wtorek, 10 września 2013

Recenzja: Avenged Sevenfold – Hail to the King

Avenged Sevenfold – Hail to the King

Hail to the king – szósta studyjna płyta, wydana ponad dwa tygodnie temu już trafiła na szczyty list w UK i USA. Nazywana – jeszcze przed pojawieniem się na rynku – Czarnym Albumem XXI wieku… myślę, że to nie jest tylko trafne porównanie, ale wręcz dosłowny komentarz. Ponieważ słuchając Hail to the King trudno nie odnieść wrażenia, że słucha się Metalliki albo Gunsów,  AC/DC, Zeppelinów, Sabbatów czy innych doskonałych zespołów heavy metalowych (ja np. widzę trochę Masterplanu). Napisałam „że słucha się”, a nie „jest podobne” czy „są pewne naleciałości”.


W tym miejscu trzeba szybko wyjaśnić dwie rzeczy. To, że Avenged Sevenfold brzmią dokładnie jak Metallika to zabieg celowy. Chłopaki postanowili zaczerpnąć (wiadrami albo i pompą wyssać) z klasycznych albumów rocka (metalu) wszystko to co najlepsze i stworzyć płytę równie udaną i chwytliwą. A cóż zrobić, że M. Shadows ma bardzo podobny głos do James’a Hetfield’a…  no może trochę przesadza żeby go aż tak naśladować.

Fani mogą czuć się oszukani. Z tym się zgadzam. W swoją muzyczną podróż A7X wyruszyli z metalcore’u (w sumie całkiem udanego), po czym od trzeciej płyty drążą heavy metal, by szóstą płytą cofnąć się do klasyki gatunku i brzmieć niemal jak… tak tak – Metallica (no nie żeby wcześniej nie brzmieli jak oni – ale nie aż tak!). Zresztą… fani wczesnej Metalliki mogą się łączyć teraz w bólu z fanami wczesnego Avenged Sevenfold – przecież ci pierwsi popularność zdobywali dzięki trash metalowi aż tu nagle dowalili nam Czarny Album z Nothing Else Matters czy The Unforgiven. Punkt zwrotny zespołu i w sumie historii muzyki metalowej. Myślę, że dla Avenged to dokładnie ta sama przełomowa chwila.

Oczywiście, można się doczepić do najważniejszej rzeczy, którą jest kopiowanie stylów muzycznych. Że zespół powinien znaleźć własne charakterystyczne brzmienie i nawet niezorientowany słuchacz  bez trudu jest w stanie zidentyfikować zespół po kilku dźwiękach. Bo dzięki temu zespoły przechodzą do historii, stają się legendami i kolejne pokolenia przychodzą na koncerty. Ale szczerze mówiąc… muszę przyznać, że mnie obecnie trochę brakuje takiej klasyki. Ja się czasem czuję przytłoczona ilością dźwięków, kombinowaniem i ulepszaniem piosenek. Trochę tego za dużo.

Mogę nawet zobrazować to co mam na myśli. Jak ktoś zna się na architekturze to ja bym porównała muzykę XXI wieku do Baroku – tyle tych szczegółów, ozdobników, że trudno to ogarnąć czasami. Ale jest piękny. Ale czasami człowiek chce trochę odetchnąć i nacieszyć się większą prostotą, stabilnością, fundamentalnością i harmonią – taki był Renesans, taka była muzyka XX wieku. Ambitne porównanie, co? Haha. Poniosła mnie wyobraźnia. Ale bronię tutaj własną klatą Hail to the King, bo warto.

Myślę, że każdy fan heavy metalu znajdzie na tej płycie coś dla siebie. Nie ma jednego czy dwóch utworów, które wyróżniają się na tle całego albumu. Same piosenki są rozbudowane ale jednocześnie nie atakują nadmiarem. Łatwo przesadzić kiedy wyciska się esencję z legend, a potem miesza. Chłopaki z Avenged umiejętnie miksują proste riffy gitarowe, z prowadzącą perkusją, a nawet ośmielają się wykorzystywać chóry (Requiem) i przypomnieć sobie metalcore’owe wstawki.

Mnie najbardziej przypadły do gustu This Means War (Sad But True?) i Planets (początek niczym satellite 15… the new frontier) . Zdecydowanie ktoś tu ukradł bębny Larsowi Ulrichowi, a M. Shadows pokazuje swoje możliwości wokalne (i doskonałe naśladownictwo do Hetfield’a).

Album tętni energią lat 90tych ale jednocześnie brzmi świeżo i współcześnie. Oczywiście to wciąż Avenged Sevenfold tylko w wersji tradycyjnej. Zresztą mogli sobie na to pozwolić – pięć płyt to już solidny dorobek muzyczny. Szóstą płytą poeksperymentowali, pobawili się – i co najważniejsze zrobili to kapitalnie.

Tak więc… Metallica nie musi już nagrywać nowej płyty – Avenged Sevenfold zrobili to za nich.

Outro:
- Skąd tytuł albumu Hail to the King? Matt (M.Shadows) podczas nagrywania płyty przyprowadził do studia swojego synka. Podnosząc go mówił: pokłońcie się królowi. Chłopczyk śmiał się. Zespół to podłapał. I tak zostało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz