let me” to płyta kompletna, całościowo wspaniała. Lubię ten album od początku do końca – każdy utwór jest warty odsłuchania. I co najważniejsze, Chemia ma swój charakterystyczny styl, który wyjątkowo pobudza i nie pozostawia obojętnym wobec ich żywiołowej muzyki. Doskonała płyta z urzekającą okładką. Zasłużone, bardzo wysokie miejsce.

Recenzja płyty „Let Me”


3. Disturbed – Immortalized

Największe zaskoczenie 2015 roku – powrót Disturbed! Niespodzianką może być też trochę inne brzmienie zespołu, ale na szczęście nie wpłynęło to na moc i jakość ich muzyki. Niewątpliwie płyta „Immortalized” jest przez to bardzo różnorodna i momentami zaskakująca („The Light”). Poza „The Vengeful One” i „Immortalized” (i mojego ulubionego „Never Wrong”) na wyróżnienie zasługuje kapitalny cover „The Sound of Silence”. Ile tu emocji, podniosłości i siły! Mam ciarki na plecach za każdym razem, kiedy tego słucham. Disturbed zaliczyli powrót w wielkim stylu!

Recenzja płyty „Immortalized”


2. Blind Guardian – Beyond The Red Mirror

Chyba nie ma zaskoczenia, że nowy krążek Blind Guardian znalazł się tak wysoko, prawda? Historia z „Imagination from the Other Side” znalazła swoją kontynuację w postaci niezwykle rozbudowanej muzycznie płyty „Beyond the Red Mirror”. W przypadku bardów również musieliśmy się uzbroić w cierpliwość, ale tak bywa, kiedy w grę wchodzi współpraca z orkiestrą. Piękny, wielopłaszczyznowy album, z nowym, niższym brzmieniem. Ale poza zawrotnym, power metalowym tempem, wyróżnić też trzeba queenowski, taki romantyczny utwór „Miracle Machine”, który znalazł się również na koncertowej set liście. „Beyond the Red Mirror” robi ogromne wrażenie, a jego słuchanie to niczym podróż do innego wymiaru. Na drugą stronę Czerwonego Lustra.

Recenzja płyty „Beyond The Red Mirror”


1. Ghost – Meliora

Myślę, że po przeczytaniu mojej recenzji płyty “Meliora” było jasne, że Ghost będzie faworytem do pierwszego miejsca w podsumowaniu 2015 roku. Najnowszy album niósł ze sobą nutkę niepewności, bo zmiana wokalisty nie zawsze wychodzi zespołom na dobre. A tu nie tylko Papa Emeritus III okazuje się jeszcze lepszy od poprzedniego, to jeszcze muzycznie Ghost nagrali fenomenalną płytę. „Meliora” jest mroczna, intrygująca, niepokojąca i… przebojowa! „Cirice” jest nominowane do Grammy (i dzięki temu 15 lutego odwołano warszawski koncert…) czy „From the Pinnacle to the Pit” to kolejne genialne utwory w twórczości Szwedów. Reszta numerów wcale im nie ustępuje. Charakterystyczna muzyka Ghost jest zjawiskowa, co potwierdza ten wspaniały album „Meliora”. Hail Satan! Hail Ghost!

Recenzja płyty „Meliora”


Wyróżnienia:

Lacrimosa – Hoffnung

Coś zupełnie innego. Niesamowitego. Metal symfoniczny w wyjątkowym wydaniu. Płyta „Hoffnung” to pewnego rodzaju epicka podróż do innego, mrocznego świata. Przenikanie się muzyki poważnej z gitarami i perkusją brzmi fantastycznie. A kiedy jeszcze dołącza Anne Nurmi ze swoim aksamitnym głosem to można odpłynąć. Warto zagłębić się w muzykę Lacrimosy, bo robi duże wrażenie i jest czymś rzadko spotykanym.


Godne uwagi:

Red – Of Beauty and Rage 

Zespół Red już po dwóch latach powrócił z nową płytą wypełnioną, aż godziną świetnej muzyki. Chłopaki dają czadu w swoim stylu, a Michael Barnes przeplata czysty, przeciągły śpiew z szorstkim wydzieraniem się. Przez to Red nie tylko jest w pewien sposób epicki, ale też bardzo emocjonalny (patrz: „Fight to Forget you”). „Of Beauty and Rage” to solidny i pasjonujący album wart kilkukrotnego przesłuchania.


Slayer – Repentless

Slayera nie słucham… ale z ciekawości przesłuchałam ich najnowszą płytę. Okazało się, że nie taki diabeł straszny. „Repentless” to płyta bezkompromisowa, gniewna i oczywiście odpowiednio szybka z porządną nawalanką w bębny. I co ciekawe z jednym, wolniejszym (ale potężnym) przystankiem na „When the Stillnes Comes”, które niewątpliwie wyróżnia się na tle całego albumu. Poza tym każdy kawałek to pełnokrwisty konkret, bo przecież… Slayer nie bierze jeńców!


Rozczarowania:

Shinedown – Threat to Survival

Shinedown zmieniają się i to nie koniecznie w tę stronę, którą oczekiwałam. Wolałabym więcej klasycznego alternatywnego metalu i gitar niż komputera i bitów, które teraz są w modzie. Brzmi to wszystko bardzo syntetycznie, plastikowo i płasko. Na szczęście chłopaki z Shinedown wciąż mają w sobie ogień, a Brent nie oszczędza się głosowo i wciąż pisze bardzo dobre teksty. Mimo to, tylko Shinedown nie uzyskał u mnie pozytywnej oceny zmiany brzmienia. I jeszcze ta okropna okładka… „Threat to Survival” byłby dla mnie całkowitą porażką, ale utwory „Cut the Cord” i „Dangerous” pozwalają mi patrzeć na płytę z większym szacunkiem.

Recenzja płyty „Threat to Survival”


Trivium – Silence in the Snow

Z przykrością muszę powiedzieć, że Trivium zatrzymało się w rozwoju. Nic nowego, ani ciekawego nie nagrali. A co gorsze zaczęli brzmieć bardzo przeciętnie. Czy to efekt czystego śpiewania Matta Heafy? Może i ja nie przepadam zbytnio za growlem czy screamem, ale… naprawdę brakuje porządnego wydzierania się Matta. Wtedy ich muzyka ma więcej mocy i wyrazu. A tak… podczas odsłuchiwania „Silence in The Snow” szybko ogrania znudzenie. Szkoda.


I tyle. Dziękuję za uwagę. Widzimy się za rok! Keep rocking! \m/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz