poniedziałek, 16 marca 2015

Recenzja: Kompania Braci

Wiele lat zabierałam się za obejrzenie mini-serialu HBO „Kompania Braci”. Przyznam szczerze, że nie lubię filmów wojennych, a co dopiero poświęcić czas serialowi. Zresztą dopiero niedawno udało mi się w końcu obejrzeć w całości „Szeregowca Ryana” (zawsze gdzieś mi umykała środkowa część filmu). To nie moje klimaty. Ale miałam w pamięci to, że „Kompania Braci” to serial legendarny, wyjątkowy, jeden z najlepszych w historii. Za trzecim podejściem w końcu udało mi się obejrzeć wszystkie dziesięć odcinków. Oczywiście przekonałam się, że wysokie oceny tego serialu nie zostały przyznane na wyrost. Jest po prostu genialny.



„Kompania Braci” robi tak wielkie wrażenie z dwóch powodów. Po pierwsze są to prawdziwe historie żołnierzy z Kompanii E, 506 pułku piechoty spadochronowej, 101 Dywizji Powietrznodesantowej Armii USA podczas II wojny światowej. Wszystkie akcje, misje, losy jednostek zostały przedstawione na podstawie książki Stephena Ambrose’a o tym samym tytule. Autentyczności tym wydarzeniom dodają wypowiedzi samych żołnierzy, którzy brali w nich udział, chociaż dopiero na sam koniec twórcy ujawniają nam prawdziwą tożsamość weteranów. Cwany zabieg, który robi piorunujące wrażenie, ponieważ ani nie jesteśmy przekonani czy są to prawdziwi weterani (ja byłam cały czas przekonana, że są to aktorzy), a jeśli tak to do końca nie wiadomo, którzy z nich przeżyli wojnę.

Drugim powodem, dla którego „Kompanię Barci” możemy zaliczyć do najlepszych seriali w historii jest realizm, staranność i dbałość o szczegóły, zupełnie jakby oglądało się wysokobudżetowy film. Produkcją zajęli się sami Steven Spielberg i Tom Hanks. Obaj pracowali nad “Szeregowcem Ryanem” i to widać na ekranie. Tylko tym razem, nie chodzi o pokazanie losów jednej osoby, czyli Kapitana Johna H. Millera poszukującego szeregowca Ryana*. Serial opowiada o kompanii E, grupie wyszkolonych żołnierzy, którzy zostali wysłani do Europy, aby pokonać Niemców. Przedstawia każdy aspekt wojny toczonej na terenach Holandii, Belgii i Niemiec. Uderzająca prawdziwość wydarzeń, obrazu zniszczeń, zachowań bohaterów sprawia wrażenie jakbyśmy przenieśli się w czasie i razem z nimi uczestniczyli w wojnie. Uczucie beznadziejności, sięganie do najskrytszych zakamarków ludzkiej psychiki, obezwładniający dramat wstrząsają widzem. Myślę, że żaden film dokumentalny czy nawet film wojenny nie zobrazowałby II wojny światowej w tak rzetelny i autentyczny sposób.

Po obejrzeniu „Kompanii Braci” zapamiętam na pewno dwa odcinki. Pierwszy to „Bastogne” (odc. 6), który skupia się na losach medyka Eugene’a „Doc” Roe’a**. Przerażający jest obraz pracy sanitariusza, kiedy pod ostrzałem wroga musi ratować życie kolegów z kompanii, przyglądając się makabrycznym obrażeniom. Taka osoba musi być niewyobrażalnie silna psychicznie, aby nie załamać się, jak to było np. z porucznikiem Lynnem „Buckiem” Comptonem. Choć był jednym z najlepszych żołnierzy w kompanii nie wytrzymał psychicznie pobytu w szpitalu, a potem wydarzeń z lasu niedaleko Bastogne. Kompania E musiała bronić terenu w Ardenach (lasek o nazwie Bois Jacques obok wsi Foy), w katastrofalnych warunkach – w przenikliwym zimnie, bez zapasów jedzenia i kończącą się amunicją. Również ostrzał lasu pokazano niezwykle realistycznie – przerażająca sekwencja wybuchów i strzałów powodowała u mnie ciarki na plecach. Bardzo ciężki odcinek.

Jednak to „Why we fight” (odc. 9) całkowicie powala na kolana. Wszyscy myślimy już, że nic gorszego od kolejnych śmierci, pourywanych kończyn, rozpaczy i apatii nie zobaczymy. Jednak złowieszczo brzmiące zdanie jednego z żołnierzy: „strasznie cicho”, podczas patrolowania lasu, przypomina o jeszcze jednym strasznym aspekcie II wojny światowej. Odkryty przez amerykańskich żołnierzy obóz koncentracyjny robi porażające wrażenie. Zagłodzeni, upodleni ludzie, trupy walające się wkoło – wszystko zostało pokazana zgodnie z udokumentowanymi faktami. W Polsce doskonale znamy historię obozów koncentracyjnych, można by powiedzieć, że „od wewnątrz”, jednak nikt nie pokazywał do tej pory perspektywy żołnierzy amerykańskich. Wojna to wojna, trzeba walczyć, ale zobaczyć tak niewyobrażalne zło zadane drugiemu człowiekowi, ponieważ jest Żydem, z ich perspektywy jest nie do pojęcia. Tak samo dla nas, żyjących w czasach pokoju. Do dziś przechodzą mnie dreszcze i mam miękkie kolana na myśl o tym odcinku.

W „Kompanii Braci” zagrało również wielu aktorów, których dzisiaj kojarzymy z wielkich produkcji: Damian Lewis*** („Homeland”), David Schwimmer („Przyjaciele”), Kirk Acevedo („12 małp”, „Fringe”), Michael Cudlitz („The Walking Dead”), Neal McDonough („Justified: Bez przebaczenia”), Donnie Wahlberg (seria filmów „Piła”), Ron Livingston („Zakazane Imperium”), Scott Grimes („Ostry dyżur”) itd. W serialu pojawiło się również kilku aktorów młodszego pokolenia, którzy teraz święcą triumfy na dużym ekranie, np. Michael Fassbender („X-men: Pierwsza Klasa”, „Wstyd”), James McAvoy („X-men: Pierwsza klasa”, „Brud”), Colin Hanks („Dexter”, „Fargo”). A jako ciekawostkę możemy wymienić choćby Jimmy’ego Fallona.

Cieszę się, że w końcu obejrzałam „Kampanię Braci” i myślę, że dobrze się stało, że dopiero teraz. Po setkach godzin spędzonych na oglądaniu seriali jeszcze bardziej docenia się pracę, jaką włożono w ten projekt. Zdecydowanie jest to jeden z najlepszych seriali w historii i tak naprawdę nie można powiedzieć o nim złego słowa. Kapitalny, poruszający, dopracowany i po prostu doskonały.

* słynny Szeregowiec Ryan tak naprawdę nazywał się Fitz Niland i był w kompanii E (nie brał udziału w obronie mostu w Ramelle tylko został odesłany niedługo po D-Day). Tak naprawdę wykorzystano historię Nilanda (jego trzech braci zginęło, więc dowództwo postanowiło się zlitować nad losem matki) po to, aby pokazać w filmie kilka historycznych wydarzeń (m.in. lądowanie w Normandii).

** przykre jest to, że Roe (ten rzeczywisty) nigdy nie otrzymał Srebrnej Gwiazdy za męstwo, jakim się wykazał podczas walk. Wielkie słowa uznania dla Spielberga i Hanksa, że postanowili poświęcić jego osobie niemal cały odcinek. Nie otrzymał odznaczenia, ale zostanie zapamiętany (a także ogólnie trudna praca medyków) dzięki serialowi.

*** Na zdjęciu obok akapitu znajduje się Damian Lewis. W książce „Kompania Braci” S. Ambrose’a znajduje się identyczne zdjęcie (pod bramą) Dicka Wintersa, w którego wcielał się aktor.

Źródło zdjęć: Filmweb.pl i imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz